Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88737

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako, że muszę odwiedzić Grecję służbowo, przypomniała mi się moja jedyna bytność w tym pięknym, jestem przekonana, kraju 25 lat temu. A właściwie kwestia wydostania się z niego.

Byłam na wakacjach na Cykladach, było cudnie i świetnie, ale tak się stało, że zaplanowany powrót z mojej winy nie doszedł do skutku. Trzeba było jakoś sobie poradzić, bo był koniec sezonu i z wysp samoloty latały rzadziej. Cały 24-godzinny powrót z tak nieodległego kraju wtedy był długi i ponury, teraz z perspektywy czasu jest śmieszną przygodą.

Najśmieszniej było na lotnisku w Atenach. Wpadliśmy prawie w ostatniej chwili i wyczytaliśmy informację (tylko po grecku było, a lotnisko międzynarodowe, ale ok), że odprawa do Polski przy stanowisku nr 5. Stanowisk było ze 30, każde z pięknym numerkiem świecącym się. Jak na tamte czasy lotnisko w Atenach było bardzo nowoczesne, świeciło i buczało. Stanowisko nr 5 puste, ani turystów ani pracowników ani nikogo, kogo można zapytać. Zaczęliśmy się snuć w poszukaniu jakiegoś punktu informacyjnego, gdy nagle zobaczyliśmy oblegane stanowisko z nr 27 na witrynce, na którym ktoś na biureczku postawił kartonik z wyrysowaną markerem piątką. Tak po prostu. I faktycznie była to odprawa do Polski.

Ok, odprawione, czas przejść przez bramki. Podchodzę do jakiejś, a oni nam mówią, że tutaj nie obsługują podróżnych z gejtów 1,8,12 (nie wiem czy to takie numery, ale brzmiały jak losowe). A my mieliśmy 8. Będą te gejty obsługiwali, ale jeszcze nie teraz, dopiero od 4.30. Uprzedzając fakty siedzieliśmy niedaleko nich o 4.30 i nic się nie zmieniło, ani obsługa, ani strażnicy, tylko po prostu przestali niektórych ludzi przeganiać. A nas przegonili na sam koniec do odległego przejścia. Przy odległym przejściu siedziało kilka znudzonych osób i nawet z zydli nie wstawali. Wrzucało się im do prześwietlenia graty i tak sobie jechały (czasy jeszcze przed WTC, więc i kontrole mniejsze).

W mojej torbie jechał sobie pilnik spory, który faktycznie na prześwietleniu wyglądał jak szpikulec do lodu czy inne coś, co potencjalnie może naruszyć integralność człowieka. Pan sobie zerknął, zapytał co to, odpowiedziałam zgodnie z prawdą, pan pogadał z kolegą po grecku, pośmiali się serdecznie i pojechało! Nieruszane przez nich palcem, cały czas siedzieli. W sumie dobrze, że szybko, tylko pewności co do bezpieczeństwa podróży mi nie dodało.

Jakiś czas później zrobił się zastój, żaden samolot nie odlatywał, podróżnych przybywało. Nerwowość się wzmogła wśród obsługi. Nasza polska stewardessa powiedziała nam w konfidencji, że lotnisko zgubiło samolot. Tak po prostu, miał lecieć do LA (czy gdzieś tam, nie pamiętam), stał tam i teraz nie stoi, a nikt nie widział, żeby gdzieś leciał. Po 45 min. stewardessa ogromnie rozbawiona podzieliła się informacją, że teraz odkryli, że z lotniska w Atenach samoloty do LA nie latają i nie mogli zgubić takiego samolotu, czyli po prostu komuś się wydawało, że tam stał. Odetchnęli, pośmiali się i wszystko ruszyło.

Na koniec już w Polsce dowiedzieliśmy się, że nasze bagaże przylecą następnym samolotem. Nie, że zgubili, zapomnieli, tak zapakowali, bo planerom ciężaru tak pasowało, a że oba samoloty lecą do Wawy to wszystko jedno, nie? Ten drugi z międzylądowaniem, więc będzie za 3 godziny, ale w końcu nic się nie stało...

Nie wiem jak jest teraz w Atenach, dużo się zmieniło i w przepisach i w sytuacji, więc pewnie już takich rozrywek nie ma. A może się zdziwię...

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (150)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…