Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88765

przez ~tenconielubiswiat ·
| Do ulubionych
Jako że zbliża się okres Bożego Narodzenia to postanowiłem napisać kilka słów. Nie będzie tu piekielnej historii, a raczej piekielne zjawisko, schemat, które nie tylko ja dostrzegam.
Mam 30 lat i gdzieś od dobrych 10 nie lubię Świąt Bożego Narodzenia. Kiedy o tym mówię otwarcie ludzie robią wielkie oczy i zdziwieni pytają "Jak to?! Przecież każdy lubi...". No jak widać nie każdy.

BN nie kojarzy mi się z choinką, atmosferą, rodziną, tylko z nerwami i zapier...dzielem. Myślę, że to przez pedantyzm mojej mamy. Na święta wszystko musiało być tip-top. Okna pomyte, dywany poprane, w szafkach powycierane kurze i poukładane rzeczy, wysprzątany każdy kąt, pod każdym meblem.

W dodatku kilkanaście lat temu zachorowała na SM, i z roku na rok ma co raz mniej sił i sprawności, więc co raz więcej obowiązków spadło na mnie. Mama niestety nie oszczędzała się z powodu choroby, i zasuwała w tym "magicznym" okresie ponad swoje siły, często niemal tracąc przytomność, albo przewracając się potem z wycieńczenia i robiąc sobie krzywdę. Tak więc wiecznie były nerwy, bo np. ja krzyczałem na mamę, czemu jest taka głupia i niszczy sobie zdrowie, którego zostało jej już niewiele. Albo byłem już zmęczony, godzina koło północy, myślę już tylko o tym aby wziąć prysznic i kłaść się spać, bo następnego dnia od rana studia/praca, a mama wyskakuje z tekstem "Jeszcze żyrandol u mnie nie umyty/podłoga nie wypastowana", no i awantura gotowa, bo i tak chodziłem zły i nabuzowany, bo koledzy, którzy mieli "Normlane" domy, pisali, czy wychodzę z nimi na piwo, czy do kina.

Sam okres świąt to też awantury w stylu "Czemu się jeszcze nie ubierasz?! Na cmentarz jeszcze po drodze trzeba wstąpić!" "A czemu mi o tym wcześniej nie mówiłaś?" Na to pytanie nie było logicznej odpowiedzi. Chyba po prostu jak ze stereotypową kobietą- powinienem się domyślić. Wiecznie pospieszanie i draki z tym związane to tez kolejne wspomnienie. Ogólnie jestem osobą punktualną, i rozumiem, że jak z kimś się umawiasz na 16:00, to nie wypada przyjść 16:30, ale jak przyjedziesz 16:03, to chyba świat się nie zawali? To w końcu rodzinna kolacja, czy samolot, że trzeba być przed czasem?

To tylko część takich okołoświątecznych piekielnych wspomnień. Jak ktoś zechce to dopisze resztę. Na szczęście uderzyłem w końcu pięścią w stół, i powiedziałem że starczy tej głupoty. Awantura była, ale koniec końców mama zrozumiała, że faktycznie wiele rzeczy robiła głupio i niepotrzebnie. A- bo zapomniałem powiedzieć: nawet jak wyjeżdżaliśmy na święta, i absolutnie nikt do nas nie przychodził w tym czasie, to i tak trzeba było się urobić po łokcie i wszystko zrobić na błysk.

Jakoś rok temu rozmawiałem przy piwku z najlepszym kumplem i w pewnym momencie powiedział coś w stylu: "Wiesz co, ja to się w sumie cieszę, że w te dni przed Świętami i w Wigilię gdzieś do południa nie ma mnie w domu (ze względów biznesowych), bo atmosfera jest taka, że siekierę można wieszać. "Gdzieś tam poszedł, jak tam już posprzątane?!", "Odsuń mi się stąd, nie widzisz że sprzątam?!", "Nie jedz tego, to na Święta!". Normlanie jak na tych memach. I to nic, że zapiernicz masz od rana, nie masz kiedy zjeść i na prawdę jesteś głodny aż Cię skręca- jak zjesz tego j**nego krokieta czy pieroga, to święta się zawalą." Ja opowiedziałem swoje wspomnienia i pośmieliśmy się, że najwidoczniej nasze matki, będące w podobnym wieku i dorastające w sąsiednich miejscowościach, zostały tak zaprogramowane.

I na końcu morał- pamiętajcie, Drodzy Piekielni, że w Świętach nie chodzi o idealnie umyte okna, wypasione prezenty, bogato zastawiony wszelkimi przysmakami stół. Ja wiem, ja rozumiem, że rośnie ego, jak ciocia pochwali porządek w domu, babcia piękną sukienkę i ubranka dzieci, albo szwagier to pyszne pieczone mięsko. Ale czy warto przy tym pracować ponad swoje siły, i potem nawet nie mieć sił porozmawiać z babcią, której za rok już może przy tym stole nie być, albo siostrą, którą widuje się 2-3 razy do roku? Czy może lepiej usiąść w jeansach i ulubionej, wygodnej koszuli, przy talerzu rosołu, zwykłym mielonym czy schabowym, i wędlinie ułożonej na półmisku, ale za to na wesoło, z siłami dla najbliższych?

Pomyślcie, czy chcecie za X lat usłyszeć od swoich dzieci to, co teraz słyszy ode mnie moja mama? Że nie lubię świąt, bo mam z nimi więcej złych, niż dobrych wspomnień. A może widzicie takie osoby w swoim najbliższym otoczeniu? Jeśli tak, to postarajcie się im przetłumaczyć.

Nie życzę Wam oklepanych "Wesołych Świąt", tylko tego, aby moja historia nigdy nie była Waszą.

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 216 (240)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…