Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88853

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Tragedia pracownika w 3 aktach.

Pracuję w branży, w której sytuacja na rynku pracy jest dość specyficzna. Po pierwsze o doświadczonego pracownika trudno, bo większość ma nastawienie, że przeciętny pracodawca płaci tak mało, że jak się już ogarnie doświadczenie to lepiej iść na działalność.

Po drugie przez te wszystkie mikrodziałalności, oparte na świeżakach i jednym ogarniętym, ceny są notorycznie zaniżane (ech te przetargi) i jedyny sens działalności teraz jest, jeśli ma się spory zespół na start i można próbować celować w większe projekty, których mikro nie ogarną.

Do tego należy dodać, że środowisko hermetyczne, każdy o każdym słyszał i jeśli narobisz sobie smrodu to lepiej zmieniaj województwo, a w porywach kraj (donoszenie na nieuczciwe praktyki pracodawcy to „robienie sobie smrodu”, jakby ktoś się pytał).

I w tym całym bajzlu siedzę ja, po trzydziestce, z doświadczeniem, usiłująca zdobyć mistyczną UoP na czas nieokreślony za pieniądze za które będzie mnie stać i na hipotekę i na życie.

1
Pierwsza praca w zawodzie, na stałe, a nie jakieś fuszki. I nawet płacili. Tyle, że zwracał się dojazd i było na waciki, ale czasem premia skapła. Po roku i podwyżce nawet czasami zostawało na jedzenie. Pracodawca był całkiem sympatyczny, ale był definitywnie typem na mikrodziałalności z tanimi nowicjuszami, dodatkowo typ ratujący świat, co było motywujące, ale niestety finansowo się nie zwracało. Wytrzymałam tam dość długo, bo praca bardzo rozwojowa, ale rozwojem się nie najem. Ogólnie nie żałuję, ciekawie było.

2
Mistyczna UoP na czas nieokreślony (pół sukcesu!) za minimalną (gorzej) plus premie pod stołem (ech…). Ogólnie to był pracodawca z gatunku lekcja na przyszłość (i materiał na liczne historie). Dało się przeżyć, dopóki nie przyszedł covid. Ponieważ szef kompletnie atechniczny, więc idea pracy zdalnej go zupełnie przerosła i istotne osoby dla zespołu odeszły, bo nie chciały narażać swojego zdrowia. Zaczęło się notoryczne niepłacenie (przez ponad pół roku dostałam może w sumie równowartość jednej pensji), kompletny brak zarządzania czymkolwiek, a czarę goryczy dopełniło zatajenie zachorowania na covid przez szefa (tak, przychodził do pracy już chory).

3.
A ponoć do trzech razy sztuka. Zapowiadało się nieźle. Cała pensja oficjalnie, okres próbny średnio płatny, ale daje radę, docelowo umówiliśmy się na jakieś 90% moich oczekiwań finansowych, ale UoP na czas nieokreślony i ze świadomością, że pewnie pójdę po podwyżkę po jakimś czasie. Dodatkowo w zespole sporo ludzi pracujących tam od wielu lat (a nie ciągła rotacja świeżynek). Zespół sympatyczny, robota ciekawa i rozwojowa, no żyć, nie umierać. Szef też sympatyczny. Zgrzyty były, bo nic nie jest idealne, ale zdecydowanie do przeżycia.

Pracodawca postanowił być jednak sprytny, nie pojawiał się w pracy prawie wcale przez 2 tygodnie (nie podpadło, bo miał powody) po czym pojawił się tuż przed skończeniem mojej umowy z przedłużeniem czasowej na maksymalny możliwy okres i jojczeniem, że tak dużo kasy chcę, a on biedny. Oczywiście wcześniej ani be ani me o tym, że umowa będzie inna, albo, że moje oczekiwania finansowe mu nie odpowiadają (znał je od samego początku).

Do czterech razy sztuka?

praca

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (158)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…