Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88892

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jeśli chcecie przeczytać i zrozumieć poniższą historię to bardzo serdecznie proszę, przeczytajcie najpierw tą:

https://piekielni.pl/82367

Tam jest cały początek a nie bardzo umiem ją sensownie streścić. Jeśli nie chcecie czytać, to pomińcie obecną, bo stanowi ona jej ciąg dalszy.

Parę tygodni temu Jan poczuł się bardzo źle. Jedna z córek (z wykształceniem medycznym), jak tylko przyszła odwiedzić tatę, natychmiast zadecydowała o przewiezieniu go do szpitala.

Jan lekko ścisnął rękę córki i wyszeptał cichutko:
- Asiu, ja już z tego szpitala nie wrócę...

Córka, widząc stan ojca i słysząc jego słowa czym prędzej pobiegła do matki - Anny. Błagała ją o pogodzenie się z ojcem.
Anna spojrzała na córkę spod oka i odrzekła twardo
- Nigdy w życiu!

Córka nie traciła już czasu. Czym prędzej zawiozła tatę do szpitala w pobliskim mieście.

Jan miał dobre przeczucie. Dwa dni później umarł cichutko nad ranem.

Pogrzeb.

Zawiadomiona przez Joasię Aldona postanowiła, że jedynego brata pożegna i na pogrzeb pojedzie. Bała się, oczywiście, jakiś wtrętów ze strony bratowej, ale to jej nie powstrzymało. Jedyny brat, pożegna go godnie. Pojechała.

W kościele trzymała się z daleka. Jednak, gdy podeszła z wieńcem do ołtarza, aby złożyć go u trumny, wypatrzyła ją Anna. Co zrobiła?

Rzuciła się bratowej na szyję.

-Och Aldonko kochana! Moja siostrzyczko! (?) Ach tak dawno u nas nie byłaś, kochana moja, co się stało, czasu dla rodziny nie miałaś??

Aldona stała sztywno, osłupiała, na oczach rodziny i prawie całej miejscowości (Jan był bardzo lubianą i zasłużoną osobą w miejscowości - prawie wszyscy mieszkańcy przyszli na pogrzeb).

Obłuda bratowej odebrała jej mowę.

Ciąg dalszy miał miejsce na cmentarzu. Padał deszcz. Firma pogrzebowa ustawiła rodzaj wielkiej wiaty dla najbliższej rodziny wokół wykopanego grobu. W centrum wiaty znajdowała się trumna i - oczywiście - Anna. Anna urządziła przedstawienie wielkiej klasy. Szlochała wniebogłosy, ale bez jednej łzy. Każdy z żałobników, jak tradycja nakazuje, podchodził do wdowy i składał jej kondolencje. Anna słaniała się na nogach i lamentowała tak, że ptaki z okolicznych drzew się podrywały do lotu. Tak, jak wspomniałam, nie uroniła jednak ani jednej łzy. Na koniec urządziła przedstawienie z rzucaniem się na trumnę męża.

Po pogrzebie stypa - zamówiony z cateringu obiad dla gości przybyłych z dalszych stron. Aldona poszła. Chciała porozmawiać z bratankami. I znów łzawa scena z „och kochana moja, jak ja cię dawno nie widziałam (ciekawe, czemu). No teraz to już musisz przyjechać do mnie, pogadamy jak siostry(?).

Nie pogadały.

Anna przeżyła męża o zaledwie 2 miesiące.

Wiem, o zmarłych dobrze, albo wcale.

Ale ten teatralny płacz na pogrzebie męża. Męża, z którym pożegnania się i wybaczenia sobie wszystkiego odmówiła tak stanowczo. I to rzucanie się na szyję bratowej, którą wcześniej odsądzało się o czci i wiary, bo (wracamy do wcześniejszej historii) mieszkanie...

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 170 (186)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…