Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#88986

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Równi i równiejsi.

Czym jest staż z urzędu pracy tłumaczyć nie trzeba. Miałam "ciekawą" przygodę z pup, którą opisałam tu #88727.
Jakiś czas później postanowiłam skorzystać z faktu, że zmieniono przepisy i staże mogły odbywać osoby do 30. roku życia. Znowu sama znalazłam pracodawcę, który mnie na ten staż przyjął i - co najważniejsze - zobowiązał się zatrudnić po zakończeniu tegoż stażu na umowę o pracę. Ale nie znałam szczegółów umowy między pracodawcą a pup, czyli m.in. na ile mnie zatrudni.

Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem (czyli minimum 3 miesiące na umowę o pracę - tego wymagano od poprzedniego pracodawcy, któremu odmówiono) nie byłoby historii do opisania.

Staż zakończyłam ostatniego dnia listopada, a od 1 grudnia dostałam umowę o pracę. Uwaga! Na 26 dni. Ale nie było mi dane przepracować nawet tygodnia, ponieważ już 4 grudnia zostałam zawezwana przed oblicze najwyższego i powiadomiono mnie, że mam sama zrezygnować z pracy, a on mi łaskawie podpisze rozwiązanie umowy za porozumieniem stron i do domu. Dlaczego? Trudna sytuacja w firmie i tego typu frazesy, na pod oknem nowy samochód za grube tysiące.
Po wyjściu z gabinetu zadzwoniłam do pup i bez podawania danych zapytałam o konsekwencje podpisania takiego porozumienia, choć w zasadzie dobrze wiedziałam, że zostanę wyrejestrowana na pół roku.

Przy kolejnej rozmowie powiedziałam "szefowi", że nie podpiszę takiego porozumienia, bo stracę status osoby bezrobotnej i ubezpieczenie zdrowotne. Nie przejął się specjalnie moją odmową. Odesłał mnie do domu, umowa o pracę wygasła, ja nie dostałam ani złotówki wypłaty, ale zobowiązania wobec zusu i resztę zapłacił.

Ale to nie jest nawet 0,01% jego piekielności, ponieważ ten "pracodawca" przerabiał latami dosłownie i w przenośni dziesiątki osób w taki właśnie sposób. Wykorzystywał panujące w tych stronach bezrobocie i przyjmował na staże tabuny ludzi, zwłaszcza gdy pojawiły się staże 50+, a po ich zakończeniu podpisywał umowy, żeby za kilka dni wymuszać na ludziach ich rozwiązanie za porozumieniem stron. Ludzie godzili się na to, bo chcieli pracować, choćby "na czarno", bo to im oferował.

Gdzie była wtedy Powiatowa Inspekcja Pracy? Nikt z urzędu pracy nie widział tego przekrętu... bo przecież dawał ludziom pracę. Nie było tajemnicą, że "szef" mógł robić bezkarnie takie wały, a poza tym przecież nikt z pracowników nie zgłosił tego, co tam się dzieje, bo nikt nie chciał ryzykować utratą źródła utrzymania. W tym kraju chyba nigdy nie będzie dobrze.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (164)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…