Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89122

przez ~shldr ·
| Do ulubionych
Siostra mojej kobiety mieszka na obrzeżach pewnego miasteczka. Ich dom jest na końcu wąskiej, osiedlowej uliczki. Na najbliższych działkach dopiero powstają kolejne domy, jednak na wcześniejszym odcinku (bliżej główniejszej drogi) domy są po obu stronach. Na tej uliczce właściwie wszyscy się znają, bo są w podobnym wieku, niektóre dzieci chodzą do jednej klasy/grupy w przedszkolu. Budowali się w podobnym czasie, a działki były kupowane praktycznie po znajomości, bo tego brat kupił, no to i on obok, a zaraz obok nastręczył swojemu kumplowi itd. Czasami robią jakieś wspólne grille, sylwestry.

Każdy ma kawałek swojego podwórka, podjazdu, nawet garażu, jednak część mieszkańców upodobała sobie parkowanie na poboczu uliczki, przy swoich płotach. Rozumiem, że czasami tak wygodniej, bo przyjeżdża się do domu np. na pół godziny, i nie chce się czekać aż się brama otworzy itd. Problem w tym, że zwłaszcza 2 rodziny mieszkające na przeciwko siebie zaczęły to robić bezmyślnie. Zamiast parkować te auta na tzw. mijankę, czyli żeby dało się zygzakiem przejechać, to parkowali równolegle do siebie, przez co blokowali przejazd (tzn. podobno raz szwagrowi udało się przejechać jak złożył lusterka, ale to dosłownie na centymetry).

Ze 2 razy złożyło się tak, że auta blokowały przejazd jak Aga gdzieś jechała, więc trąbiła, aż po kilku minutach ktoś z sąsiadów łaskawie wychodził i odjeżdżał. Przy okazji jakichś spotkań poruszyła ten temat z sąsiadami, żeby tak nie parkowali, bo jak widzą blokują przejazd. Odpowiadali w stylu "Tak, dobrze. Już nie będziemy". Oczywiście na obietnicach się skończyło.

Największa piekielność nastąpiła jednak w poprzednim tygodniu. Aga jechała z synem do okulisty, na wizytę na którą czekali miesiącami. Przejazd zablokowany. Trąbi i trąbi - nic. Zaczęła dzwonić domofonami, jednak w tym momencie zauważyła, że w oknach ciemno. Dzwoni najpierw do jednej sąsiadki - oni są u jej mamy na urodzinach, 40 km dalej. Swoje auto zostawiła przed płotem, pojechali autem męża. Pisze do drugiej na messenger - ona nie wie, ona w pracy, zaraz zadzwoni do męża. Okazało się, że po męża przyjechał kolega bo jechał odebrać skądś tam auto, i potrzebował drugiego kierowcy, będą za godzinę. Auta oczywiście nie przestawił. Nosz urwa! Objechać tego miejsca w żaden sposób się nie da, chyba, że terenowym autem, po cudzych działkach. Małym, miejskim autem niewykonalne.

Sytuacja z okulistą została uratowana, ponieważ szwagra brat wracał z pracy, i nie zważając na to, że jest zmęczony i głodny, zajechał po nich i zawiózł na wizytę.

Agnieszce para poszła uszami ze złości. Poczekała do wieczora, aż "kochani" sąsiedzi z obu domów wrócą (oczywiście od razu po przyjeździe zabrali auta z ulicy, bo już przez telefony dostali zj*bkę). Poszła najpierw do jednych, potem do drugich, wyciągnęła ich na ulicę i tam opier.. niczyła na czym świat stoi. Słusznie moim zdaniem podsumowała tą sytuację, że pal sześć to, że prawie przepadła jej dziecku wizyta umawiana kilka miesięcy wstecz, ale gdyby doszło u nich do jakiegoś pożaru, to straż pożarna nie miałaby dojazdu, i ich dorobek życia pewnie poszedłby z dymem, zanim udrożniliby drogę.

Ostrzegła, że następnym razem nie będzie się bawić w żadne trąbienie czy dzwonienie z prośbą o odjechanie, tylko dzwoni na policję. Na słowa jednego z sąsiadów, że "jak to tak, policję na sąsiadów nasyłać?" odpowiedziała, że skoro sąsiedzi tak jej i jej męża nie szanują, że nie są w stanie zaparkować auta 5 metrów dalej, nie wspominając o wjechaniu na własną posesję, to czemu ona ma mieć skrupuły?

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 195 (195)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…