Smartfon zombie...
Właśnie omal nie przejechałam psa.
Absolutnie nie specjalnie i wbrew swojej woli.
Jechałam sobie prawym, skrajnym pasem. Po mojej prawej wąski trawniczek i za nim chodniczek. Na chodniczku pańcia z pieskiem na smyczy, niestety bardzo zajęta rozmową przez telefon. Na smyczy hasał sobie wesoło łaciaty kundelek. I wszystko byłoby OK, gdyby smyczka nie była z tych takich długich "samorozciągających się". No wiecie, takich co to same się rozwijają, mają duży zasięg i piesek sobie biegnie, biegnie, póki się smyczki nie ściągnie lub gdy nie skończy się jej naprawdę długi zasięg. Piesek ruszył dziarskim krokiem wprost pod koła mojego samochodu. Pańcia, zajęta telefonem, nawet tego nie zauważyła. Smycz nie szarpnęła, bo była automatyczna taka "samorozwijająca się".
Na szczęście mam dobre hamulce.
Właśnie zniszczyłam komuś telefon.
Absolutnie nie specjalnie i wbrew swojej woli.
Stoję samochodem na czerwonym. Trwa ono już dość długo i zaraz będzie się kończyć. Piesi przeszli w tą i w drugą, lada chwila zielone i ruszamy. Na przejście wchodzi powolnym kroczkiem nastolatka wpatrzona w telefon. Widać, że całkiem wylogowana z reala. Powolutku, kroczek za kroczkiem, idzie i widać, że cała jej uwaga poświęcona jest pisaniu na telefonie. Zielone światło dla mnie zapaliło się, gdy wolniutki kroczek zaprowadził ją do połowy mojego pasa. No to co? Ano klakson. Gwałtowne drgnięcie dziewczynki, telefon wylatuje z ręki...
Nie chciałam..
Właśnie omal nie przejechałam psa.
Absolutnie nie specjalnie i wbrew swojej woli.
Jechałam sobie prawym, skrajnym pasem. Po mojej prawej wąski trawniczek i za nim chodniczek. Na chodniczku pańcia z pieskiem na smyczy, niestety bardzo zajęta rozmową przez telefon. Na smyczy hasał sobie wesoło łaciaty kundelek. I wszystko byłoby OK, gdyby smyczka nie była z tych takich długich "samorozciągających się". No wiecie, takich co to same się rozwijają, mają duży zasięg i piesek sobie biegnie, biegnie, póki się smyczki nie ściągnie lub gdy nie skończy się jej naprawdę długi zasięg. Piesek ruszył dziarskim krokiem wprost pod koła mojego samochodu. Pańcia, zajęta telefonem, nawet tego nie zauważyła. Smycz nie szarpnęła, bo była automatyczna taka "samorozwijająca się".
Na szczęście mam dobre hamulce.
Właśnie zniszczyłam komuś telefon.
Absolutnie nie specjalnie i wbrew swojej woli.
Stoję samochodem na czerwonym. Trwa ono już dość długo i zaraz będzie się kończyć. Piesi przeszli w tą i w drugą, lada chwila zielone i ruszamy. Na przejście wchodzi powolnym kroczkiem nastolatka wpatrzona w telefon. Widać, że całkiem wylogowana z reala. Powolutku, kroczek za kroczkiem, idzie i widać, że cała jej uwaga poświęcona jest pisaniu na telefonie. Zielone światło dla mnie zapaliło się, gdy wolniutki kroczek zaprowadził ją do połowy mojego pasa. No to co? Ano klakson. Gwałtowne drgnięcie dziewczynki, telefon wylatuje z ręki...
Nie chciałam..
telefon pasy
Ocena:
146
(160)
Komentarze