Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89244

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Psiarze są różni. Można ich lubić lub nie, ale jakoś trzeba razem egzystować.

Mam psa - jest spory, bo to owczarek niemiecki. Ale też - jest to suka, dość drobna jak na tę rasę - waży niecałe 30 kilo. Tuż obok domu mam duży niezabudowany teren z niewielkim laskiem - okoliczni psiarze wyprowadzają tam swoich pupili. Można tam pieska spuścić ze smyczy bez obawy, że wpadnie pod samochód. Teren jest też na tyle duży, że nikomu się nie przeszkadza. Większość osób się zna, wiemy kiedy psa trzeba zapiąć, a kiedy może się pobawić z kumplem. Można by rzec - idylla. Ale nie, to byłoby za piękne.

Jakiś miesiąc temu zaczął się pojawiać nowy spacerowicz z pieskiem, którego roboczo nazywam Pusią (jak ten co w "Koglu-moglu" karmiony był cielęcinką zadnią). Pies jest na spacer dowożony, a właściciel chodzi po tym naszym polu i na wszystkich pokrzykuje "dlaczego pana/pani piesek nie jest na smyczy?" Jak łatwo się domyślić on sam smyczy nie używa. W sumie mogłabym mieć to w rzyci, gdyby nie sytuacja z wczoraj.

Idziemy z Ciri, pies radośnie aportuje, aż tu trąbi na mnie samochód. Tak, dobrze się domyślacie - w środku był/była Pusia. Pan podjechał, otworzył szybkę i zadał standardowe pytanie:
- Dlaczego nie trzyma pani pieska na smyczy?
- Bo przychodzę tu w takim samym celu jak pan - żeby pies pobiegał.
- A jak on ZAGRYZIE mojego pieska?
Tu musiałam się rozejrzeć za ukrytą kamerą. Jego pies był nadal w samochodzie.
- Będzie ciężko - bo nawet do niego nie podchodzi.
Nie wiem czy dotarł do niego absurd tej sytuacji, ale pojechał, a ja poszłam w swoją stronę.

Spotkałyśmy go później - Pusia biegała samopas, mój pies nawet na nią/niego nie spojrzał.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (159)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…