Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89588

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wybraliśmy się na długi weekend do Irlandii. Miałam do załatwienia pewną sprawę, która wymagała osobistego stawiennictwa, postanowiliśmy z mężem, że przy okazji pokażę mu okolicę i spotkamy się ze znajomymi. W kwietniu zarezerwowaliśmy lot i noclegi oraz napisałam do paru osób (kolega, kuzynka i koleżanka), że przyjeżdżamy. Wszyscy ucieszeni, że wreszcie będzie można się zobaczyć po długiej przerwie, plany porobione, daty wpisane w kalendarzu. Jedna rzecz mi tylko umknęła - wyprowadziwszy się z Irlandii lata temu, kompletnie zapomniałam o, nazwijmy to, "luźnym" podejściu miejscowych do umawiania się i dotrzymywania terminów.

1. Kolega.
Jako ze pracuje jako steward, i grafik lotów dostaje z jedynie 2-tygodniowym wyprzedzeniem, początkowo termin zostawiliśmy otwarty. Kolega się skontaktuje, kiedy będzie wiedział, w które dni będzie miał wolne. Tydzień przed naszym przyjazdem napisał, że jest wolny od środy do poniedziałku, więc dostosuje się do nas. Stanęło na tym, że spotkamy się w piątek po południu, pójdziemy na kolację, a potem wieczorny spacer po mieście i drinki. Ponieważ nasz hotel znajdował się 400m od jego mieszkania, mieliśmy spotkać się po 17:00 na skrzyżowaniu w połowie drogi i razem jechać do restauracji.

O umówionej godzinie czekamy, kolegi nie ma. Dzwonię, do niego - nie odbiera. Wysyłam wiadomość, gdzie jest, bo mieliśmy iść na kolację i czekamy. Po jakichś 15 minutach przychodzi odpowiedź: "Miłej zabawy moje kociątka! Ja skończyłem robić królowej (jego kot) kolację i właśnie ją karmię. Jeśli chcecie się poczęstować, to zapraszam ;)". Pokazuję wiadomość partnerowi, mówiąc, że jest dziwna, nie wiem, jak mam ją rozumieć i co na nią odpowiedzieć.

- Też mogę tylko zgadywać, ale brzmi to, jakby chciał nam delikatnie powiedzieć, że nie chce mu się nigdzie wychodzić i mamy planować wieczór bez niego. Próbował przy tym być zabawny, ale nie do końca mu wyszło. Napisz mu, że idziemy na kolację zgodnie z rezerwacją i że jeśli chce potem dołączyć na drinka, niech da znać.
W połowie kolacji przychodzi wiadomość: "Aaaa to dzisiaj jest piątek? Myślałem, że czwartek. Sorry kociątka, zamotałem się". Przez resztę wieczoru już nic od niego nie słyszeliśmy.

2. Kuzynka z mężem.
Byli zaproszeni na nasze wesele, najpierw długo nie umieli się określić, czy będą, czy nie (w międzyczasie zapominając o zaproszeniu), ostatecznie stwierdzili, że jednak nie, bo za duża odległość i na sam weekend im się nie chce, a nie mogą wziąć urlopu (rozumiem i nie mam pretensji) ale bardzo się cieszą, że przyjeżdżamy do Irlandii, koniecznie musimy się spotkać, zapisują sobie datę (umówiliśmy się na sobotę), wezmą samochód i zabierają nas na wycieczkę gdzieś za miasto, a potem zapraszają do siebie do domu. A najlepiej, żebyśmy w ogóle odwołali hotel i nocowali u nich. Jeszcze się zgadamy, dokąd pojedziemy, ale jesteśmy w kontakcie, buziaki.

Dzień po weselu (2 tygodnie przed naszym przyjazdem), pisze, że bardzo jej szkoda, że jej tam nie było, bo wygląda, że była super impreza, dlaczego jej bardziej nie namawiałam na przyjazd i och, gdyby tylko dało się cofnąć czas, bo tak fajnie byłoby się zobaczyć (swoją drogą typowa akcja w mojej rodzinie bez względu na miejsce zamieszkania - odrzucać zaproszenie albo wyjść z imprezy po godzinie, a potem wylewać gorzkie żale, że coś ich ominęło). Przypomniałam, że i tak widzimy się za 2 tygodnie, bo przyjeżdżamy.

- A dlaczego ja nic o tym nie wiem?
- Jak to nie wiesz? Tu masz skrin rozmowy. Proponowałaś, że zabieracie nas gdzieś za miasto, a potem przyjeżdżamy do was.
- A wiesz, że ja w ogóle nie pamiętam tej rozmowy? To ja już sobie szybko zapisuję, żeby znowu nie zapomnieć i się widzimy! Daj mi tylko znać, dokąd będziecie chcieli jechać, buziaki, papa.

Parę dni przed przyjazdem napisałam do niej i zaproponowałam kilka miejsc, których mój facet jeszcze nie widział i spytałam, co ona na to.
- A musimy koniecznie gdzieś jeździć? Dopiero co byliśmy za miastem jak byłaś ze swoim byłym.
- Pamiętam, że jak byłam z moim byłym, wypożyczyliśmy auto i zabraliśmy was w góry, ale to było 10 lat temu. Wiem, ze czas szybko leci, ale bez przesady.
- Bo tak szczerze, to mam dużo pracy i niezbyt mi się chce gdzieś jeździć.
- No dobrze, nie ma przymusu. W ciągu dnia zorganizujemy sobie czas, a z wami spotkamy się wieczorem, daj tylko znać, czy wolicie na kolację, czy na drinki i czy na mieście, czy u was. A jeśli u was, to jaki alkohol mamy przywieźć.
- Nie jadamy kolacji i nie pijemy alkoholu.

Nie kontynuowałam rozmowy. Nie chcą to nie, damy sobie radę. Cieszyliśmy się tylko, że nie zdecydowaliśmy się skorzystać z ich oferty noclegu, bo mielibyśmy teraz problem, gdzie spać. Mojemu facetowi było tylko przykro, bo kiedy oni chcieli zobaczyć Skandynawię (jeszcze przed jego przeprowadzką), on gościł ich kilka dni u siebie w domu, karmił i wszędzie woził.

W sobotę skończyliśmy jeść śniadanie i mieliśmy wybrać się na spacer po mieście, kiedy zadzwoniła kuzynka, że właśnie ruszają i żebyśmy za 15 min czekali przed hotelem. No jak to? Przecież jesteśmy od dawna umówieni, że jedziemy za miasto, a potem zapraszają do siebie do domu.

Pojechaliśmy na tę wycieczkę, a potem do nich na kolację i drinki, i było super. Tylko obawiam się, że kuzynce się jakieś rozdwojenie jaźni zaczyna. A w międzyczasie, odezwał się kolega z piątku, czy mamy dzisiaj czas, bo bardzo chciałby się spotkać.

3. Koleżanka z mężem i dzieckiem.
Bardzo się ucieszyła, że przyjeżdżamy, bo będzie okazja się zobaczyć. Przy okazji poznam jej dziecko, które ponad 2 lata temu urodziła. Umówiłyśmy się na niedzielę, że pojedziemy gdzieś nad morze, w ich okolicy, bo z małym dzieckiem są mniej mobilni. Ustaliłyśmy miejscówkę, co do godziny miałyśmy się spisać w niedzielę rano, bo z małym dzieckiem trudno coś zaplanować.

Jest niedziela rano, koleżanka się nie odzywa, to piszę do niej, czy 13 będzie ok, bo tak nam też pasuje transport.
- A to dzisiaj? Myślałam, że to było wczoraj. Dzisiaj nie możemy, bo małego trzeba przygotować na jutro do żłobka, siebie do pracy itd.
- Umawiałyśmy się na dzisiaj. Ustalałyśmy, że niedziela. Zresztą wczoraj też się nie odezwałaś, nawet żeby odwołać.
- Oj bo tak jakoś wyszło. Robiłam sobie dzień bez telefonu.

Napisałam do kolegi z piątku, czy ma czas i chce jechać nad morze. Miał czas i chciał. Spędziliśmy bardzo fajny dzień. Wieczorem napisała koleżanka: "Szkoda, że dzisiejsze spotkanie nie wypaliło. Bardzo liczyłam na to, że się zobaczymy". No szkoda. Iksde.

Przy następnym pobycie trzeba się będzie przestawić na spontan, bo umawianie się z wyprzedzeniem jest pozbawione sensu.

Irlandia

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (144)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…