Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89699

przez ~grazynagrazka ·
| Do ulubionych
Mam 30 lat, a już mam syndrom Grażyny i mam ochotę ponarzekać sobie na młodsze pokolenie. Konkretnie na tak zwaną generację Z.

Zacznę od tego, że mam starszego brata i młodszą siostrę. Siostra ma 20 lat i była tak zwaną kinder niespodzianką. Rodzice byli już grubo po 40, gdy się urodziła. Całe życie siostrze pobłażali. Najpierw, bo dziecko, bo taka malutka. Później, bo sobie nie radzi w szkole (nie w sensie ocen, tylko taki charakter, że każdą gorszą ocenę czy niemiłe słowo od koleżanki przeżywała kilka dni). Potem bo poszła do wymagającego gimnazjum, potem, bo do wymagającego liceum. Efekt był taki, że siostra w domu nigdy nie robiła nic, gdy my z bratem próbowaliśmy ją do czegoś zagonić, choćby do posprzątania swojego pokoju czy umycia kilku kubków to leciała na skargę do rodziców.

Wyprowadziłam się z domu 7 lat temu, brat jeszcze wcześniej. Siostra została sama z rodzicami, jest brzydko mówiąc lewuską, która nawet po śniadaniu nie pochowa jedzenia do lodówki ani talerza do zlewu nie wstawi. Rodzice podupadają na zdrowiu, a skaczą wokół niej jak wokół małego dziecka. Teraz siostra studiuje, więc znowu powód, aby obchodzić się z nią jak z jajkiem, a mnie tylko szlag trafia, jak ich odwiedzam i widzę jak siora siedzi na telefonie albo robi makijaż do fotek na insta, ale poodkurzać nie może bo się uczy XD Z rodzicami prawie nie gada, potrafi się odezwać tylko jak forsy potrzebuje.

Niestety, widzę, że moja siostra to nie jedyny taki egzemplarz w tym wieku. Pracuję z 21-letnią dziewczyną z małego miasteczka. Podobny casus - najmłodsza w rodzinie, całe życie wychuchana, mała Anusia. Anusia studiuje zaocznie, u nas pracuje na pół etatu w charakterze powiedzmy sekretarki. Anusia większość czasu w pracy spędza na telefonie, jak już musi coś zrobić to najpierw musi ponarzekać, jak to ją wszystko boli, że źle spała, że coś tam na studia musiała przygotować i uwielbia wygłaszać sama sobie pochwały, jaka to jest dzielna, bo studiuje i pracuje, a nie musiałaby, bo w zasadzie to obowiązek jej rodziców ją utrzymywać.

Cyklicznie skarży się na rodziców, że za mało jej wysyłają, bo tylko na mieszkanie i rachunki, a z pensji to jej ledwo starcza na inne rzeczy i nawet pytała nas, czy znamy prawnika, bo w zasadzie to chyba miałaby prawo rodziców pozwać. Pomijam, że na wszelką krytykę jej pracy reaguje histerycznie (płacz, teksty o depresji i samobójstwie), uważa, że szefowa ją wykorzystuje, bo każe sobie parzyć kawę albo wykonać dla niej jakiś telefon. Uważa, że podwyżka należy jej się średnio co tydzień, bo z tygodnia na tydzień ma coraz większe doświadczenie i jest coraz więcej warta.

Kolejna aparatka - kuzynka mojej koleżanki. Kuzynka przyjechała do Wrocławia na studia, ale rzuciła po pierwszym semestrze. Od tego czasu minęły 3 lata. Kuzynka ciągle mieszka kątem u mojej koleżanki, czasem się dorzuci do rachunków, a czasem nie, bo nie ma. A nie ma bo nie pracuje. Ima się tylko czasem jakichś dodatkowych zajęć typu posprzątanie komuś w domu albo wyprowadzenie psa na spacer. Ale tak najchętniej to przesiaduje u ich sąsiadki, starszej pani, której nudzi się samej w domu. I tak siedzą sobie w dwójkę cały dzień przed telewizorem.

Jak koleżanka usiłuje na kuzynce wymóc jakieś popchnięcie swojego życia do przodu, to słyszy, że ona nie ma zamiaru się spalać, chce korzystać z życia i jeszcze zdąży się naharować. Wywalić jej nie może, bo mieszkanie należy do jej rodziców, a oni wstydzą się rodzinę wyrzucić. Jak kuzynka nie płaci, to ciotka przysyła trochę grosza na opłaty. Najbardziej jednak piekielne jest to, że kuzynka wyśmiewa się z mojej koleżanki, że pracuje, bo w sumie po co. Ona nie pracuje, a też ma fajnie, mieszka sobie w dużym mieście, sąsiadka da jeść, a jak chce się rozerwać to dorobi na bieżąco w jakiejś dorywczej pracy.

I ostatni przypadek - wnuczka koleżanki mojej mamy. Mama opowiada, że dziewczyna wpadła w jakieś nieciekawe towarzystwo i powoli się wygrzebuje, stara poukładać życie. No, ruszyła mnie ta historia. Mój mąż prowadzi własną firmę, pogłówkowaliśmy i stwierdziliśmy, że może zaoferować stanowisko sprzątaczki. Normalnie, na umowę, za wydaje się dość uczciwą stawkę (nie, nie minimalna - bliżej średniej). Mama zaaranżowała spotkanie, a dziewczę wyskakuje:

- A to trzeba wstawać rano?
- Tak, praca od 6:00
- Aaaa, to nie wiem... a ciężka ta praca?
- Trzeba pozmywać podłogi, umyć toalety...
- A nie, no to chyba bez przesady, kibla nie będę myć.
- A ty myślałaś, że coś będziesz robić jako sprzątaczka?
- No, nie wiem, może kurze wytrę czy coś... A daleko to?
- W centrum
- A to ja do centrum z 20 minut muszę jechać... eeee... to daleko
- A co ty byś właściwie chciała robić? Bo wymagania to masz trochę niewspółmierne do tego, co możesz pracodawcy zaoferować.
- Nie wiem, jak się coś znajdzie, to się znajdzie.
- ALE CO CHCESZ ROBIĆ?
- Nie wiem, no, żeby kasa była, no...

Pograżynowałam sobie i tak, wiem, że nie wszyscy z pokolenia Z tacy są, ale ja tam jednak widzę pewien niepokojący trend nieróbstwa.

pokolenie z

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (192)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…