Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89701

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Poprzednia część moich biurowych odpowiedni:
https://m.piekielni.pl/89687#comments

Tym razem będzie o Anecie. Znacie takie osoby, które na świat patrzą tylko ze swojej perspektywy i zawsze muszą mieć rację? Jak ta kobieta mnie drażniła.

Aneta teoretycznie pracowała na tym samym stanowisku co ja. Zakres obowiązków ten sam, ale wyróżniało ją to, że spędziła w naszym biurze kilka kadencji. Była to jej pierwsza praca, siedziała tam już kilka lat, więc wśród sporej rotacji pracowników ona uchodziła za kogoś w rodzaju szefowej.

Aneta była ciepłolubna. Bardzo. Aneta zwykła mawiać, że jak jest za ciepło, to zawsze można się rozebrać, ale gdy ci za zimno w ciepłym ubraniu, to przecież nie możesz zacząć chodzić w czapce i rękawiczkach.

Wyobraźcie sobie najgorsze upały i pracę w małej klitce z przeszkoloną ścianą od strony słońca. Mieliśmy klimatyzację, owszem, ale Aneta albo nie pozwalała jej uruchamiać, albo wyłączała po pięciu minutach. Żeby jeszcze siedziała pod nawiewem, ale jej biurko było po drugiej stronie pomieszczenia.

Ratowaliśmy się otwieraniem drzwi, ale że budynek stał na wybetonowanym placu, więc to niewiele to dawało.
Skargi klientów na skwar nie dochodziły do szefa, bo klimatyzacja była zamontowana w takim miejscu, że klienci zwyczajnie jej nie widzieli. Zakładali więc, że nią nie dysponujemy. Szef zresztą stawał po stronie Anety, bo przecież klimatyzacja kosztuje. Sytuacja poprawiła się nieco od strony szefostwa, gdy pewna starsza pani nam zemdlała w kolejce z przegrzania. Po tym zdarzeniu Aneta pozwalała klimatyzacji działać jednorazowo aż 15 minut.

Problem mógłby się skończyć wraz z pierwszymi chłodami, ale wtedy Aneta zaczynała robić saunę za pomocą kaloryfera. Ostatecznie solidarnie z drugą znajomą ustawiliśmy porządną temperaturę i cichaczem schowałyśmy kurek od regulacji. Szefowi było szkoda pieniędzy na nowy, więc problem został rozwiązany.

Koszmar zaczął się, gdy przeniesiono mnie do biurka obok stanowiska Anety. Słabo widzę, więc monitor z końca blatu przesunęłam sobie na tyle, na ile pozwalały mi na to kable. Aneta krzywo patrzyła, ale nic nie powiedziała.

Następnego ranka przychodzę do pracy, a monitor stoi na swoim dawnym miejscu. No to znów go przesuwam. I tak sytuacja ciągnęła się parę dni, aż w końcu zapytałam Anetę, czy ruszała mój monitor. Usłyszałam, że mam go nie dawać tak blisko, bo zniszczę kable, one nie mogą tak wisieć. No to tłumaczę, że kable to z natury są przystosowane do wiszenia, że jak za bardzo je napnę, to się zwyczajnie odepną.

Następnego dnia monitor znów jest odsunięty. Zaczynam tłumaczyć Anecie, że nie dam rady niczego przeczytać z monitora z takiej odległości i przesuwam go znów bliżej. Kolejnego dnia zastaję monitor w starym położeniu odpowiadającym Anecie. Znów spokojnie tłumaczę, że mam słaby wzrok, że jak kable się zepsują, to jej identyczne z domu przyniosę, bo mi zalegają.
Gdy następnego dnia zołza znów mi odsunęła monitor, kazałam jej się pier... Szef sprawę miał głęboko i szeroko, więc wojna w przesuwanie monitora trwała aż do końca mojej pracy w tym miejscu. Do tej pory nie wiem, co chciała tym osiągnąć.

Nie wspominając już o tym, że Aneta układała grafik tak, żebym musiała przychodzić do pracy w większość roboczych sobót, choć miałyśmy je odrabiać mniej więcej po równo. Jednak w tym się nie ugięłam i po kilku rozmowach z szefem i groźbie, że zwyczajnie nie otworzę biura i klienci pocałują klamkę, szef sam wziął na siebie układanie grafiku i mimo związanych z tym nieprzyjemności, w końcu było sprawiedliwie.

Opowieści biurowe

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 170 (182)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…