zarchiwizowany
Skomentuj
(17)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Sprzed chwili:
W ciąży, jak to w ciąży, trzeba co jakiś czas robić badania. Poszłam więc dzisiaj do punktu pobrań, kolejka po horyzont, pytam: Kto ostatni? Zgłasza się jakaś pani z jasnymi loczkami. Zapowiadam, że w razie gorszego samopoczucia (byłam na czczo) będę jednak chciała skorzystać z prawa wejścia bez kolejki*, ale póki się dobrze czuję, to czekam. Wszyscy pokiwali głowami, niektórzy przyznali mi rację na głos. Siadam i czekam.
Jakieś dziesięć minut później przybywa pan, pyta: Kto ostatni? po czym deklaruje, że choć jest zasłużonym dawcą krwi, będzie czekał. Miło.
Ludzi od cholery, niby szło sprawnie, ale pobranie krwi od jakichś dwudziestu osób musi potrwać. Czekam cierpliwie, bo skoro dokonałam wyboru, że będę czekać, to trzeba się tego trzymać. Nie kręci mi się w głowie, nie mdleję, mogę poczekać.
Po około półgodzinie pan zasłużony dawca stwierdza, że on się już naczekał i wchodzi już, teraz. Przed panią z jasnymi loczkami. Po której miałam wejść ja.
Pani zaprotestowała, mówiąc, że spieszy się do pracy. Dobrze, to on panią jeszcze przepuści. Ja się nie odzywałam, tylko wstałam, prezentując bebzol w 32 tc. Pan spojrzał na bebzol, na mnie i łaskawie stwierdził, że mnie też przepuści. Jednocześnie zapytał, dlaczego nie domagałam się wejścia poza kolejką.
- Bo przychodząc zadeklarowałam, że będę czekać, podobnie jak pan. A jak się dokonuje jakiegoś wyboru, to trzeba być konsekwentnym.
- Ale ja jestem zasłużonym dawcą krwi i mi się należy wejście bez kolejki. Ja nikogo nie musiałem przepuszczać!
- To trzeba było nie przepuszczać, tylko pokazać legitymację i wejść bez kolejki. Skoro zadeklarował pan, że będzie czekać, należało czekać.
- Ale ja już pół godziny czekam!
- A ja czterdzieści pięć minut, bo byłam przed panem. Ale deklarując, że będę czekać, wiedziałam, na co się piszę i pan też wiedział. A skoro już dokonał pan wyboru, że będzie czekał, należy być w tym wyborze konsekwentnym, inaczej wprowadza pan zamieszanie.
Dalej już nie rozmawialiśmy, bo weszłam do gabinetu, ale wiele osób w korytarzu przyznało mi rację.
*Nie korzystanie z przywilejów jest moim świadomym wyborem i mam w nosie, co ktokolwiek o tym myśli. Mam też w nosie to, czy inni ze swoich przywilejów korzystają. Nie mam problemu z tym, że przede mną, ciężarną, wejdzie pani z dzieckiem, pani o kuli czy zasłużony dawca (czy też kombo - ciężarna, o kuli, z dwójką dzieci. Tak, widziałam taki przypadek. Weszła z marszu i nikt się nawet nie skrzywił). Mam problem tylko w sytuacjach, kiedy ktoś mówi jedno, a robi drugie, bo to wprowadza zamieszanie.
W ciąży, jak to w ciąży, trzeba co jakiś czas robić badania. Poszłam więc dzisiaj do punktu pobrań, kolejka po horyzont, pytam: Kto ostatni? Zgłasza się jakaś pani z jasnymi loczkami. Zapowiadam, że w razie gorszego samopoczucia (byłam na czczo) będę jednak chciała skorzystać z prawa wejścia bez kolejki*, ale póki się dobrze czuję, to czekam. Wszyscy pokiwali głowami, niektórzy przyznali mi rację na głos. Siadam i czekam.
Jakieś dziesięć minut później przybywa pan, pyta: Kto ostatni? po czym deklaruje, że choć jest zasłużonym dawcą krwi, będzie czekał. Miło.
Ludzi od cholery, niby szło sprawnie, ale pobranie krwi od jakichś dwudziestu osób musi potrwać. Czekam cierpliwie, bo skoro dokonałam wyboru, że będę czekać, to trzeba się tego trzymać. Nie kręci mi się w głowie, nie mdleję, mogę poczekać.
Po około półgodzinie pan zasłużony dawca stwierdza, że on się już naczekał i wchodzi już, teraz. Przed panią z jasnymi loczkami. Po której miałam wejść ja.
Pani zaprotestowała, mówiąc, że spieszy się do pracy. Dobrze, to on panią jeszcze przepuści. Ja się nie odzywałam, tylko wstałam, prezentując bebzol w 32 tc. Pan spojrzał na bebzol, na mnie i łaskawie stwierdził, że mnie też przepuści. Jednocześnie zapytał, dlaczego nie domagałam się wejścia poza kolejką.
- Bo przychodząc zadeklarowałam, że będę czekać, podobnie jak pan. A jak się dokonuje jakiegoś wyboru, to trzeba być konsekwentnym.
- Ale ja jestem zasłużonym dawcą krwi i mi się należy wejście bez kolejki. Ja nikogo nie musiałem przepuszczać!
- To trzeba było nie przepuszczać, tylko pokazać legitymację i wejść bez kolejki. Skoro zadeklarował pan, że będzie czekać, należało czekać.
- Ale ja już pół godziny czekam!
- A ja czterdzieści pięć minut, bo byłam przed panem. Ale deklarując, że będę czekać, wiedziałam, na co się piszę i pan też wiedział. A skoro już dokonał pan wyboru, że będzie czekał, należy być w tym wyborze konsekwentnym, inaczej wprowadza pan zamieszanie.
Dalej już nie rozmawialiśmy, bo weszłam do gabinetu, ale wiele osób w korytarzu przyznało mi rację.
*Nie korzystanie z przywilejów jest moim świadomym wyborem i mam w nosie, co ktokolwiek o tym myśli. Mam też w nosie to, czy inni ze swoich przywilejów korzystają. Nie mam problemu z tym, że przede mną, ciężarną, wejdzie pani z dzieckiem, pani o kuli czy zasłużony dawca (czy też kombo - ciężarna, o kuli, z dwójką dzieci. Tak, widziałam taki przypadek. Weszła z marszu i nikt się nawet nie skrzywił). Mam problem tylko w sytuacjach, kiedy ktoś mówi jedno, a robi drugie, bo to wprowadza zamieszanie.
Ocena:
2
(30)
Komentarze