Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89863

przez ~matkaicorka ·
| Do ulubionych
Często się ostatnio mówi o tym, że dziadkowie nie mają obowiązku niańczyć wnuków.

Ogólnie z tym stwierdzeniem się zgadzam, jednak pragnę zwrócić uwagę na tak zwaną drugą stronę medalu, niestety - na przykładzie mojej własnej mamy.

Moja mama młodo została babcią, mnie urodziła w wieku 21 lat, a ja moje pierwsze dziecko w wieku 25 lat - mama więc, co normalne w wieku 46 lat, była nadal całkowicie aktywna zawodowo.

Zanim jednak do meritum, pozwolę sobie powiedzieć coś o moim dzieciństwie. Jako dzieci moje rodzeństwo i ja bardzo dużo czasu spędzaliśmy u dziadków, rodziców mamy (z racji złego zdrowia rodziców taty, u nich dużo mniej, ale też). Już jako przedszkolaki często byliśmy przez nich odbierani z przedszkola, a przez rodziców zabierani do domu dopiero ok.18-19. Tata pracował do wieczora, a mama, jak tłumaczyła, chciała w spokoju zrobić zakupy lub posprzątać. Potem po szkole też popołudnia u dziadków. Czasami też całe weekendy lub i dłużej, gdy rodzice gdzieś wyjeżdżali. Nigdy nie postrzegałam tego jako coś złego, bardzo kochałam dziadków i wspaniale wspominam czas z nimi. Fakt, że babcia nie pracowała i bardzo chętnie opiekowała się nami. Z rodzicami też miałam dobry kontakt, nigdy nie czułam, że stała mi się jakaś krzywda przez to, że często zostawiali mnie u dziadków. Wydawało mi się to zupełnie logiczne.

Kiedy urodziłam pierwsze dziecko przeżyłam głębokie rozczarowanie postawą mojej mamy. Oczywiście, z racji tego, że pracowała nie oczekiwałam, że nagle rzuci wszystko i będzie mi pomagać przy dziecku, ale moja mama w ciągu całego okresu urlopu macierzyńskiego (wtedy byłam 6 miesięcy w domu) odwiedziła nas 2 razy. Próżno też szukałam u niej choćby telefonicznego wsparcia w słabszych momentach, jakiejś porady. Albo nie odbierała albo mówiła, że każda matka przez to przechodzi i żebym nie robiła z siebie sieroty.

O wiele bardziej zaangażował się mój tata, często pytał czy sobie radzimy, czy zabrać dzidziusia na spacer. I również moja wspaniała babcia. Z racji wieku oczywiście nie chciałam jej obciążać choćby kilkugodzinną opieką nad maluszkiem, ale dużo mi dało, że czasem przychodziła i zabawiała maluszka, kiedy sprzątałam albo po prostu była i wspierała dobrym słowem.

Potem drugie dziecko, my już bardziej doświadczeni lepiej sobie radziliśmy. Tata czasem proponował, że zabierze maluchy do siebie, żebyśmy odpoczęli. Starałam się go nie przeciążać, bo on też nadal pracował na cały etat, ale od czasu do czasu z wdzięcznością przyjmowaliśmy parę godzin luzu. Moja mama reagowała na to bardzo nerwowo - choć tata zazwyczaj zostawał z dziećmi u nas, zarzucała, że próbujemy z niej zrobić darmową opiekunkę, bo ojciec jej wyrzuca, że nigdy mu nie towarzyszy. Zapytałam jej co mam zrobić - skoro tata chce spędzać czas z wnukami, to mam mu zabronić? Mama narzekała, że ona siedzi pół dnia sama w domu (pracuje i zawsze pracowała na pół lub trzy czwarte etatu), bo ojciec wraca dopiero wieczorem, a czasem jeszcze w weekend go nie ma, bo siedzi u nas. Przez pierwsze lata moje dzieci praktycznie nie znały babci, która mieszkała 2km dalej.

Życie płynęło sobie dalej. Niestety, w przeciągu ostatnich lat zmarł mój tata (mama robiła mi wyrzuty, że niepotrzebnie obciążałam go opieką nad dziećmi) i również moja babcia (dziadek zmarł jeszcze zanim moje dzieci przyszły na świat). Rodzina mojego męża mieszka w innym mieście.

Znalazłam się kiedyś w sytuacji, w której bardzo potrzebowałam pomocy mojej mamy. Dzieciaki miały wtedy 6 i 8 lat. Mój mąż miał wypadek w pracy i wylądował w szpitalu, powiedziano mi przez telefon, że nie zagraża to jego życiu, ale co zrozumiałe, chciałam do niego pojechać. Zadzwoniłam do mamy, mówiąc o co chodzi, poprosiłam o to, aby została z dziećmi. Mama odmówiła, bo skoro mężowi nie grozi zejście z tego świata, to nie ma potrzeby, abym do niego jechała. Doprowadziła mnie do łez.

Będąc pod ścianą poprosiłam o pomoc sąsiadkę, starszą panią, która bardzo lubiła naszą rodzinę ze wzajemnością zresztą.
Byłam jej bardzo wdzięczna i tak jakoś wyszło, że od tego czasu sąsiadka czasem zostawała na kilka godzin z dziećmi za opłatą. Dzieci ją uwielbiają do dziś, choć dawno już opiekunki nie potrzebują, nadal czasem wpadają do niej na ciasto.

Tymczasem - moja mama nagle wyrzuca mi, że nie zadbałam o to, aby wnuki kochały babcię. Większość jej koleżanek ma już wnuki i z czasem większość z nich zaczęła mieć mniej czasu na ploteczki z mamą. I ona ma teraz do mnie wielkie żale, że nie dbam o to, aby i ją wnuki odwiedzały. Jej zdaniem powinnam dwóch dojrzewających chłopców zmusić do odwiedzin u babci, z którą nigdy ich szczególna więź nie łączyła. Gdy mama do nas przychodzi - większość jej wizyty to wyrzuty, dlaczego jej nie odwiedzamy, bo wnuki jej koleżanek często do nich przychodzą, a ona swoich nie widuje prawie wcale. Powiedziałam mamie w przypływie emocji, że nigdy nie starała się o to, aby kontakt z wnukami mieć, nie wspierała mnie, kiedy tego potrzebowałam, więc czego nagle oczekuje? Że wszystko zmieni się z dnia na dzień?

Mama oczywiście nie omieszkała mi zarzucić, że jestem mamałygą, bo oczekiwałam od niej niańczenia moich dzieci, gdy jeszcze pracowała, tym czasem ona musiała sobie radzić, będąc młodszą ode mnie i nie prosiła nikogo o pomoc. Gdy przypomniałam jej, ile czasu spędzałam jako dziecko u babci, stwierdziła, że ona się nie prosiła, babcia sama chciała.

Końcem końców powiedziałam mamie, że jest jak jest - chłopcy ją słabo znają i za nią nie przepadają, a wręcz wolą naszą sąsiadkę o niej i bardziej traktują jak babcię, a ja nie mam zamiaru tego zmieniać siłę i w jej gestii leży postaranie się o lepszy kontakt z wnukami. Powiedziałam, że jest zawsze u nas mile widziana, ale nie mogę dwóch nastolatków posadzić siłą z nią przy stole, szczególnie po to, aby wysłuchiwali jacy są niedobrzy. Mama zdaje się, że nawet nieźle to przyjęła.

Tylko wiecie co? Od tego czasu minął rok. Mama była u nas dokładnie raz. Wyszła po godzinie zniesmaczona, że przyjęłam ją tylko herbatą, a chłopcy nie mieli dla niej LAUREK! z okazji Dnia Babci, który był kilka tygodni wcześniej - gdy dzwonili do niej wtedy z życzeniami ucięła szybko rozmowę, mówiąc, że nie ma za bardzo czasu rozmawiać.

Stara krowa już ze mnie - a nadal mi przykro jak małemu dziecku z powodu takiego zachowania mojej mamy.

mama i babcia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 208 (214)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…