Razem z mężem zajmujemy się małą poligrafią cyfrową. Historia ta zaczęła się ponad rok temu, kiedy przyszedł do nas pewien klient. Z racji charakterystycznej urody wskazującej na pochodzenie i lekko pokaleczonego języka polskiego, roboczo nazwaliśmy go Maharadża.
- Ja chcę wydrukować ulotki, ja mam pieniądze, ja płacę, ja 100 złotych zapłacę.
Wyjaśniłam mu, co może zrobić ze swoimi 100 złotymi, albo ile ulotek za to wydrukować. Nie był zadowolony, więc przestał mnie zauważać, zaczął rozmawiać z moim mężem. Nie miałam nic przeciwko, widocznie kobieta to nie partner do interesów. Jakoś doszli do porozumienia, ulotki były czarno-białe, cena wyższa, przychodzi do odbioru, on płaci 100 zł, przecież mówił, że tyle zapłaci. W bólach wytrząsnął resztę pieniędzy.
Bo on wcześniej drukował gdzie indziej za 100.
To niech tam idzie drukować.
Nie może, bo tamci już nie istnieją.
Za jakiś czas chce dodruk, ale w kolorze.
- Jak to drożej za kolor? Jak mam płacić za kolor, to niech tego koloru będzie tyle, żebym wiedział za co płacę.
Ja za takie zużycie tonera policzyłabym więcej, ale niech będzie, cena wcześniej podana, damy radę. Za projekt nie zapłacił, przy płaceniu za ulotki tak kombinował, żeby niepostrzeżenie schować stówę do kieszeni. Na szczęście pieniądze leżały na biurku, mój mąż ich nie dotykał, więc łatwo było udowodnić, że czegoś brakuje. Z łaski dopłacił.
- A poza tym ja przyjeżdżam tu 50 kilometrów, ja paliwo zużywam.
- Pana wybór, proszę znaleźć sobie coś bliżej.
- Ja chcę u was drukować.
Następny telefon w poprzedni czwartek. O dwudziestej. Jakieś poprawki do wprowadzenia.
- OK, jutro wprowadzę i wyślę do sprawdzenia.
- Jak to jutro?
- Dzisiaj już nie pracuję.
Następnego dnia wysłane poprawki, i cena, wyższa niż poprzednio, bo wiadomo co dzieje się na rynku. Przyjmijmy dla historii, że to było 350 złotych. Oczywiście SMS-em, bo maila nie odbiera, godz. 14, dzwoni, że gdzie poprawki. Wysłane. A, rzeczywiście. 16 - akcept.
- Ja za 2 godziny będę po odbiór.
- Za 2 godziny to nie będzie jeszcze czego odbierać, bo nie zdążę zrobić.
- Ile można drukować, ja jestem niedaleko, ja potem nie będę.
Przyjechał jak dostał wiadomość, że może odebrać.
- Ja płacę 250 zł, bo zima idzie i mam przestój.
- Podałem 350 i też zima idzie.
- Nie dostałem ceny.
- SMS - Proszę.
- To 300.
- 350, bo nie wydaję ulotek.
Zapłacił, obraził się, nawet do widzenia nie powiedział.
- Może już nie wróci - rozmarzyłam się.
- Wróci, wróci - podsumował mąż - gdzie on drugiego takiego cierpliwego osła znajdzie.
- Ja chcę wydrukować ulotki, ja mam pieniądze, ja płacę, ja 100 złotych zapłacę.
Wyjaśniłam mu, co może zrobić ze swoimi 100 złotymi, albo ile ulotek za to wydrukować. Nie był zadowolony, więc przestał mnie zauważać, zaczął rozmawiać z moim mężem. Nie miałam nic przeciwko, widocznie kobieta to nie partner do interesów. Jakoś doszli do porozumienia, ulotki były czarno-białe, cena wyższa, przychodzi do odbioru, on płaci 100 zł, przecież mówił, że tyle zapłaci. W bólach wytrząsnął resztę pieniędzy.
Bo on wcześniej drukował gdzie indziej za 100.
To niech tam idzie drukować.
Nie może, bo tamci już nie istnieją.
Za jakiś czas chce dodruk, ale w kolorze.
- Jak to drożej za kolor? Jak mam płacić za kolor, to niech tego koloru będzie tyle, żebym wiedział za co płacę.
Ja za takie zużycie tonera policzyłabym więcej, ale niech będzie, cena wcześniej podana, damy radę. Za projekt nie zapłacił, przy płaceniu za ulotki tak kombinował, żeby niepostrzeżenie schować stówę do kieszeni. Na szczęście pieniądze leżały na biurku, mój mąż ich nie dotykał, więc łatwo było udowodnić, że czegoś brakuje. Z łaski dopłacił.
- A poza tym ja przyjeżdżam tu 50 kilometrów, ja paliwo zużywam.
- Pana wybór, proszę znaleźć sobie coś bliżej.
- Ja chcę u was drukować.
Następny telefon w poprzedni czwartek. O dwudziestej. Jakieś poprawki do wprowadzenia.
- OK, jutro wprowadzę i wyślę do sprawdzenia.
- Jak to jutro?
- Dzisiaj już nie pracuję.
Następnego dnia wysłane poprawki, i cena, wyższa niż poprzednio, bo wiadomo co dzieje się na rynku. Przyjmijmy dla historii, że to było 350 złotych. Oczywiście SMS-em, bo maila nie odbiera, godz. 14, dzwoni, że gdzie poprawki. Wysłane. A, rzeczywiście. 16 - akcept.
- Ja za 2 godziny będę po odbiór.
- Za 2 godziny to nie będzie jeszcze czego odbierać, bo nie zdążę zrobić.
- Ile można drukować, ja jestem niedaleko, ja potem nie będę.
Przyjechał jak dostał wiadomość, że może odebrać.
- Ja płacę 250 zł, bo zima idzie i mam przestój.
- Podałem 350 i też zima idzie.
- Nie dostałem ceny.
- SMS - Proszę.
- To 300.
- 350, bo nie wydaję ulotek.
Zapłacił, obraził się, nawet do widzenia nie powiedział.
- Może już nie wróci - rozmarzyłam się.
- Wróci, wróci - podsumował mąż - gdzie on drugiego takiego cierpliwego osła znajdzie.
uslugi
Ocena:
172
(182)
Komentarze