Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89882

przez ~patodeweloperkaisasiedzi ·
| Do ulubionych
Szanuj sąsiada swego, bo zawsze możesz mieć gorszego.

Całe życie mieszkam w bloku. Wcześniej gdy mieszkałam z rodzicami, żyliśmy w PRLowskim bloku z lat 70, a większość sąsiadów była przynajmniej 60+. Narzekałam wtedy trochę na nich, bo głośno słuchali telewizji i radia (pobudka o 6:00 rano różańcem w lato po pracy w gastro do 3:00 rano to była norma). Ciężko było ich przekonać do założenia domofonów i zamykania piwnic-chociaż to drugie przeszło po serii kradzieży, ale domofonu nadal nie ma. Mieli też swoje zasady np. karmnik dla ptaków obok śmietnika, gdzie leżał chleb i nie udało ich się wyedukować, że czerstwy chleb jest dla ptaków niezbyt zdrowy.

Za blokiem były pola, więc często też sąsiedzi zimą wyrzucali resztki ziemniaków, aby sarenki i zające sobie zjadły. Jednocześnie gdy tobie rozwaliły się śmieci w drodze do śmietnika, pilnowali, żeby każdy obierek był posprzątany. Nie podobała im się też koncepcja białych balkonów i już kilka miesięcy po remoncie, wnęki balkonów były pomalowane na różne kolory. Spółdzielnia się wykosztowała, a oni i tak poprawili po swojemu. Walka o kaloryfer na klatce-ktoś odkręcał, ktoś zakręcał, ktoś w końcu urwał pokrętło. Dyżury sprzątania, zamiast zatrudnienia jakieś Pani sprzątającej - większość z tych osób miała już problemy ze schylaniem się, ale sprzątać nadal chciała. No takie dziwactwa.

Po przeprowadzce do miasta wojewódzkiego, jednego z większych w Polsce i kupując mieszkanie na nowym osiedlu, myślałam, że tu będę mieć trochę normalniejszych sąsiadów. A się pomyliłam.

Osiedle składa się z 3 bloków, w sumie około 200 mieszkań. Mieszkania na parterze mają ogromne wręcz ogródki, najmniejszy chyba ma 40m2. Jest jeden lokal usługowy, jakaś Pani prowadzi tam księgowość. Nasz blok był oddany jako pierwszy, a do momentu oddania kolejnych minęły 2 lata. I jakoś sobie z tymi naszymi sąsiadami żyliśmy. Ludzie z parteru grillowali, przy okazji zapraszając nas do siebie. Ustaliliśmy też, że ze względu na dość duże balkony (ok. 7-10 m2 w zależności od części budynku) możemy sobie pogrillować na nich grillem elektrycznym. Na placu zabaw były komunalne zabawki, ktoś przyniósł piłkę, ktoś grabki etc. Psy biegały wolno, dzieci jeździły na rowerach po osiedlu, bo jedyne miejsce gdzie wjeżdżały auta to droga do hali garażowej. Nie było przewidzianych żadnych miejsc ogólnodostępnych na górze poza dwoma kopertami dla dostaw.

Pierwszy zgrzyt pojawił się, gdy ktoś postawił wózek w wiatrołapie, gdzie nie ma dosłownie nic-ani skrzynek ani niczego innego. Wózek nie przeszkadzał w wejściu. Pani Asia, nowa lokatorka z "rynku wtórnego" jednak napisała do administracji, że wózek jej przeszkadza i trzeba było go zabrać. Zgadnijcie kto urodził miesiąc temu i kogo wózek teraz stoi w wiatrołapie? Oczywiście zwróciliśmy jej uwagę, że to nie miejsce na wózek, na co się oburzyła, że ona w domu nie ma miejsca. Nie wiem kto, ale ktoś w końcu się wkurzył na jej hipokryzję i do wózka przyczepił swój rower, bo upomnienia z administracji na nią nie działały. Gdy była dwa dni bez wózka, w końcu zaczęła go zabierać ze sobą, ale też czasem jeszcze go zostawia. I pewnie nikomu by to nie przeszkadzało, gdyby nie to, że sama doniosła na inną sąsiadkę, a sama robiła to co ona.

Oddano kolejne bloki i zaczął się cyrk. Moi sąsiedzi z rodzinnego bloku stali się święci. Oczywiście spora ilość nowych lokatorów zrezygnowała z zakupu miejsca i zaczęła stawiać auta między blokami (my mieliśmy wymóg zakupienia minimum jednego miejsca do mieszkania, a w kolejnych etapach deweloper w obliczu kryzysu kredytowego, zrezygnował z tego obowiązku).

Na teren prywatny straż miejska nie wjedzie, więc zdecydowaliśmy o zakupieniu szlabanu na pilota, do którego dostęp miały jedynie osoby z halą garażową oraz administracja. I zaczęło się stawanie pod szlabanem i czekanie aż któryś sąsiad z pilotem będzie wjeżdżał lub wyjeżdżał. W pewnym momencie tam gdzie kiedyś mieliśmy ładną, zieloną trawę, zrobiło się klepisko po samochodach. Ktoś ponaklejał karne penisy, a cała reszta przegłosowała zgłoszenie naszego terenu do SM, żeby mogli wystawiać mandaty. Ja osobiście już parę razy stałam za takim cwaniakiem i trąbiłam na niego tak długo, aż zdecydował się spod szlabanu odjechać, a potem specjalnie czekałam aż się zamknie. I żeby nie było, miejsca dalej są do kupienia lub wynajęcia, tylko po co wydawać pieniądze skoro można rozjeżdżać tereny wspólne?

Potem zaczęły przeszkadzać grille. I o ironio, największy ferment podniosły te osoby, które paliły co chwilę na swoich balkonach i zostały przyłapane na zrzucaniu niedopałków do ogródków (między innymi złapały się na monitoring), bo IM ŚMIERDZI. I cóż, ja potrafiłam sobie zamknąć okno na tę godzinkę czy dwie, a nawet sama chętnie schodziłam do sąsiadów na grilla o ile nas zaprosili i nigdy mi grill nie przeszkadzał- tym bardziej że były one ustawiane daleko od budynku i były to grille z pokrywkami (czy jak się to fachowo nazywa). Na osiedlowej grupie podniósł się lament, gdzie część osób powiedziała, że skoro chcą zakazać grillowania to palenia też, część że im ubranie przesiąka dymem, a część racjonalnie stwierdziła, że przez te 2 lata gdy byliśmy jedynym blokiem, ustaliliśmy sobie zasadę, że grille są tylko w weekendy w godz. 16-19 i świetnie się to sprawdzało, a teraz nowi wprowadzają niepotrzebne zamieszanie. Wymusili na administracji ankietę, gdzie oddano aż 20 głosów, które uprawomocniły nasz bazowy stan rzeczy.

Zaczęły się też pomysły całkiem z czapy. Mieliśmy odłożone na koncie wspólnoty 200k celem rozszerzenia monitoringu- bazowo mieliśmy tylko kamery przy wejściu do klatek, a chcieliśmy zamontować też na wejściu na posesje, przy wjeździe do hali i placu zabaw. Kamery według nowych sąsiadów są nie potrzebne, bo najważniejsze jest:

- ogrodzenie osiedla i zamknięcie go (teraz mamy płot z 3 stron-jeden od strony lasku, drugi od strony ogrodzonego osiedla i 3 od strony zakładu produkcyjnego)
- wykupienie lokalu usługowego, bo zaraz tam będzie żabka nano, jak na sąsiedniej nieruchomości (WTF!)
- postawienie stojaków na rowery, bo te od dewelopera są nieprawidłowe (zwykłe, tradycyjne stojaki)
- doposażenie placu zabaw i wydzielenie terenu dla psów

W jednym budynku mamy też prawie całą klatkę na wynajem i szczerze współczuję ludziom, którzy tam mieszkają w swoich mieszkaniach. Z racji tego, że w pobliżu jest kampus, jest tam dużo studentów. Część z nich jest serio fajnych, a część to imprezowicze. Właściciele lokali nie reagują, bo im się w portfelu pieniądze zgadzają. Jedyny właściciel który zareagował chyba wystraszył się o swoją własność, gdy do mieszkania wparowała policja, bo była tam bójka.

A myślałam, że ludzie, którzy poświęcą swoje życie na spłacanie kredytu będą dbali o swoją własność i będą żyli dobrze z sąsiadami, a tu dziadki, które dostały mieszkanie z przydziału, okazują się lepszymi sąsiadami.

blok sąsiedzi

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 135 (149)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…