Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89889

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bardzo stara historia, jeszcze z czasów, gdy pracowałam przy smażonej kurze. W KFC znaczy.

W naszej "restauracji" działała tzw. deliverka, czyli zamówienia telefoniczne z dostawą. Za przygotowanie tych zamówień odpowiedzialny był tzw. paker. Po paru miesiącach pracy na tym stanowisku wiadomo było, że:
W poniedziałki, wtorki i środy prawie nie ma zamówień na dowóz. W czwartki jest ich mało. W piątki i soboty był istny zasuw, zwłaszcza wieczorem, w niedzielę zamówień było niewiele i raczej w godzinach obiadowych. Trzeba też było śledzić wydarzenia sportowe. Mecze piłki nożnej oznaczały więcej zamówień.
Jak się można domyślić - mecz w piątkowy wieczór oznaczał istny Armageddon :D

Traf chciał, że nasza główna kierowniczka zaszła w ciążę. OK, jej prawo, gratulacje, ale dla nas oznaczało to zmianę na gorsze. Zastąpił ją pan, którego zaczęłam określać mianem "Dr House". Bo przypominał go zachowaniem i stosunkiem do współpracowników/podwładnych. Niestety, brakowało mu błyskotliwej inteligencji serialowego doktora.

Historia właściwa:

Piątek, godzina 16:45, wbijam na swoje stanowisko pracy. Obrzucam je szybkim spojrzeniem i prawie natychmiast robię w tył zwrot, by donieść sobie opakowań do zamówień wysyłkowych. Bo widziałam, że i kubełków i torebek i nawet pokrywek do kubełków nie mam tyle, żeby mi starczyło. Na normalny wieczór byłoby w sam raz, ale nie na piątkowy, w dodatku tego dnia był mecz polskiej reprezentacji i ruch już był wzmożony, a wiedziałam, że to dopiero rozgrzewka. Po drodze zajrzałam do kanciapy kierownika:

Ja: Stań, proszę, za mnie na piętnaście minut, muszę sobie donieść opakowań.
House: Nie musisz.
Ja: Muszę, nie starczy mi na cały wieczór.
House: Starczy ci.
Ja: Nie starczy. Jest piątek, będzie mecz, będzie znacznie więcej zamówień niż w tygodniu. Już wylatują.
House: To idź pakować! I rób tak, żeby ci starczyło. Masz nie dobierać opakowań!

I zamknął mi drzwi przed nosem. Chwilę stałam osłupiała, potem wróciłam na swoje stanowisko, bo z drukarki wyszło już kilka zamówień i musiałam je spakować, żeby wyjechały i zrobiły miejsce dla następnych. Wiadomo, jak to jest z tego rodzaju pracą - jak się nawarstwi, to nie można się odkopać i dlatego NIE WOLNO dopuścić do nawarstwienia. Myślałam, że uda mi się wyrobić chwilkę luzu i pobiegnę po opakowania, nie prosząc się House'a o łaskę, ale nie doceniłam potęgi piątkowego meczu. Drukarka jak zaczęła o 17:00, tak nieprzerwanie wypluwała z siebie strumień zamówień do 21:30, kiedy to zamykaliśmy deliverkę.

Więc pakowałam i z niepokojem obserwowałam, jak stos opakowań maleje. Ni cholery nie mogłam się doprosić House'a o pomoc, bo on ze swojej kanciapy widział (przez ścianę) że nie ma ruchu. Mam przestać się op...ać i zagęścić ruchy. Gdy jeden z kierowców poszedł do niego z tą samą prośbą, argumentując że jest za duży ruch jak na jedną osobę, House wyszedł, opieprzył mnie z góry na dół i wrócił do siebie.

W końcu nadszedł moment, kiedy musiałam to zrobić. Powiedziałam kierowcom, że nie ma mnie przez najbliższe piętnaście minut i NIE INTERESUJE MNIE, że zamówienia będą spóźnione, bo nie mam w co pakować. Jedyną odpowiedzią, jaką usłyszałam, było: "Nie spiesz się, na pewno potrzebujesz też do łazienki." Wzruszyłam ramionami i pobiegłam na dół.

Gdy wróciłam po może dziesięciu minutach, obładowana wszystkim, co dało się zabrać za jednym razem, House stał na stanowisku pakera i z szaleństwem w oku wrzucał kawałki kury do kubełków, nakładał frytki, pakował kanapki do torebek, generalnie próbował się już nawet nie rozdwoić, ale podzielić na czworo. Przywitał mnie oczywiście krzykiem:

House: Gdzie ty byłaś?! Nie ma kubełków, zaraz zabraknie torebek! Napoje też się kończą! Taki ruch, a ty zostawiasz stanowisko bez opieki i sobie gdzieś chodzisz! Zobacz, ile zamówień czeka!

I w tym momencie puściły mi nerwy:

Ja: Jak cię prosiłam, żebyś za mnie stanął, odmówiłeś. Jak powiedziałam, że zabraknie mi opakowań, zignorowałeś mnie. Tak samo zrobiłeś, gdy prosiłam cię o pomoc. A teraz mnie opieprzasz za to, co jest konsekwencją twoich własnych decyzji. Nie neguję twoich kompetencji i doświadczenia, ale w tej konkretnej knajpie ja pracuję trzeci rok, a ty niecały tydzień. Jak mówię, że będzie duży ruch, bo jest piątek i mecz, to znaczy, że będzie duży ruch!
House: Ale miałaś oszczędzać opakowania!
Ja (ze śmiechem, bo już nic innego mi nie zostało): Czyli co? Jak mam dwa zamówienia, po trzydzieści hotwingsów każde, to mam spakować sześćdziesiąt do jednego kubełka? I powiedzieć kierowcy, że połowa jest dla jednego klienta, a połowa dla drugiego?

Na twarzy House'a pojawił się na moment cień namysłu.

House: Dobra, uzupełnij szybko stanowisko i stawaj, sama widzisz, że jest za duży ruch na jedną osobę.

Amerykę, k...a, odkrył.

Dopiero po zamknięciu knajpy, gdy usiedliśmy, żeby cokolwiek zjeść przed sprzątaniem, kierowcy wyjaśnili mi, dlaczego nie przynieśli mi tych cholernych opakowań. Bo teoretycznie mogli to zrobić, wiedzieli co gdzie leży i widzieli, że jest ciężko. Ale chcieli dać House'owi nauczkę i zmusić go, by mi pomógł.

House zapisał się w mojej pamięci także prikazem, byśmy oszczędzali środki czystości (w RESTAURACJI!!!) oraz wydzielaniem kucharzom ręczników papierowych w ilości paczka na ośmiogodzinną zmianę. Normalne zużycie wynosiło raczej paczka na godzinę.

kfc

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 186 (190)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…