Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89901

przez ~Madkapolka ·
| Do ulubionych
Obecnie dużo mówi się o tym, że nie każdy musi chcieć mieć dzieci i ma do tego prawo. Równie dużo mówi się o trudach rodzicielstwa, o tym, że ludzie żałują posiadania dzieci i tym podobne tematy.

Osobiście, zgadzam się i z tym, że nie każdy musi mieć dzieci i z tym, że rodzicielstwo nie lekkie, łatwe i przyjemne, nie neguję tego, że można posiadania dzieci pożałować. Ale zaczyna mnie drażnić przesada w drugą stronę.

Sama mam trójkę małych dzieci (1-6 lat) i oczywiście, to nie lukier, ale cieszę się, że dzieci mam, nie wszystkie były planowane, ale wszystkie chciane. Bywa ciężko, szczególnie że z mężem prowadzimy własny biznes, a rodzinę mamy daleko. I wychodzi na to, że praktycznie nie mam prawa powiedzieć, że mimo wszystko uwielbiam bycie mamą i uważam dzieci za wspaniałe wzbogacenie naszego życia, a nie kule u nogi, z którymi trzeba się męczyć.

Wśród znajomych mamy kilka bezdzietnych par, w tym jedną, która deklaruje, że dzieci nigdy mieć nie będzie. Kobieta (Aneta) wręcz przy każdej okazji podkreśla, że dzieci nie cierpi i nie wyobraża sobie bycia matką. Absurdem jest dla mnie, że sama potrafi wypytywać o nasze pociechy, a odpowiedzi kwituje idiotyczną miną i komentarzami, że dla niej to by było okropne i nie do zniesienia. Często dosłownie każe nam przyznać, że dzieci są męczące i nas w życiu ograniczają, a gdy odpowiadamy, że staramy się czerpać raczej radość z czasu z dziećmi i nie jest nam jakoś specjalnie szkoda, że musimy z pewnych rzeczy zrezygnować, zaczyna zachowywać się jak nastolatka, przewracać oczami, głupio się śmiać i kwitować to komentarzami typu:

- Tak gadacie, bo co macie powiedzieć!

Ostatnio inni znajomi rzucili luźno, że powoli rozmyślają o potomstwie i zapytali nas, na co się nastawić przy ewentualnym maleństwie. Widać było, że koleżanka (Kasia) była dość niepewna tej decyzji, najbardziej obawiając się, że nie poradzi sobie z niemowlakiem, bo nie ma żadnej bliskiej rodziny, która mogłaby pomóc. Zgodnie z prawdą, odparłam, że nam też nie miał kto pomóc, ale daliśmy radę i że jest to do zrobienia, ale nikt nie da jej gwarancji na to, czy dziecko będzie akurat spokojne i nieskomplikowane, jak nasze dzieciaczki.

Na co wspomniana wcześniej Aneta wtrąciła się, żeby Kasia mnie nie słuchała, bo sama mam już dzieci i chcę wszystkich na około namówić na dzieci, żeby nie być w swoim nieszczęściu sama. Oczywiście, doszło między nami do nieprzyjemnej wymiany zdań, gdzie nazwała mnie zakłamaną, zarzuciła, że lukruję macierzyństwo i udaję (sic!) szczęśliwą.

W pewnym momencie mój mąż zwrócił uwagę, że Aneta jako bezdzietna więcej gada o dzieciach niż wszyscy dzieciaci w towarzystwie razem wzięci.

Aneta oburzyła się, że mój mąż wytyka jej bezdzietność i ją stygmatyzuje. Już nawet jej facet powiedział jej, że chyba lekko odleciała i powinna trochę wyluzować. To ją jeszcze bardziej nakręciło na jojczenie nad swoim losem odważnej kobiety, która śmiało mówi o tym, że kobieta to nie krowa rozpłodowa, której wartość określają dzieci, a między innymi ja za taką chcę chyba robić. Ubodło mnie to. W tym momencie zapytałam ją, czy nie robi przypadkiem pani lekkiej obyczajów z logiki, skoro jestem wykształconą kobietą po studiach, z sukcesami zawodowymi, a od kilku lat też przedsiębiorczynią, trenuję sztuki walki, a ona sprowadza mnie do roli krowy rozpłodowej, bo mam dzieci? Czyli skoro mam dzieci, to wszystko inne się już nie liczy i przegrałam życie?

Na to nie miała ciętej riposty, tylko stwierdziła, że wydaję z siebie jęki Matki Polki.

Mimo długoletniej znajomości - kolejnych spotkań nie będzie.

znajomi

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (174)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…