Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89936

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ostatnio pojawiła się tutaj historia o faworyzowaniu dzieci nauczycieli. Osobiście spotkałam się z faworyzowaniem dziecka pani woźnej.

Słowem wstępu:
Urodziłam się i spędziłam pierwsze lata mojego życia w Warszawie, ale, kiedy miałam 9 lat, moja rodzina postanowiła przenieść się do średniego miasta, niegdyś włókienniczego, oddalonego około 60 km od stolicy ze względu na pracę mojego ojczyma. Tam skończyłam podstawówkę i poszłam do gimnazjum.
Szkoła podstawowa minęła mi bez większych atrakcji - chodziły do niej głównie dzieciaki z mojej dzielnicy, bo podstawówek w mieście było sporo, udało mi się nawiązać przyjaźnie, które trwają do dziś. Gimnazjum, jedno z dwóch państwowych na całe miasto, zrzeszało z kolei dzieciaki z innych dzielnic.

Byłam wtedy normalną, przeciętną wręcz, nastolatką - ani grubą, ani chudą, ubraną tak jak wszyscy inni. Nie podkreślałam nigdy, że „pochodzę ze stolicy” ani nie wywyższałam się w inny sposób. Jedyne, co mogło ewentualnie mnie wyróżniać na tle klasy, to to, że chodziłam na zajęcia plastyczne i kółko teatralne do Młodzieżowego Domu Kultury (zajęcia, które kosztowały zawrotne 20 zł za cały rok szkolny) i wolałam słuchać rocka niż popularnego wówczas hip-hopu. Nie byłam jednak jedyną osobą w klasie, która uczęszczała na dodatkowe zajęcia artystyczne czy która słuchała innej muzyki niż wszyscy. Nie identyfikowałam się również z „metalami” czy innymi subkulturami.

Z jakiegoś jednak powodu, jeden chłopak z mojej klasy, Szymon, postawił sobie za punkt honoru uprzykrzyć mi życie jak najbardziej się da. W ten sposób, od początku drugiej klasy regularnie byłam wyzywana od krów (bo okres dojrzewania zrobił swoje i, niesamowite!, urosły mi piersi jak kilku innym dziewczynom z klasy), znajdowałam w plecaku czy przyklejone do ławki papierki po Milce (bo, hehe, krowa ma wymiona, a ja mam cycki, więc pewnie jak bym się schyliła jak ta krowa na obrazku to szorowałabym nimi po podłodze - tak, takie teksty też się zdarzały), byłam wyśmiewana jeśli pomyliłam się zapytana o coś przez nauczyciela, a na wycieczkach szkolnych Szymon i jego banda, bo udało mu się zbuntować kilkoro innych uczniów przeciwko mnie, krążyli wokół mnie żeby tylko podstawić mi nogę, popchnąć czy w inny sposób uprzykrzyć życie.
Nauczyciele nie reagowali, mimo moich skarg. Koleżanki, które stawały też w mojej obronie, polecały ignorować, więc tak też robiłam.
Siłą rzeczy, ciągłe nękanie praktycznie zniszczyło moją pewność siebie, miałam coraz częściej niezbyt pozytywne myśli, bałam się chodzić do szkoły i zaczęłam coraz częściej opuszczać lekcje. W końcu moja mama wyciągnęła ze mnie, co się dzieje i cała grupa, która mnie nękała wyładowała na dywaniku u wychowawczyni.
Wychowawczyni kazała im jedynie mnie przeprosić i przestać w ogóle się do mnie odzywać.

Przez jakiś czas był spokój, po czym Szymon znowu zaczął bawić się moim kosztem. Tym razem twierdził, że jestem gruba. Potrafił zagrodzić mi drogę na schodach czy korytarzu i wydrzeć się prosto mi w twarz „Gruba!”, albo usiąść za mną podczas jakiegoś apelu i macać ewentualne fałdki jakie mogły mi się zrobić po bokach kiedy siedziałam zgarbiona. Nauczyciele nadal nie reagowali, więc Szymon czuł się bezkarny.
Doszło do tego, że Szymon i jego banda, podczas jednej z przerw, wykradli z mojego plecaka list, który miałam wysłać do mojego korespondencyjnego znajomego (tak, to te czasy, kiedy jeszcze pisało się listy), skopiowali go i rozdali te kopie innym uczniom. Chyba nie muszę mówić jaka to była tragedia dla 15-latki, która przeżywa pierwszą miłość i zwierza się z niej w liście... Byłam w połowie 3 klasy gimnazjum, ostatnia prosta, ale nie widziałam jak mogłabym zostać w tej szkole. Nie dałabym rady psychicznie, więc zmieniłam szkołę i wróciłam do Warszawy.

Niedługo przed tym, jak Szymon ukradł i skopiował mój list, wylosowałam go na Mikołajki. Nikt nie chciał się ze mną zamienić, więc postanowiłam odwdzięczyć się wtedy za te półtora roku piekła i kupiłam mu ramkę z przyklejonym w środku papierosem i napisem „Zbić w razie pilnej potrzeby”. Może nie był to najmilszy prezent, ale nie uważam żeby był też jakiś bardzo chamski w stosunku do tego, co on mi zrobił.
Mama Szymona pracowała jako woźna w tym gimnazjum. Kiedy odkryła, co jej synuś dostał na Mikołajki, zrobiła karczemną awanturę. Cała klasa musiała wtedy wypełnić ankietę czy jest zadowolona z prezentu, a ja dostałam srogą uwagę i obniżoną ocenę z zachowania. Zrozumiałam wtedy dlaczego czuł się tak bezkarny i dlaczego nikt nigdy nie ukarał go za prześladowanie mnie. Szymon nigdy nie miał obniżonej oceny z zachowania ani uwagi, mimo moich skarg i skargi mojej mamy. Pani woźna najwyraźniej miała większą siłę przebicia.

Kilka lat temu, kiedy Facebook zaproponował mi Szymona jako potencjalnego znajomego, wysłałam mu wiadomość, żeby dowiedzieć się o co właściwie mu chodziło i dlaczego uwziął się akurat na mnie. Wiadomość nie była agresywna, po prostu „pogadajmy jak dorośli, którymi już jesteśmy”. Nie dostałam odpowiedzi.

Gimnazjum prześladowanie

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (140)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…