Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89949

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rodzina… Mam dwóch braci, jeden 7 drugi 9 lat starszy. Dla potrzeby historii nazwijmy ich P i K.

P, 7 lat starszy ode mnie zaczął sprawiać kłopoty mniej więcej w wieku 16 lat. Od tego czasu zaczęło się popijanie alkoholu, palenie papierosów i zadawanie z szemranym towarzystwem osiedlowym. Rodzice na ile potrafili próbowali go dyscyplinować, ale ich wysiłki nie przynosiły efektu. P coraz częściej wracał do domu pijany, naćpany, przestał chodzić do szkoły, zaczął wdawać się w bójki. Z początku jego zachowanie miało największy wpływ na mnie, często pod wpływem niekontrolowanej agresji byłam wyzywana, bita i poniżana (ówczesna 12-14 letnia ja).

Na moje próby szukania pomocy u rodziców słyszałam tylko “to po co go prowokujesz?” albo “to się do niego nie odzywaj, albo wychodź z domu jak wraca”. Podobnie reagował też najstarszy brat. Żeby P skończył szkołę średnią, rodzice codziennie zawozili go samochodem do szkoły i czekali aż wejdzie, a nauczyciele zdawali szczegółowe raporty z jego zachowania (swoją drogą ogromny szacun dla nich za to).

P szkołę skończył, ale wiele mu to w życiu nie pomogło. Szybko wkroczył na drogę przestępczą, pobicia, drobne kradzieże, napady i w końcu wylądował w areszcie. Rodzice zapłacili kaucję i adwokata i wyciągnęli go z kłopotów. Później robili to jeszcze milion razy. Dzisiaj jest prawie 40 letnim alkoholikiem, który w swoich oczach nie ma problemu, żyje od roboty do roboty i od libacji do libacji.

Macie już pełen obraz P, to teraz krótki zarys K.

K od dzieciństwa był bardzo spokojnym dzieckiem, grzecznym i nie wadzącym nikomu, ale jednocześnie był totalną życiową sierotą. Rodzice siedzieli z nim nad lekcjami do końca podstawówki. Do dziś orłem nie jest. K jednak miał ogromną pasję - sport. Wykazywał dość spory talent już w młodym wieku. Ze względu na przekonania rodzice nie zgodzili się na szkołę sportową, trenował więc w lokalnym klubie. W wieku 18 lat dostał szansę wyjazdu za granicę i trenowania w profesjonalnym klubie.

Tutaj rodzicie już nie ingerowali, decyzję miał podjąć K. Jak jednak pisałam, K jest życiową sierotą zależną od innych. Bojąc się, że sobie nie poradzi ofertę odrzucił. Następne 10 lat spędził wypominając rodzicom jak to przez nich nie zrobił kariery sportowej. K zaczął pracować w rodzinnej firmie i poczuł pieniądz. Ojciec płacił mu zdecydowanie więcej niż innym pracownikom. K jednak do roboty się nigdy nie przykładał, robił na odwal się, na jakoś to będzie. Jak klient się skarżył, to K potrafił go wyśmiać w twarz. Cały kontakt z klientem musiał więc być po stronie ojca.

K szastał pieniędzmi na prawo i lewo. Miał tłum przyjaciół do imprezy, bo z nim impreza była darmowa. W tych okolicznościach poznał swoją obecną żonę. Żona myślała że złapała pana Boga za nogi, że będzie księżniczką na włościach, mogącą ewentualnie zajmować się domem. Rzeczywistość dotknęła ją dość mocno. Długo jednak nie popracowała, bo zaszła w “przypadkową” ciążę. Oczywiście od razu L4. Po urodzeniu dziecka było już tylko gorzej, a ponieważ to pierwszy wnuk, to dziadkowie wspierali finansowo jak tylko się dało.

A teraz najlepsze: rodzicom udało się sprzedać działkę za całkiem sensowne pieniądze. Postanowili całą kwotę podzielić na 4 równe części - według mnie całkiem sensowne podejście. Kwota nie była jakaś zawrotna (nie kupisz za to mieszkania), ale na pewno znaczna. Przyjęliśmy z mężem prezent z wdzięcznością, za część kasy kupiliśmy rodzicom prezent, resztę po zbadaniu opcji zainwestowaliśmy w poduszkę finansową niezależną od sytuacji w kraju. I dobrze, że zrobiliśmy to dość szybko, bo niespełna miesiąc po otrzymaniu pieniędzy zgłosił się do nas P.

On ma świetny pomysł na biznes, w pół roku podwoimy pieniądze, ale musi zainwestować co najmniej 2 razy tyle co dostał, więc ja dołożę moją część i potem podzielimy się zyskiem. Cóż, znając kryminalną przeszłość P jakoś mi się to nie uśmiechało. Na szczęście pieniądze już dawno były zainwestowane więc daliśmy mu znać, że nie będziemy w to wchodzić. Co ciekawe P przyszedł z tym pomysłem tylko do mnie, do rodziców i do K się nie odważył.

Niecały tydzień później przyszedł K z żoną, która wtedy była jeszcze w ciąży, mieszkanie własnościowe im się marzy. Swoją drogą mnie też, no ale... I oni pomyśleli, że jakby wzięli swoją część, moją część i rodziców, to by kupili mieszkanie dla siebie, no bo jak oni będą mieszkać z dzieckiem w wynajętej kawalerce. Rodzice oczywiście stwierdzili, że dziecku pomogą, no bo przecież komu innemu. Na szczęście nic z tego nie wyszło, bo wredna ja się nie zgodziłam.

Wkurza mnie, że kiedy zasugerowałam zmianę: to my z mężem kupimy sobie mieszkanie za ich pieniądze, to nastała wielka obraza majestatu, bo przecież mamy z mężem dobre prace i zarabiamy, to możemy płacić za wynajem, a im tak ciężko.

Ostatnio rodzice doszli do wniosku, że skoro K słabo sobie radzi w życiu, a P ma dziecko i też ledwo dają radę, to mieszkanie zostawią im na pół. Koronny argument: bo Ty jesteś obrotna i zawsze sobie poradzisz, a braciom się nie układa, to trzeba im pomóc.

Jak patrzę na całą historię i podobne opisywane na tym portalu, to mam taką refleksję: żeby dostać pomoc i wsparcie od osób najbliższych trzeba być albo alkoholikiem-kryminalistą, albo totalną życiową łamagą. Jak człowiek sobie jakoś w miarę radzi, pracuje, rozwija karierę i jeszcze w miarę dobrze dogaduje się w małżeństwie, to przecież żadnego wsparcia nie potrzebuje…

rodzina

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 208 (234)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…