Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#90008

przez ~Sora ·
| było | Do ulubionych
Od ponad dekady w mojej rodzinie jest ten sam problem w święta, który sprawia że ten okres jest dla mnie szczególnie przykry. Moi rodzice nigdy nie byli ze soba szczęśliwi i dekadę temu się rozwiedli, bo cóż, wyszło że moja mama ma romans. Jej kochanek, co roku jest u nas na Wigili, co mi i mojemu rodzeństwu się nie podoba, co roku jest ten sam problem - nikt go tam nie chce i jak to bywa, co roku są odstawiane różne histerie.

Osobiście, zaciskam zęby i jadę do domu na Święta, choć szczerze mówiąc nienawidzę tam być. Gdy raz tupnęłam nogą i powiedziałam, że nie usiądę z nim do stołu, to moja mama zrobiła mi okropną awanturę i szantaż emocjonalny, że zniszczyłam święta i jestem egoistką i ona ma prawo do szczęścia. Od tego czasu, jakoś się poddałam, okłamując siebie, że przychodząc na święta do domu, jestem "dojrzała" i zaakceptowałam sytuację z rozwodem. Tak naprawdę, chyba nie mam jaj, po prostu nie przyjść.

Inna sytuacja jest z moimi braćmi, którzy do siadania z kochankiem do stołu, mają dużo więcej obiekcji, a że synowie są jej oczkiem w głowie, to nie może im zrobić awantury. Więc przez lata, były u nas dwie wigilie - jedna bez kochanka z braćmi, a druga bez moich braci z kochankiem. Ja byłam na obydwu, choć najchętniej nie byłabym na żadnej. Po iluś latach może moja mama się tym zmęczyła, może kochanek miał dość i było postanowione, że Wigilia będzie jedna.

Wtedy zaczęły się podchody moich braci i awantury, żeby nie jechać do mamy na święta, żeby zrobić bunt, bojkot, "wybieranie stron", kłótnie i łatwo sobie wyobrazić, jaka "cudowna" była atmosfera przed świętami.

Potem przyszła pandemia i pierwszy raz spędziłam święta poza rodziną. Pierwsze spędziłam z znajomym, drugie sama, gdyż byłam na kwarantannie. Muszę przyznać, że pomimo różnych problemów, miło było odetchnąć.

W tym roku, jechałam do domu i muszę przyznać, że żałuję. Jeden brat pojechał do dziadków, drugi załatwił sobie zmianę i byłam ja, mama i kochanek. Patrząc na tego człówieka, zastanawiam się czemu co roku tak uparcie, przyjeżdża do nas na święta. Widać po nim, że wolałby być gdzie indziej, wie bardzo dobrze że nie jest mile widziany, ma też rodzinę i swoje dzieci, do których mógłby pójść. Dotarło do mnie, że nie chcę spędzać tak świąt więcej - w tej atmosferze przymusu, toksycznej atmosfery i emocjonalnego, psychicznego zmęczenia.

Z moją mamą nie idzie o tym porozmawiać, bo ona z całej tej sytuacji uważa się za ofiarę, że to my jesteśmy podli i nie pozwalamy jej układać sobie życia i powinniśmy po prostu zaakceptować sytuację, jako dorośli. Przyznam, że ja już mam dość - może nie jestem na tyle "dorosła", ale po świętah w tym roku, jestem tak psychicznie zmęczona, że najchętniej zakopałabym się w mysiej dziurze.

Może to nie jest piekielna historia, ale pokazuje dobrze, jak ciężko jest się wygrzebać z pajęczyny toksycznych rodzinnych relacji. Może potrzebuję się wygadać i po prostu wyrzucić to z siebie wreszcie.

rodzina

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (89)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…