Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90078

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W ostatniej historii o Januszu pisałam o dość frywolnym podejściu do zakresu obowiązków a dziś dla odmiany będzie o rzeczy, którą wyjątkowo do moich obowiązków pasowała i równie wyjątkowo szybko się skończyła.

Dla przypomnienia, niemal 20 lat temu pracowałam w małej firemce z branży budowlanej. Janusz miał swój mały warszat, kilku pracowników i sprzedawał dość niszowy produkt, biznes kręcił się całkiem nieźle. Jego odbiorcami byli przede wszystkim drobni wykonawcy. Z dużymi firmami Januszowi było nie po drodze: po pierwsze nie miał możliwości produkować na większą skalę, a po drugie wtedy nie za bardzo mógł oszukiwać na fakturach, a kto to widział sprzedawać bez żadnych przekrętów. Janusz miał również sporo znajomości w mieście i brata za granicą, więc z czasem coraz częściej pośredniczył również w imporcie sprzętów za odpowiednią opłatą.

Klientów było sporo a Janusz umawiał się z nimi bezpośrednio na spotkania w biurze; wszystko zapisywał sobie w małym, skórzanym notesiku, który nosił w wewnętrznej kieszeni kurtki. Krótko po moim przyjęciu do pracy stwierdził, że właściwie po to ma sekretarkę-asystentkę, żeby prowadziła mu kalendarz spotkań. Wcześniej, gdy odbierałam telefon w celu umówienia spotkania miałam przekierowywać na komórkę szefa, od tej pory to on miał odsyłać kontrahentów do mnie i ja się miałam wszystkim zajmować bez jego ingerencji.

Janusz miał swój komputer, ale korzystaliśmy wszyscy z tej samej poczty, więc pokazałam mu kalendarz, gdzie mógł znaleźć umówione spotkania z ich opisem. Bardzo szybko okazało się, że Janusz w ogóle nie sprawdzał spotkań na mailu, podejrzewam, że po prostu nie umiał tego zrobić. Mógł powiedzieć od razu, ale nie ma problemu, przejdziemy na system karteczkowy.

Sama korzystałam nadal z maila, ale rano drukowałam mu "sprawozdanie" z kim dziś jest umówiony i o której. Jeśli tylko udało mi się go złapać w biegu to pokrótce je objaśniałam, ale i to nie działało, a powód był dość prosty. Komunikacja z Januszem zawsze działała tylko w jedną stronę. Janusz miał pretensje o to, że umówiłam go z klientem, kiedy on ma zaplanowaną wizytę u dentysty (o której mi oczywiście nic nie mówił, bo to nie moja sprawa).

Ponieważ Janusz był coraz bardziej zirytowany moją niekompetencją, zaczął się z powrotem umawiać bezpośrednio z klientami i zapisywać w swoim skórzanym notesie. Szkoda, że o tym też mi nie powiedział, bo ja umówiłam kilka spotkań w tym samym czasie.

W końcu Janusz uznał, że ma dość tej farsy, mogłabym się w końcu nauczyć domyślać, że on miał już plany a nie, że trzeba mi tak wszystko mówić i kategorycznie zabronił umawiać jakichkolwiek spotkań. Co prawda nie odzywał się przez tydzień obrażony, ale jakoś nie było mi żal.

Janusz

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (180)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…