Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90232

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pisałam, że mam problemy zdrowotne.

Diagnostyka wykazała, że jest to nowotwór żołądka. Na szczęście okazał się niegroźny (póki co), ale trzeba go wyciąć. Niestety bardzo problematyczne położenie guza uniemożliwiło zrobienie tego endoskopowo, więc pozostało dostanie się do niego od zewnątrz. Manualne przeprowadzenie zabiegu laparoskopowo również okazało się niewykonalne, więc ordynator podjął decyzję, że będzie mnie operował tym robotem Da Vinci, bo tylko w ten sposób będzie można zrobić to w miarę mało inwazyjnie (tutaj chapeaux bas dla niemieckiej służby zdrowia - zwykły żuczek z publicznym ubezpieczeniem ma dostęp do takiego poziomu usług). Wczoraj zadzwonili do mnie ze szpitala, wyznaczając mi termin na połowę kwietnia (jeszcze przepraszali, że będę musiała tak długo czekać, ale robota trzeba wypożyczyć, a to był najbliższy możliwy termin).

Przez cały czas, od kiedy zaczęły się moje problemy, mój szef był bardzo wspierający, pomógł mi wybrać najlepszy szpital, martwił się, interesował, kiedy byłam w szpitalu, dzwonił do mojego męża, wypytując o wyniki biopsji. Tak więc, kiedy dostałam termin zabiegu, poinformowałam go o nim, uprzedzając, że niestety zbiegł się w czasie z planowanym wyjazdem na targi w Mediolanie i nie będę mogła wziąć w nich udziału (no co za pech). Domyślałam się, że nie będzie z takiego obrotu spraw zadowolony, jednak oczywiste było dla mnie, że są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze i zabieg usunięcia nowotworu ma wyższy priorytet niż wyjazd na targi, gdzie i tak robię głównie za dekorację, bo on prowadzi wszystkie kluczowe rozmowy.

Pomyliłam się. Mój szef stwierdził, że absolutnie nie wyraża na to zgody i wydał mi polecenie służbowe przesunięcia zabiegu na inny termin. Próbowałam przemówić mu do rozsądku, niestety bezskutecznie. Zaczął cisnąć, żebym koniecznie porozmawiała z chirurgiem i spróbowała przesunąć zabieg o kilka miesięcy. Udało mi się nie parsknąć mu w twarz, coś tam odpowiedziałam na odczepne.

Wróciwszy do domu, w skrzynce znalazłam mail, który Janusz napisał do ordynatora chirurgii (mnie umieścił w polu "do wiadomości"), w którym jako mój pracodawca wyraża sprzeciw wobec planowanego terminu operacji, ponieważ obecny godzi w jego interesy i naraża go na koszty (apartament z jaccuzzi za darmo nie był) i domaga się albo ustalenia innego terminu, najlepiej w okresie wakacyjnym, po uprzedniej konsultacji z nim, bo tak w ogóle, to on wygooglał, że tych robotów jest w Niemczech ponad 200, więc mają go po prostu ściągnąć ponownie w dogodnym dla niego terminie, albo rekompensaty finansowej.

Tak, mnie też odebrało mowę. Najwyraźniej można być nie tylko debilem, ale również debilem pozbawionym instynktu samozachowawczego i przepięknie podłożyć się na piśmie. Podejrzewam, że sekretariat na chirurgii miał z tego maila niezły ubaw, a jeśli sprawa eskaluje na przykład o próbę dyscyplinarki albo potrącenia mi czegoś z pensji, ubaw będzie miał również sędzia w sądzie pracy. A ja jak tylko ogarnę sprawy zdrowotne i obronię pracę na studiach, szukam nowej roboty.

Update: Dzwoniła miła pani z sekretariatu chirurgii (ta sama, która umawiała mnie na zabieg), bo dostali jakiś dziwny mail i chciała spytać, o co chodzi. Wytłumaczyłam, jaki mój pracodawca ma problem, pani wyraziła swoje niedowierzanie, jak tak można, i spytała, co mają z tym zrobić: uświadomić mu w żołnierskich słowach priorytety, czy zasłonić się RODO i posłać go na drzewo. Poprosiłam, żeby raczej nie wdawali się z nim w dyskusje i broń boże nie udzielali mu informacji na temat mojego stanu zdrowia, bo to jest dla mnie obcy człowiek. A gdyby mu jeszcze przypadkiem przyszło do głowy, dzwonić i podawać się za kogoś z mojej rodziny, na wszelki wypadek, proszę nie udzielać żadnych informacji nikomu poza mną i moim mężem, który dzwoniłby wyłącznie z numeru xxx. Pani potwierdziła i skonkludowała, że gdyby sytuacja eskalowała, to pan doktor też zaproponował, że w razie czego bardzo chętnie zadzwoni do mojego pracodawcy i powie mu "parę ciepłych słów".

Nie wiem, co ostatecznie zrobili, ale później przyszedł mail od Janusza, w którym tłumaczył, że "zaszło nieporozumienie", on nie ma z niczym problemu, a w ogóle, to na moje miejsce noclegowe wskoczy ktoś z wydawnictwa, wydawnictwo pokryje koszt hotelu, więc on nawet wyjdzie na plus.

Praca

Skomentuj (29) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 184 (198)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…