Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90328

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przeczytałam właśnie opowieść o Warszawce. Pomijam błąd, bo Warszawka to nie warszawianie (ci źródłowi, urodzeni na miejscu i z warszawskich rodziców), tylko napływ ze wszystkich stron kraju, mieszkający w stolicy od 6 miesięcy, ale bardziej warszawski od Syrenki. Ale to semantyka.

Niedawno całkiem moja przyjaciółka opowiadała mi przygodę. Lubi podróżować po kraju i świecie, akurat niedawno zapragnęła zwiedzić Warmię i Mazury. Dzwoni do mnie z trasy i się zachwyca widokami (jest egzaltowana, ale to część jej uroku), "a jakie górki i laski i krowy i łąki, ożeż ty, kopany w tylną część ciała" (no oczywiście, że ostatnia część przemowy była znacznie bardziej soczysta). Okazało się, że wyprzedził ją tubylec, sądząc po rejestracji, właściwie spychając ją na pobocze. No cóż, do Łomży niedaleko, więc pewnie tam znalazł prawo jazdy. Jedzie dalej moja przyjaciółka, przypomniałam jej o zjedzeniu czegoś (nawyk, 25 lat temu służbowo ją poznałam z powodu jej anoreksji - wyszła, ale ja mam odruch przypominania jej o posiłku). No to zajedzie do wiejskiego sklepu.

Przed sklepem stoi poznane przed chwilą BMW, rocznik na oko 1998. Moja przyjaciółka mówi, że pozna zabójcę i się pcha do środka. Oczywiście, że nie miała zamiaru go zaczepiać, tak sobie powiedziała. W środku było panów kilku, w różnym wieku, gaworzących z roześmianą sprzedawczynią. Kiedy przyjaciółka weszła grzecznie przerwali głośną rozmowę, odpowiedzieli chóralnie dzień dobry i wyszli. Przyjaciółka kupiła, co miała kupić i również wyszła.

Panów na zewnątrz zostało trzech, młody, który stał w otwartych drzwiach BMW, więc pewnie właściciel i dwóch innych w średnim wieku. I jeden z nich mówi do młodego: "To ta cię chciała zabić?". Młody coś wybąkał się czerwieniąc, ale starszy kontynuował: "Koledze pani drogę zajechała, że ledwie się wyrobił". Na co moja przyjaciółka: "Nie, proszę pana, zepchnął mnie na pobocze, wyprzedzając". I tu chyba trafiła w coś, bo przysięgła, że gościa jakby coś trzepnęło, zaczął dosłownie wywrzaskiwać coś, co w skrócie brzmiało tak: "Jeżdzą z jeb... warszawki, szmaciarze, na nikogo nie patrzą, wszystkim wam ku...om zabrać prawo jazdy, opodatkować, śmierdziele warszawskie, buty nam powinniście lizać, że wam pozwalamy żyć na nasz koszt!" Oczywiście tam nie było znaków przestankowych, tylko słowa powszechnie uznawane za wulgarne na k. I była to przemowa dłuższa, z każdym zdaniem przybywało decybeli.

Taki rys sytuacyjny - moja przyjaciółka ma jakieś 155 cm wzrostu, naturalna blondynka, 48 kg wagi, więc powiedzmy, że posturą nie zabija. Ale ja ją znam, nie należy do takich, które można zastraszyć. Streściła mi swoją przemowę tak (i nie twierdzę, że powinna dać się sprowokować, ale się dała): "Czego się czepiasz, przygłupie? Gnojek mało mnie nie zabił, a ty mi awanturę urządzasz bez powodu, zaraz policję wezwę, że mnie atakujesz! I na niego też, mam kamerę w aucie!"
Gość się zapowietrzył, ale nie zdradzał zamiaru przejścia do rękoczynów i mówi w te słowa: "A kto takiej su.. jak ty dał takie auto, co? Porządny człowiek takim gratem jeździ, a takie szmaty się furą rozbijają, bo co? Bo z Warszawki są! To się chłopak chyba mógł zdenerwować, nie?"

Tutaj już moja przyjaciółka odpadła. Na wojnę klasową się nie zapisywała. Ale faktycznie jeździ marzeniem takich panów. Tylko (i jest to pytanie dla dramatyzmu i retoryczne) czy to powód, żeby ludzi próbować tak gnoić? I próbować uszkodzić na drodze?

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 102 (136)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…