Czy można być za mądrym na jakieś stanowisko? Otóż tak!
Poszukiwania pracy. Moja zmora. Zacznijmy jednak od początku.
Niedawno skończyłam studia. Konkretnie prawo. Nie jest tak, że chcę się tym chwalić jak bohaterowie memów, po prostu to istotne dla historii. ;)
Z różnych przyczyn, o których może napiszę więcej innym razem, a z których główną jest przesyt rynku absolwentami prawa i brak zapotrzebowania na nich w kancelariach, postanowiłam poszukać pracy poza moją branżą.
Nie przyjęli mnie w żadnym z trzech banków, pomimo tego, że poszukiwali pracownika. Pracownica jednego z nich, znajdującego się w mieście wojewódzkim, była bardzo miła. Powiedziała, że mają program polecający i może mnie polecić. Poradziła, żebym wysłała CV pewnej osobie z wyższego szczebla. Tak też zrobiłam, ale nie dostałam żadnego odzewu. Rozumiem, że nie mam doświadczenia w branży, ale studiuję aktualnie kierunek związany z ekonomią i informacja o tym znalazła się w CV.
Z kolei w banku w mniejszej miejscowości, było mi dane porozmawiać z szefową. Miała tylko chwilę, nie była to rozmowa kwalifikacyjna z zaproszenia. Przyszłam do banku i zaniosłam CV znajomej pracownicy, od której dowiedziałam się o rekrutacji. Szefowa dziwiła się, że będąc po prawie, szukam u nich pracy.
Jeszcze bardziej dziwiła się szefowa firmy ubezpieczeniowej, nazwijmy ją U.
Napisałam do kilku firm ubezpieczeniowych w mojej okolicy. Pytałam, czy nie potrzebują pracownika. Pracownica jednej z firm odpisała mi, prosząc o CV, więc je wysłałam.
Nie było odzewu przez kilka tygodni, więc straciłam nadzieję. Aż tu nagle zadzwoniła do mnie jakaś pani i zaprosiła na rozmowę kwalifikacyjną.
Pojechałam. Na miejscu była pani U. Poprosiła mnie o CV. Zdziwiłam się, bo myślałam, że je mają. Okazało się, że kilka tygodni wcześniej wysłałam je pracownicy, która już u nich nie pracuje.
Wysłałam szybko CV na maila U. Wydrukowała je i zaczęła czytać. Zdziwiła się, że mam studia, bo u nich nikt nie ma. No dobra, prawie nikt, bo akurat ona ma wyższe wykształcenie, w firmie jest też osoba po kierunku związanym z wychowaniem fizycznym.
U znacząco spojrzała na siedzącą obok panią kierownik i spytała:
- Basiu, a ty masz studia?
- No pewnie, i kursy, i podyplomówki - odparła pani kierownik. Nie mam pewności, czy powiedziała o kursach, czy może o czymś w tym stylu, ale pierwsze i ostatnie słowa, które tu piszę, padły na 100%.
Podobnie znaczącym tonem U powiedziała do kierowniczki:
- W liceum pani była prymuską...
Czułam, że robią sobie ze mnie jaja.
Napięcie stało się odczuwalne, gdy przyszło do omawiania kwestii finansowych. U zapytała, ile bym chciała zarabiać. Ja z kolei chciałam, żeby zaproponowała jakąś stawkę. U była jednak nieugięta. Wyszło, że nie mam wymagań. To był błąd. Wielki błąd. Powiedziała, że trzeba mieć wymagania, cenić się i szanować.
Pewnie gdybym miała za wysokie wymagania, też by im się nie spodobało. Pracownica siedząca obok niej wspomniała o panu, który chciał zarabiać bardzo dużo. Widocznie wszystkie skrajności są złe.
Skąd taki brak wymagań u mnie? Nawyki z mojej branży. Można włożyć między bajki mit o bogatym prawniku. Tak, można być bogatym, ale tylko na swoim, w swojej kancelarii, nie u kogoś. Gdy dorabiałam sobie na studiach, pracowałam na zleceniu za minimalną. Ukończenie studiów niczego nie zmieniło. Jeśli pracodawca płaci uczciwie minimalną za każdą godzinę, jest uczciwym i miłosiernym prawnikiem. Nie znam nikogo po tych studiach, kto zarabiałby więcej. Umowa o pracę jest albo dla wybranych, albo po długim czasie. Nieważne, czy jesteś dobry w swojej branży. Czy piszesz piękne pisma procesowe, całe akty notarialne, czy rejestrujesz szybko setki spraw u komornika. Stawka jest zawsze ta sama i nie wypada jej kwestionować. Może w innych regionach sytuacja na rynku wygląda inaczej, tego nie wiem.
U nie mogła zrozumieć, że jestem po prawie, a chcę u nich pracować. Musiałam się gęsto tłumaczyć. Na koniec powiedziała do mnie:
- My pani nie zatrudnimy, bo pani jest za mądra.
Dodała, że nadawałabym się do nich, ale na dyrektora. Poradziła mi, żebym szła na aplikację i rozwijała się w swojej branży. Radziła mi jak surowa, ale dobra matka. ;)
Jedna z moich znajomych oprócz prawa ukończyła dwa kierunki. Mówiła mi, że kiedyś powiedziano jej, iż ma za wysokie kwalifikacje. Uwierzyłam w to, ale byłam bardzo zdziwiona. Teraz już nie jestem.
A może potencjalni pracodawcy myślą, że jestem kimś w rodzaju byłego agenta służb specjalnych? Może boją się, że będę pisać na nich donosy do prokuratury i do ZUSu? ;)
Mam chytry plan. Następnym razem, gdy będę szukać pracy tam, gdzie nie potrzeba studiów, będzie lepiej ukryć swoje kwalifikacje i udawać, że poprzestałam na liceum. Ukończenie szkoły z wyróżnieniem i wygrywanie konkursów też odstrasza.
Poszukiwania pracy. Moja zmora. Zacznijmy jednak od początku.
Niedawno skończyłam studia. Konkretnie prawo. Nie jest tak, że chcę się tym chwalić jak bohaterowie memów, po prostu to istotne dla historii. ;)
Z różnych przyczyn, o których może napiszę więcej innym razem, a z których główną jest przesyt rynku absolwentami prawa i brak zapotrzebowania na nich w kancelariach, postanowiłam poszukać pracy poza moją branżą.
Nie przyjęli mnie w żadnym z trzech banków, pomimo tego, że poszukiwali pracownika. Pracownica jednego z nich, znajdującego się w mieście wojewódzkim, była bardzo miła. Powiedziała, że mają program polecający i może mnie polecić. Poradziła, żebym wysłała CV pewnej osobie z wyższego szczebla. Tak też zrobiłam, ale nie dostałam żadnego odzewu. Rozumiem, że nie mam doświadczenia w branży, ale studiuję aktualnie kierunek związany z ekonomią i informacja o tym znalazła się w CV.
Z kolei w banku w mniejszej miejscowości, było mi dane porozmawiać z szefową. Miała tylko chwilę, nie była to rozmowa kwalifikacyjna z zaproszenia. Przyszłam do banku i zaniosłam CV znajomej pracownicy, od której dowiedziałam się o rekrutacji. Szefowa dziwiła się, że będąc po prawie, szukam u nich pracy.
Jeszcze bardziej dziwiła się szefowa firmy ubezpieczeniowej, nazwijmy ją U.
Napisałam do kilku firm ubezpieczeniowych w mojej okolicy. Pytałam, czy nie potrzebują pracownika. Pracownica jednej z firm odpisała mi, prosząc o CV, więc je wysłałam.
Nie było odzewu przez kilka tygodni, więc straciłam nadzieję. Aż tu nagle zadzwoniła do mnie jakaś pani i zaprosiła na rozmowę kwalifikacyjną.
Pojechałam. Na miejscu była pani U. Poprosiła mnie o CV. Zdziwiłam się, bo myślałam, że je mają. Okazało się, że kilka tygodni wcześniej wysłałam je pracownicy, która już u nich nie pracuje.
Wysłałam szybko CV na maila U. Wydrukowała je i zaczęła czytać. Zdziwiła się, że mam studia, bo u nich nikt nie ma. No dobra, prawie nikt, bo akurat ona ma wyższe wykształcenie, w firmie jest też osoba po kierunku związanym z wychowaniem fizycznym.
U znacząco spojrzała na siedzącą obok panią kierownik i spytała:
- Basiu, a ty masz studia?
- No pewnie, i kursy, i podyplomówki - odparła pani kierownik. Nie mam pewności, czy powiedziała o kursach, czy może o czymś w tym stylu, ale pierwsze i ostatnie słowa, które tu piszę, padły na 100%.
Podobnie znaczącym tonem U powiedziała do kierowniczki:
- W liceum pani była prymuską...
Czułam, że robią sobie ze mnie jaja.
Napięcie stało się odczuwalne, gdy przyszło do omawiania kwestii finansowych. U zapytała, ile bym chciała zarabiać. Ja z kolei chciałam, żeby zaproponowała jakąś stawkę. U była jednak nieugięta. Wyszło, że nie mam wymagań. To był błąd. Wielki błąd. Powiedziała, że trzeba mieć wymagania, cenić się i szanować.
Pewnie gdybym miała za wysokie wymagania, też by im się nie spodobało. Pracownica siedząca obok niej wspomniała o panu, który chciał zarabiać bardzo dużo. Widocznie wszystkie skrajności są złe.
Skąd taki brak wymagań u mnie? Nawyki z mojej branży. Można włożyć między bajki mit o bogatym prawniku. Tak, można być bogatym, ale tylko na swoim, w swojej kancelarii, nie u kogoś. Gdy dorabiałam sobie na studiach, pracowałam na zleceniu za minimalną. Ukończenie studiów niczego nie zmieniło. Jeśli pracodawca płaci uczciwie minimalną za każdą godzinę, jest uczciwym i miłosiernym prawnikiem. Nie znam nikogo po tych studiach, kto zarabiałby więcej. Umowa o pracę jest albo dla wybranych, albo po długim czasie. Nieważne, czy jesteś dobry w swojej branży. Czy piszesz piękne pisma procesowe, całe akty notarialne, czy rejestrujesz szybko setki spraw u komornika. Stawka jest zawsze ta sama i nie wypada jej kwestionować. Może w innych regionach sytuacja na rynku wygląda inaczej, tego nie wiem.
U nie mogła zrozumieć, że jestem po prawie, a chcę u nich pracować. Musiałam się gęsto tłumaczyć. Na koniec powiedziała do mnie:
- My pani nie zatrudnimy, bo pani jest za mądra.
Dodała, że nadawałabym się do nich, ale na dyrektora. Poradziła mi, żebym szła na aplikację i rozwijała się w swojej branży. Radziła mi jak surowa, ale dobra matka. ;)
Jedna z moich znajomych oprócz prawa ukończyła dwa kierunki. Mówiła mi, że kiedyś powiedziano jej, iż ma za wysokie kwalifikacje. Uwierzyłam w to, ale byłam bardzo zdziwiona. Teraz już nie jestem.
A może potencjalni pracodawcy myślą, że jestem kimś w rodzaju byłego agenta służb specjalnych? Może boją się, że będę pisać na nich donosy do prokuratury i do ZUSu? ;)
Mam chytry plan. Następnym razem, gdy będę szukać pracy tam, gdzie nie potrzeba studiów, będzie lepiej ukryć swoje kwalifikacje i udawać, że poprzestałam na liceum. Ukończenie szkoły z wyróżnieniem i wygrywanie konkursów też odstrasza.
Ocena:
128
(144)
Komentarze