Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90397

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka tekstów ostatnio o (nie)piciu alkoholu i co z tego wynika - więc dodam kilka słów od siebie, bo to piekielność, którą znam aż za dobrze.

Miałem w rodzinie (bliskiej) osobę uzależnioną od alkoholu. Nie był to klasyczny przypadek pijaka, ale tak zwany "alkoholik wysokofunkcjonujący": osoba inteligentna, wykształcona, oczytana, świetna i ceniona w pracy, lubiana w towarzystwie… A poza tym uzależniona.

Nie było u mnie w domu dramatów, jakie przeżywają dzieci alkoholików - nikt się nade mną nie znęcał, nie chodziłem głodny, miałem w co się ubrać, nie byłem bity, molestowany etc., nic z tych rzeczy. A jednak jako dziecko widziałem, słyszałem i przeżywałem rzeczy, których dziecko widzieć, słyszeć i przeżywać nie powinno.

Z tego powodu mając 16 lat (!) postanowiłem, że nie będę pił. W ogóle. Skłonność do alkoholizmu bywa dziedziczna, a ja nie chciałem ryzykować.

Milion razy byłem - tak, jak w Waszych opowieściach - "namawiany".

No ale jak to, ZE MNĄ nie wypijesz?! (no nie, ani z tobą, ani z nikim innym)

Ale przecież to tylko szampan! (osiemnastka koleżanki, bo szampan to nie alkohol, tylko lemoniada, prawda?)

No ale przecież ZA MOJE ZDROWIE musisz wypić! (pokaż mi racjonalny związek tego kieliszka z twoim zdrowiem, a wypiję nawet pięć)

Ale to TYLKO JEDEN KIELISZEK!

I tak dalej, i tak dalej, do znudzenia.

A co się działo w niektórych kręgach mojej rodziny, kiedy z moją (wówczas) narzeczoną oznajmiliśmy, że na naszym weselu nie będzie alkoholu! Książkę by można napisać (na szczęście większość rodziny z moim tatą na czele stanęła po naszej stronie, doskonale zdając sobie sprawę, z czego wynika taka moja postawa).

Ja akurat mam taki charakter, że mnie to zupełnie nie rusza - podjąłem decyzję, to jest MOJA decyzja i nic nikomu do tego - ale wielu ludzi, którzy nie piją z powodów zdrowotnych (np. dlatego, że już są alkoholikami i chcą wytrwać w trzeźwości) w takich sytuacjach się łamie.

Ale - paradoksalnie - najbardziej dała mi do myślenia zupełnie inna sytuacja. Miałem 18 lat, kiedy z moim wujkiem pojechałem odwiedzić jego znajomych w Berlinie (wtedy jeszcze - Zachodnim, stał jeszcze mur berliński). Znajomi - choć mieszkali w Berlinie - byli Francuzami i u nich w domu było absolutnie normalne, że do obiadu pije się wino. WSZYSCY pili wino, łącznie z najmłodszym 14-letnim synem (on dostał wino rozcieńczone, pół na pół z wodą). W dodatku z tego co wiem, było to naprawdę dobre wino.

Siedzimy przy stole, pani domu nalewa wino do kieliszków. Kiedy dochodzi do mnie, mówię, że ja dziękuję, nie piję - i już psychicznie przygotowuję się na długą dyskusję "dlaczego, o co chodzi, ale z nami nie wypijesz, ale tylko kieliszek".

I co? I nic takiego. "Nie pijesz? Aha, to może chcesz wody albo soku pomarańczowego?"

Zero zdziwienia, zero "namawiania" i szantażu emocjonalnego. Nie pijesz to nie pijesz, nic nikomu do tego, twoja sprawa. Jedni nie jedzą buraczków, inni nie lubią groszku, a jeszcze inni nie piją. No problem.

Wtedy dopiero zdałem sobie sprawę, jaki poziom "alkoholowego przymusu" panuje w Polsce....

Alkohol przymus szantaż

Skomentuj (71) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (216)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…