Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90440

przez ~Bloop276 ·
| Do ulubionych
Muszę sobie powentylować.

Nienawidzę komunikacji miejskiej, czy tam ogólnie publicznej.

Pół życia spędziłam poruszając się zbiorkomem, nie znosiłam każdej minuty spędzonej w zbiorkomie i z ogromną ulgą przesiadłam się w końcu do własnego auta dwa lata temu.

Natomiast zaczynam dostrzegać, coraz większy sprzeciw wobec aut w internecie i w codziennym życiu (np. tworząc przejście dla pieszych naziemne, gdzie istnieje w tym miejscu już przejście podziemne).
Bo "aut jest za dużo", więc ktoś wpadł na pomysł wypchnięcia ich z miast.
Jasne, jest za dużo. Jasne, marnujemy czas stojąc w korkach.
A czy ktokolwiek sprawdził jak wygląda alternatywa?

1) Problemem w zbiorkomie nie jest dla mnie to, że stoję w korku i podróż zajmuje mi długo. Problemem jest stan techniczny zbiorkomu, który w wielu przypadkach pozostawia wiele do życzenia.
- Brak klimatyzacji (przykład z mojej rodzinnej miejscowości: zakupili "nowe" autobusy bez klimatyzacji, bo "mieszkańcy nie zgłaszali potrzeby" - gdzie rok w rok jest ten sam problem z omdleniami, miasto stawia kurtyny wodne, nie idzie wytrzymać 3 sekund w tej puszce..ale nie, przecież nie ma potrzeby)
- Niejednokrotnie, któreś drzwi były zamknięte, zepsute, niedomknięte (przy mrozach fantastycznie się jedzie z uchylonymi drzwiami)
- Niedziałające kasowniki.

I w końcu - usterki na środku drogi, pomiędzy niczym, a niczym.
Kto mi usprawiedliwi spóźnienie do pracy?
A nie, czekaj, moje ulubione "to trzeba było jechać wcześniejszym" - jakby to było gwarancją sukcesu. Poza tym, co to za argument? To ja mam teraz planować usterki tego jeżdżącego złomu i nie wiem... spać na przystankach?

2) Brak możliwości zakupu biletu.
Powiecie: są aplikacje. Jasne, że są, ale czy ja naprawdę muszę wiecznie chodzić z telefonem przyklejonym do ręki? Nie wspominając, że ten telefon może się rozładować, zawiesić, mogę używać telefonu starej generacji, nie mieć dostępu do internetu?
Dodatkowo, wiele aplikacji tego typu bazuje na "portfelu", gdzie trzeba wpłacić minimalną kwotę (np. 10) I z tego opłacać bilety. Jeśli jadę bardzo sporadycznie, czy to naprawdę musi być moją rzeczywistością?

Kioski praktycznie poznikały, w sklepach osiedlowych biletów nie kupisz (a kiedyś można było), biletomaty są i owszem ale na przystankach i to nie wszystkich a rozsiane kilka w randomowych punktach (bo po co je umieszczać w pojazdach).
To może u kierowcy? A takiego wała. Zresztą to akurat rozumiem. Kierowca ma się skupić na drodze, nie na sprzedaży biletów.

3) To może dla odmiany uderzę w PKP.
Co to kurna znaczy zakup miejsca "bez gwarancji miejsca siedzącego"? Napakujmy w gruz jak największą liczbę ludzi, że nie idzie szpilki wcisnąć?
Przecież jazda pociągiem z przedziałami, gdzie ludzie stoją w tym mikro korytarzu niemal na sobie to jest jakiś horror. Jak jedziesz krótki dystans to się nawet nie opłaca iść w stronę swojego miejsca siedzącego. Jak jedziesz dłuższą trasę to lepiej nic nie pić, bo do łazienki się nie dopchasz, a do wyjścia lepiej się przygotować na 3 stacje przed- może się uda przepchnąć na czas. Nie chcę sobie nawet wyobrażać procesu ewakuacji z czegoś takiego.
Dlaczego w autokarach sprzedają TYLKO miejsca siedzące i nikt nie stoi jeszcze po przejściach, a w tych durnych pociągach odbywa się taki cyrk?
Wiem, jest za mało składów, które gwarantowałyby częstsze połączenia, co czyniłoby je wygodniejszymi dla podróżnych.
I tym samym płynnie przechodzimy do następnego punktu.

4) Jak miasta mogą oczekiwać zmniejszenia się ruchu aut, nie robiąc NIC w kierunku rozszerzenia floty komunikacji miejskiej?
Autobusy są wiecznie przepełnione, tramwaje to samo, człowiek na człowieku, przyklejeni niemal do szyby.
I w teorii powinno się czekać na kolejny autobus/tramwaj, zamiast wpychać na chama. Tylko że kolejny jest w wersji optymistycznej za 20 minut i sytuacja jest identyczna. I następny to samo. Jak się do któregoś nie wepchniesz to sobie postoisz, do usranej śmierci.
Jeśli powiedzmy 80% jeżdżących autem miałoby się przesiąść na komunikację miejską... to nikt nigdzie by nie dojechał.

5) Nie chcesz jeździć komunikacją?
Nie ma problemu! Wyciągnij rower z piwnicy i zasuwaj!
Szkoda tylko, że nie przygotujemy żadnej infrastruktury rowerowej. Zimą, w nagrodę odśnieżymy chodniki zwalając cały śnieg na drogę rowerową.
Drogi rowerowe zaczynające się w połowie chodnika i kończące się 300 metrów dalej? Nasza specjalność!
Walczmy o to, by po chodnikach rowerzyści nie jeździli, bo stanowią zagrożenie. Ale po ulicach też nie, bo przecież za wolno jeżdżą (to jeszcze ich chamsko trzeba zepchnąć, przestraszyć, otrąbić, a jak się wywrócisz to się fajnie pośmiać). Niech nauczą się fruwać. O, to jest dobre rozwiązanie.

6) Wykluczenie komunikacyjne.
Wszyscy wiemy jak to wygląda. Im dalej od centrum miasta tym gorzej, a jeśli poza miastem- kaplica.
Magicznie wtedy usłyszysz: "było mieszkać w centrum". No, oczywiście.
Jak mieszkasz w centrum i mówisz, że jest obrzydliwie drogo, to Ci sami ludzie rykną "to się wyprowadź za miasto to będzie taniej". Bądź k*@!a mądry, pisz wiersze.

Ważne, żeby wspomnieć- to wszystko to są moje odczucia, obserwacje poczynione przez ponad 20 lat poruszania się tym badziewiem zarówno lokalnie jak i po kraju.
Ktoś może ma lepsze doświadczenia i z całego serca- zazdroszczę.

Realia są takie, że dopóki pewne rzeczy się nie zmienią, to aut dalej będzie dużo, korki dalej będą się tworzyć...

Zbiorkom

Skomentuj (34) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (163)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…