Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90444

przez ~indiegirl ·
| Do ulubionych
Muszę coś z siebie wyrzucić i muszę to zrobić anonimowo, a że zdarza mi się czytywać piekielnych postanowiłam to zrobić tutaj.

Otóż często rzucają mi się w oczy artykuły o młodych dziewczynach pracujących w branży erotycznej i zachwyconych takim stanem rzeczy i wspaniałymi zarobkami.
Jestem byłą pracownicą branży erotycznej - konkretnie pracowałam jako, ładnie to ujmując, tancerka egzotyczna. I właśnie artykuły o młodych dziewczynach, które podobno zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie strasznie mnie irytują. Z oczywistych przyczyn nie skomentuję tych artykułów na Facebooku pod własnym imieniem i nazwiskiem - nikt z moich bliskich i znajomych nie wie, że pracowałam w ten sposób.

Jak trafiłam do klubu? Na studiach szukałam pracy dorywczej i trafiłam na ogłoszenie o wolnym etacie kelnerki w klubie. Jaki to klub - dowiedziałam się na miejscu. Po paru próbnych dniach szef zapytał wprost czy nie chciałabym tańczyć, bo to dużo lepsza kasa, a warunki mam, a dupą to każda umie pokręcić. Dlaczego się zdecydowałam? Nie wiem. Być może będę musiała o tym porozmawiać z psychologiem, bo na pewno nie przyczyn czysto ekonomicznych.

W każdym razie, praca w centrum miasta wojewódzkiego. Dniówka za samo bycie w klubie - 50 zł. Dodatkowe 20 zł za taniec prywatny. 20 zł za naciągnięcie klienta na postawienie najtańszego drinka. Większe sumy za butelki szampana, a w zasadzie taniego wina musującego. Za postawioną butelkę trzeba się udać z klientem do osobnego pomieszczenia i dać się obmacać, najlepiej obiecując cuda na kiju, jeśli postawi kolejną butelkę. Nigdy nie wolno było obiecywać seksu i również nigdy nie można było powiedzieć wprost, że seksu nie będzie. Nie było to łatwe, nawet mając do czynienia z kompletnie pijanym klientem, z trzeźwymi było jeszcze trudniej. Myślicie, że to łatwo zarobiona kasa? W teorii. W praktyce w tygodniu klub świecił pustkami - czasami było przez cały wieczór 3-4 klientów, wcale nie chętnych do stawiania panienkom drinków za 100 zł. Większość chciała tylko napić się piwa i obejrzeć show na scenie.


W weekendy bywało lepiej. Niemniej nadal naciągnięcie klienta na jakikolwiek extra wydatek było nie lada sztuką. Na palcach jednej ręki mogę policzyć wieczory, kiedy udało mi się upolować grubą rybę, czyli na przykład zagranicznego biznesmena, który postawił kilka butelek szampana i wtedy faktycznie wyszłam z klubu bogatsza o kilka stów. A tak - standardowy zarobek to 50-80 zł w tygodniu i 90-120 zł w weekend. Oczywiście, te parę lat temu pieniądze były więcej warte, ale nadal wychodziło niewiele więcej niż minimalna krajowa.
Do tego toksyczna atmosfera w pracy. Tancerki konkurowały ze sobą, nie lubiły się, obgadywały, odbijały sobie klientów.

Później jeździłam do klubów zagranicznych. W nich bywało różnie - co kraj to obyczaj. Bywały kluby, z których uciekałam po 2-3 dniach, w niektórych zostawałam na kilka miesięcy. Zarobki były lepsze, ale schemat taki sam. Poza tym, że można było poznać dziewczyny z całego świata, a nie tylko Polki, Ukrainki i Białorusinki. Klub zazwyczaj zapewniał nocleg za opłatą - często były to niebotyczne kwoty za fatalne warunki. Przykładowo, w Antwerpii płaciłam 70€ tygodniowo za łóżko w pokoju czteroosobowym.
W każdym jednak miejscu trzeba było rozpychać się łokciami, aby załapać się na klienta. Kluby nie robiły już takiego wrażenia jak w czasach swojej świetności - w końcu jest nieograniczony dostęp do porno w necie i łatwo załapać się na przygodny seks, więc płacenie za możliwość zobaczenia nagiej kobiety to przeżytek i rozrywka raczej dla specyficznej grupy mężczyzn.

Najgorzej wspominam klub w Berlinie - pomijając uwłaczające ludzkiej godności warunki sanitarne pracy, najczęstszymi klientami byli albo młodzi obcokrajowcy bez kasy, którzy jednak szukali taniego burdelu, bywali agresywni, nie raz dochodziło tam do prób gwałtu na tancerkach, aktów przemocy wobec personelu. Drugi typ klienta to starsi, samotni panowie przychodzący głównie porozmawiać. Brzmi miło? Nie było. Ci faceci mieli najczęściej problemy psychiczne. Potrafili ni z tego ni z owego opluć dziewczynę, zwyzywać ją od k*rew, po całym wieczorze picia nagle zażądać zwrotu pieniędzy. Moim osobistym hitem jest facet, który obsikał tancerkę w separatce.

Niemiło wspominam też klub w Helsinkach, głównie pod względem tego, że tamtejsi klienci mieli bardzo nietypowe upodobania, z czego najlepiej pamiętam to, że kilku klientów pytało czy mogłabym im wsadzić szyjkę od butelki szampana w tyłek (pomijając, że nie chciałam - zalicza się to do praktyk seksualnych i nie, nie wolno mi było tego zrobić).

Większość kobiet, które poznałam w klubach było zupełnie różnych od tych przedstawianych w mediach młodych, pięknych i pewnych siebie, które mogą zawojować świat, ale chcą łatwo i szybko za robić kasę. Ta kasa nie była ani łatwa ani szybka. Większość dziewczyn była wymęczona, zdesperowana i po prostu zasiedziana w tym biznesie. Były kobiety, które pracowały w ten sposób od 20, a nawet 30 lat - zaczynały, gdy ten biznes przeżywał swój złoty okres i ciągle liczyły na to, że czasy świetności wrócą.

Najlepiej pamiętam dwie.
Pierwsza - Czeszka Martina. Martina miała 35 lat - wyglądała na 50. Była drobna, z wyglądu zniszczona alkoholem i innymi używkami. Nienawidziła swojej pracy. Najczęściej już na początku wieczoru wlewała w siebie wódkę, żeby w ogóle być w stanie tam wysiedzieć. Dla większości klientów była niemiła, a wręcz agresywna. Miała tylko swoich stałych klientów, a powszechnie znanym faktem była, że Martina pozwala im na nieco więcej niż standardowy zestaw usług. Codziennie mówiła to samo, że szuka innej pracy, że to jej ostatni tydzień. Tak naprawdę łatwo było zauważyć, że Martina czeka na swojego księcia - wierzyła, że pojawi się facet, który zechce ją stamtąd zabrać i uczynić z niej swoją żonę. Podobno kiedyś już odeszła z klubu do poznanego tam klienta - starszego o 30 lat bogatego przedsiębiorcę. Po kilku miesiącach wróciła, bo książę okazał się być przemocowcem i tyranem.

Druga - Rumunka Diana. Diana miała w Rumunii rodzinę, męża, dzieci. Mąż wiedział, jak zarabia Diana, ale tylko on. Przyjechali do Belgii razem, on nie mógł znaleźć pracy, jej pracę w klubie zaproponowała koleżanka z pracy w hotelu. Mąż nie chciał się zgodzić, ale gdy już nie starczało na życie z pensji pokojówki, zgodził się. On jakoś nadal nic nie mógł znaleźć. Potem Diana zaszła w ciążę i na czas ciąży wrócili do Rumunii, ale i tam praca się męża nie trzymała i zaraz po połogu Diana zmuszona sytuacją finansową zostawiła noworodka z tatą i dziadkami i wróciła do klubu. Kilkakrotnie próbowała wracać do kraju, urodziła drugie dziecko - prędzej czy później sytuacja finansowa rodziny powodowała, że wyjeżdżała z powrotem do klubu. Gdy ją poznałam, większość czasu spędzała w klubie, do kraju wracała na 2-3 miesiące w roku. Tęskniła za dziećmi, nie chciała już przebywać na emigracji, ale z rumuńskiej pensji nie byłaby w stanie wyżywić rodziny. Mąż nie pracował i nie miał zamiaru. Za każdym razem, gdy usiłowała go zmusić do poszukania pracy, groził, że powie jej rodzinie, czym się zajmuje na obczyźnie.

Ja sama po pewnym czasie zaczęłam tej pracy serdecznie nie cierpieć, ale ciężko było mi się z niej wyrwać. Człowiek przyzwyczaja się do tego trybu życia, robi wszystko na automacie - mocny makijaż, buty na wysokim obcasie. Na automacie wykonuje te same ruchy na rurze. Na automacie szczerzy się do klienta i udaje fascynację rozmową. Na automacie potrząsa biustem nad jego twarzą. Twarzy starałam się nie zapamiętywać. I codziennie powtarza sobie, że to już ostatni klub, że to tylko do końca miesiąca, że tylko aż odłożę określoną kwotę, żeby wrócić do kraju i tam zacząć od nowa, wyjechać na drugi koniec świata albo po prostu wynająć lokum poza klubem.
Mi się w końcu za którymś razem udało. Wielu się nie udaje.

Alkoholizm, narkotyki i absolutny uraz do mężczyzn dotyka bardzo wielu dziewczyn. Jest tylko garstka kobiet, które wykonują tę pracę chętnie i na przykład dorabia tak do regularnej pensji, prowadząc zupełnie normalne życie.

gastronomia

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (184)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…