Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91270

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ponieważ praca w nowej firmie okazała się strzałem w kolano (pruski dryl, mobbing, krzyki, grożenie pracownikom, demonstracje władzy, mikromanagement, wymaganie czytania w myślach i bycia w dwóch miejscach w jednym czasie oraz szef, który nie nadaje się do zarządzania czymkolwiek), stwierdziłam, że nic tam po mnie i niedawno ponownie zaczęłam szukać czegoś nowego. Odzew jest na szczęście spory - z większością firm jestem na razie na etapie wstępnych rozmów, ale w dwóch doszłam już dość daleko.

Firma nr 1. Praca marzeń. Znany skandynawski koncern, pasuje mi wszystko - od zarobków, przez zakres obowiązków, kulturę pracy, po szefa. Pierwszą rozmowę odbyłam przez Teams z rekruterem z HR. Stwierdził, że zrobiłam na nim fantastyczne wrażenie i bardzo chętnie zarekomenduje mnie szefowi. Będzie w kontakcie, bo musi jeszcze przeprowadzić kilka/kilkanaście rozmów z innymi kandydatami. Odezwał się po kilku dniach i umówił mnie na rozmowę w biurze z moim potencjalnym szefem.

Rozmowa z szefem poszła jeszcze lepiej, po niej byłam już bardzo nakręcona, że chcę tę pracę. Po kilku dniach ponownie odezwał się rekruter, mówiąc, że ja również wywarłam fantastyczne wrażenie i widzą mnie w tej roli, ale że szef musi jeszcze odbyć kilka rozmów z innymi kandydatami, którzy doszli do tego etapu, tak więc prosi o jeszcze trochę cierpliwości i będzie się odzywał w sprawie następnych kroków.

Po kilku dniach faktycznie dostałam mail, w którym rekruter poinformował mnie, że pomyślnie przeszłam proces rekrutacji, ale że chcą jeszcze zorganizować zapoznawczą videorozmowę z jakąś panią o imieniu Petra, z którą miałabym blisko współpracować, żeby zobaczyć, czy jest między nami chemia i jak się będziemy dogadywać. Jeżeli wszystko pójdzie ok, ustalimy warunki kontraktu. Miałam podać, kiedy byłabym dostępna, a on wyśle l ink do spotkania. Odpisałam, że z wyjątkiem dnia, kiedy miałam wracać z urlopu, praktycznie codziennie, podałam najbardziej optymalne godziny i… cisza. Było to ponad 2 tygodnie temu, a rekruter jakby zapadł się pod ziemię. Po tygodniu wysłałam przypominający mail, nadal brak odpowiedzi. Po kolejnym tygodniu zadzwoniłam do niego i nagrałam się na pocztę - brak reakcji.

I nie wiem, co się stało (jeśli umarł lub odszedł z firmy, ktoś powinien przejąć jego obowiązki i się skontaktować, jeśli wybrali kogoś innego lub zrezygnowali z obsadzania stanowiska, też powinni dać znać). Nie wiem też, co mam robić. Zależy mi na tej pracy (a przynajmniej chciałabym mieć jasną sytuację, tak czy nie), ale nie mam pojęcia, do kogo mam się dobijać, skoro rekruter nie reaguje. Próbowałam znaleźć tę Petrę przez LinkedIn i skontaktować się z nią bezpośrednio, ale są 3 osoby o tym imieniu i nie wiem, która jest tą właściwą. Mam również numer komórki tego szefa (rozmowę z nim miałam po 18, więc miałam do niego zadzwonić, żeby wpuścił mnie do budynku), z tym że on mówił, że procesem rekrutacyjnym zajmuje się wyłącznie ten rekruter, on nie ma na to czasu i nie chce, żeby mu zawracać głowę. Tak więc nie wiem, co dalej. Jeśli ktoś ma jakiś pomysł, niech się podzieli.

Firma nr 2. Znany niemiecki koncern. Najpierw rozmowa z rekruterem, poszła świetnie, potem rozmowa z jakimś managerem w monachijskim biurze, też poszła świetnie, następnie videorozmowa z panią prezes (mieszka we Anglii). Rozmowę miałam dzisiaj. Bardzo dobrze nam się ze sobą rozmawiało, pani bardzo kompetentna, a przy tym normalna, sympatyczna, bez zadęcia i rozdmuchanego ego. Podkreślała, jak ważna jest dla niej komunikacja, wzajemny szacunek, zrozumienie, ale też humor i dobra atmosfera w firmie. Zamiast planowanych 45min, rozmawiałyśmy prawie półtorej godziny. Ustaliłyśmy jeszcze finanse, pani stwierdziła, że bardzo chętnie widziałaby mnie na tym stanowisku, bo widać, że dobrze się rozumiemy i do usłyszenia niebawem. Czyli jest plan B, jeśli nic nie wyjdzie z tą pierwszą firmą.

Jakieś 10 minut później ktoś do mnie dzwoni z brytyjskiego numeru. Pani prezes przeprasza, że zawraca głowę, ale przypomniała sobie, że nie spytała mnie o jeszcze jedną rzecz - kiedy mogę zacząć. Odpowiedziałam, że 1 sierpnia (co już podałam zarówno w formularzu aplikacyjnym, jak i podczas rozmowy z rekruterem oraz pracownikiem biura). W tym momencie pani prezes dostała wścieku i zaczęła na mnie krzyczeć. Że to jest "unacceptable", przecież mamy dopiero maj, ile ona ma czekać, ona potrzebuje już. Jakbym nagle rozmawiała z inną osobą. Tłumaczę, że nie mogę od obecnego pracodawcy odejść z dnia na dzień, obowiązuje mnie okres wypowiedzenia. "Ale chyba możesz sobie załatwić, żeby cię wcześniej puścili? Czy jest to dla ciebie za trudne?!" Odpowiadam, że owszem, mogę spróbować, ale takie rozmowy odbywa się dopiero mając podpisaną umowę o pracę w nowym miejscu, a nie na etapie rekrutacji, bo odejść, zwłaszcza wcześniej, trzeba mieć dokąd. Coś odburknęła i się rozłączyła.

Co za szczęście, że odkryła się tak wcześnie i oszczędziła mi czasu dalszej rekrutacji. Jeżeli pozwala sobie na krzyk na kandydata, to mogę sobie wyobrazić, jak traktuje pracowników, kiedy tylko coś pójdzie nie po jej myśli. Często spotykałam się z tym, że kobiety na bardzo wysokich stanowiskach były mega agresywne, tutaj zanosiło się, że ta pani będzie miłym wyjątkiem, ale nie. Chwała niebiosom, że dowiedziałam się tego na tym etapie, a nie po podpisaniu umowy i rozpoczęciu pracy.

Numer 3 - tutaj zbiorczo. Dostaję sporo ofert od różnych rekruterów, którzy znaleźli mnie na LinkedIn i przysyłają oferty z opisem stanowisk i prośbą o kontakt, jeśli będę zainteresowana. Jeśli oferta brzmi ciekawie, natychmiast oddzwaniam, i co? Za każdym razem słyszę, że nieaktualne, że stanowisko jest już dawno obsadzone. To skoro stanowisko jest obsadzone, po co wypisują do ludzi i zawracają głowę?

Rekrutacja

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 138 (150)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…