Na fali historii ślubnych pozwolę sobie wrzucić i moją.
Jakieś 10 lat temu odbył się mój ślub oraz wesele.
Piekielności związanych z wyżej wymienioną uroczystością zdawało się nie mieć końca.
Już z samego rana zadzwoniła do mnie ciotka nr 1 z wiadomością o jej nieszczęsnym stanie zdrowia, w którym umiera na zapalenie płuc. Dlatego też ani ona, ani reszta jej rodziny (5osób) nie pojawią się na naszej uroczystości. I byłoby to dla mnie całkiem zrozumiałe.. gdyby następnego dnia nie udostępniła zdjęć z Grecji, na których nie było widać jakiegokolwiek śladu po jej nieszczęsnej chorobie.
Druga w kolejności była siostra mojej mamy, której w połowie drogi "zepsuł się" samochód, przez co musieli wrócić do Poznania (ciotka nr2 mieszka 100km ode mnie) a pociąg nie wchodził w grę, gdyż pomimo niemalże bezpośredniego połączenia, było to za daleko. Tak więc kolejne 7 osób odlicz od rachunku.
Zrobiło mi się przykro, bo tydzień przed weselem dzwoniłam i pytałam,a oni tylko mydlili mi oczy, że każdy z nich będzie. W praktyce ciotka,z całą jej rodziną, okazała się pięknie na zdjęciach ciotki nr 1,gdyż jak się okazało wyrwali oni niepowtarzalną okazję wyjazdu do Chorwacji, jako 15 osobowa wycieczka, którą zabookowali pół roku wcześniej.Czy obie ciotki mogły mi powiedzieć o tej sytuacji? Tak, mogły! A czemu nic nie powiedziały? A no dlatego,że nie chciały, aby było mi smutno,że ich nie będzie. Oni naprawdę chcieli przyjść, gdyby wesele było w innym terminie,bo ten im nie pasował. Aha.
Przyjaciele ze strony mojego męża zadzwonili około południa, że ich też nie będzie, -3 osoby. Dlaczego? Bo wyjechał do Anglii, przez co zdradził ojczyznę,a oni to są Patrioci.
Obecnie 2 z nich przebywa w Niemczech, bo uciekli z kraju, w obawie przed powołaniem do wojska. Trzeci wyemigrował do Anglii jeszcze przed brexitem. Odszukał mojego męża,aby nawiązać z nim kontakt, by ten w rzeczywistości pomógł mu się tu jakoś ogarnąć, bo On cały zielony,a Mój już obeznany. Wielce się zdziwił, gdy mąż odmówił odnowienia kontaktu. I tak, my ci źli, niedobrzy Polacy co szpile wsadzą rodakowi za granicą. Taką ich opinie przekazali nam dalsi znajomi, którzy u Nas byli i jak mówią, świetnie się bawili.
Ślub (planowo) miał odbyć się o godzinie 16.
Na godzinę 11 zapisana byłam do fryzjera, a na 13.30 do makijażystki.
Dzwoniłam, pisałam, wysyłałam maile...Cisza. Moja makijażystka, pomimo potwierdzenia terminu dzień wcześniej, niczym kamień w wodę po prostu przepadła. Stres, ciśnienie, nawał wszystkich porannych piekielności zrobił swoje. Puściły mi nerwy, popłakałam się z bezradności, czego definitywnie nie rozumiała ani siostra mojego męża (SM), ani przyszła teściowa (T)
T - Przecież możesz pomalować się sama! Co to za problem!
SM - Dokładnie, 15 minut,zrobisz sobie makijaż o wiele lepszy niż twoja makijażystka by ci zrobiła!
No tak, łatwo mówić gdy samemu wynajęło się pół salonu,żeby dobrze wyglądać. A ja, największe makijażowe beztalencie,osoba, która ani to równych kresek zrobić nie potrafi, ani koloru bronzera do facjaty przypasować czy różu nałożyć, co by jak klaun nie wyglądać, miałabym malować się sama. O zgrozo!
Na szczęście, w tym wypadku uratowała mnie moja sąsiadka z domu obok, która zasłyszawszy o mojej sytuacji przybiegła z własnymi kosmetykami,aby mnie pomalować. Makijaż wyszedł piękny, może nie koniecznie mój styl,ale trzymał się przez całą noc, ani razu nie rozmył i nic nie musiałam w nim nawet poprawiać. Chciałam za niego zapłacić, ale sąsiadka uparła się, że nie chce pieniędzy. W zamian zapytała się mnie czy mogłaby wpaść popatrzeć na ceremonie. Zgodziłam się i zaproponowałam, aby wzięła swojego chłopaka i przyszła z nim również na wesele.
Było mi bardzo miło gdy się zjawiła, choć przyznam,że nigdy nie miałyśmy ze sobą większego kontaktu niż "cześć, cześć"
Gdy ja wyjeżdżałam do Anglii,ona dopiero się wprowadzała, dlatego też znałyśmy się wyłącznie z widzenia.
Godzina 15:40
Dzwoni telefon. A już go nie odebrałam,ale moja świadkowa owszem.
Po ceremonii dowiedziałam się, iż była to moja własna siostra, która z uwagi na bardzo niekorzystną, wręcz upokarzającą (wyłącznie w jej opinii) sytuacje, ona i jej dziubasek nie przyjadą.
Szczerze powiedziawszy zdziwiłabym się, gdyby się zjawili. Ich nieobecność nie sprawiła mi wiele zawodu, bo na ślub, pomimo piekielnego charakteru i zachowań zaprosiłam tylko siostrę, bez jej wieloletniego partnera.
Siostra jest ode mnie starsza, dużo starsza. W jej opinii powinnam odwołać cały ślub i poczekać z nim, aż jej chłopak (który ślubu nie chce i nie zamierza go brać) się jej oświadczy, a ona za mąż wyjdzie jako pierwsza, bo tak nakazuje tradycja.
Kiedy odrzuciliśmy jej żądania i powiedzieliśmy wprost co o tym myślimy, najpierw obraziła się,a potem zaczęły się telefony do rodziny i przyjaciół, w których usiłowała przekonać ich,aby nie przychodzili na nasz ślub. W mniejszości się jej udało. Jednakowoż zabolało mnie kiedy w cała dramę, jaką wokół siebie nakręciła, usiłowała wciągnąć naszego tatę. Finalnie tata się nie dał i się pojawił.
Partner mojej siostry jest mega toksyczny. To chłop natury narcystycznej, dokładnie takiej samej jak moja siostra. Można by rzec, iż dobrali się perfekcyjnie, ale to już inna historia.
Zanim poznałam mojego męża, moja siostra już z nim była. O ile tragiczny charakter i piekielne poglądy mogłabym,na ten jeden dzień znieść, tak jego zamiłowanie do alkoholu i wszelkiego typu używek już mniej. Partner siostry nie pije kawy,herbaty czy też wody... Wszystko to zastępuje mu jeden określony rodzaj piwa, które pije bez przerwy. W ciągu dnia potrafi wypić 17 puszek piwa (rekordem chwali się na lewo i prawo), a do tego jakaś wódeczka i inne % trunki + biały proszek co wjeżdża w nosek. Kiedy alkohol mu się kończy staje się agresywny, bardzo agresywny. Do tego często puszczają mu nerwy, o byle błahostkę. Siostra nie widzi w nim nic złego,przeciwnie to mężczyzna jej marzeń i snów, zaradny taki, w więzieniu siedział 7lat... Za pobicie, śmiertelne pobicie męża swojej siostry, który w jego opinii nie okazał mu należnego szacunku. A on sam od tamtej pory zmienił się jakby na gorsze.
Rodzina zna te opowieści zarówno od niego jak i od siostry, czym nie wiadomo dlaczego chwalą się, jakby oczekiwali jakiejś pochwały.
Dlatego też, gdy goście weselni pytali mnie o wyżej wymienionego osobnika, jasno dawałam im znać, że nie mamy w planach zaproszenia.
Następna piekielność nastąpiła tuż przed ceremonią.
Po stronie mojego męża było 2 dzieci. Martynka (10lat) i Staś (8lat), po mojej pięcioro, w tym 2 córeczki mojego brata ( 6l i 8l.)
Z mężem zadecydowaliśmy, że podczas ceremonii to świadek poda nam obrączki. Żadnych kwiatów sypanych do ołtarza nie chcemy, tak jak i bukietów, co było zawarte na zaproszeniu.
10 minut przed wejściem do kościoła przychodzi Teściowa i oznajmia nam, że wszystko już gotowe, Martynka ubrana, koszyczek ma i za chwile zacznie sypać. Hola, Hola! Jaki koszyczek? Jaka sukienka? Przecież jasno daliśmy do zrozumienia, że po pierwsze nie chcemy takich rzeczy, po drugie, aby było sprawiedliwie też dla dzieci z mojej części rodziny, ustaliliśmy,że dzieci udziału brać nie będą.
Ale Martynka chce! Ona musi! Tu i teraz, kwiatki sypać! Ona się na to przygotowywała od 3 miesięcy, chodziła taka szczęśliwa, bo jej babcia obiecała,że ona kwiaty będzie sypać na ślubie wujka!
Ja - Nie będzie.
T- (z grzmiącym głosem) JAK TO K*RWA NIE BEDZIE?! Ja już jej obiecałam! My wymarzoną sukienkę szyłyśmy ( śnieżno biała długa suknia z diamencikami, w stylu księżniczkowym do złudzenia przypominająca mini suknie ślubną, a na głowie korona) przez 3 miesiące! Czy ty wiesz ile czasu na to poszło? Nerwów? Pieniędzy?!
Ja- Nie obchodzi mnie to, to Nasz ślub, nie Pani wnuczki. Nas nie obchodzi co Pani czy Martynka chcecie! To jest Nasz ślub!
Stary się gotował od środka, widziałam po nim,że stara się zachować powagę,aby tylko się nie wydrzeć ani na siostrę ani na Matkę, które ten spisek knuły w tajemnicy przed nami.
SM - Ale wy byście się nie zgodzili, gdybyś my Wam powiedziały!
Poza tym Martynka to dziecko, ona nie zrozumie!
T - Nie róbcie scen! Chodźcie szybko do kościoła, bo ksiądz już na Was czeka!
Mąż- Nigdzie nie idziemy dopóki nie rozwiążęmy sprawy do końca!
Tutaj maż wziął piekielną mamusie i siostrzyczkę na bok, wygadał co mu na sercu leżało, w miedzy czasie ministranci wyszli z kościoła zobaczyć czemu nie idziemy, przekazali księdzu,że wynikła obsuwa. Na szczęście nie miał innych par zapisanych na ten dzień.
Z małej przepychanki słownej wynikła duża kłótnia. Ani T ani SM nie chciały odpuścić. Sytuacje uratował mąż SM, który z samochodu wyciągnął Martynki sukienkę na przebranie i dał SM ze słowami "Przebierz ją!" Tu rzuciły się na niego Teściowa i SM, że jak on śmie decydować! Kim on jest! I tu facet lekkim tonem mówi do żony " Dobrze, Martynka pójdzie do kościoła w sukience sypać kwiaty,ale tuż po ślubie zaczniesz szukać pracy, bo ja wiecznie utrzymywał cie nie będę, skoro chcesz być taka samodzielna!"
I tu temat się urwał, SM ku rozpaczy teściowej oraz Martynki, zmieniła jej sukienkę i zabrała koszyczek.
Do kościoła zawitaliśmy z 20 minutowym opóźnieniem, gdzie Martynka jako jedyna ze wszystkich dzieci dokazywała przez całą mszę, drąc się na całe gardło.
Jakieś 10 lat temu odbył się mój ślub oraz wesele.
Piekielności związanych z wyżej wymienioną uroczystością zdawało się nie mieć końca.
Już z samego rana zadzwoniła do mnie ciotka nr 1 z wiadomością o jej nieszczęsnym stanie zdrowia, w którym umiera na zapalenie płuc. Dlatego też ani ona, ani reszta jej rodziny (5osób) nie pojawią się na naszej uroczystości. I byłoby to dla mnie całkiem zrozumiałe.. gdyby następnego dnia nie udostępniła zdjęć z Grecji, na których nie było widać jakiegokolwiek śladu po jej nieszczęsnej chorobie.
Druga w kolejności była siostra mojej mamy, której w połowie drogi "zepsuł się" samochód, przez co musieli wrócić do Poznania (ciotka nr2 mieszka 100km ode mnie) a pociąg nie wchodził w grę, gdyż pomimo niemalże bezpośredniego połączenia, było to za daleko. Tak więc kolejne 7 osób odlicz od rachunku.
Zrobiło mi się przykro, bo tydzień przed weselem dzwoniłam i pytałam,a oni tylko mydlili mi oczy, że każdy z nich będzie. W praktyce ciotka,z całą jej rodziną, okazała się pięknie na zdjęciach ciotki nr 1,gdyż jak się okazało wyrwali oni niepowtarzalną okazję wyjazdu do Chorwacji, jako 15 osobowa wycieczka, którą zabookowali pół roku wcześniej.Czy obie ciotki mogły mi powiedzieć o tej sytuacji? Tak, mogły! A czemu nic nie powiedziały? A no dlatego,że nie chciały, aby było mi smutno,że ich nie będzie. Oni naprawdę chcieli przyjść, gdyby wesele było w innym terminie,bo ten im nie pasował. Aha.
Przyjaciele ze strony mojego męża zadzwonili około południa, że ich też nie będzie, -3 osoby. Dlaczego? Bo wyjechał do Anglii, przez co zdradził ojczyznę,a oni to są Patrioci.
Obecnie 2 z nich przebywa w Niemczech, bo uciekli z kraju, w obawie przed powołaniem do wojska. Trzeci wyemigrował do Anglii jeszcze przed brexitem. Odszukał mojego męża,aby nawiązać z nim kontakt, by ten w rzeczywistości pomógł mu się tu jakoś ogarnąć, bo On cały zielony,a Mój już obeznany. Wielce się zdziwił, gdy mąż odmówił odnowienia kontaktu. I tak, my ci źli, niedobrzy Polacy co szpile wsadzą rodakowi za granicą. Taką ich opinie przekazali nam dalsi znajomi, którzy u Nas byli i jak mówią, świetnie się bawili.
Ślub (planowo) miał odbyć się o godzinie 16.
Na godzinę 11 zapisana byłam do fryzjera, a na 13.30 do makijażystki.
Dzwoniłam, pisałam, wysyłałam maile...Cisza. Moja makijażystka, pomimo potwierdzenia terminu dzień wcześniej, niczym kamień w wodę po prostu przepadła. Stres, ciśnienie, nawał wszystkich porannych piekielności zrobił swoje. Puściły mi nerwy, popłakałam się z bezradności, czego definitywnie nie rozumiała ani siostra mojego męża (SM), ani przyszła teściowa (T)
T - Przecież możesz pomalować się sama! Co to za problem!
SM - Dokładnie, 15 minut,zrobisz sobie makijaż o wiele lepszy niż twoja makijażystka by ci zrobiła!
No tak, łatwo mówić gdy samemu wynajęło się pół salonu,żeby dobrze wyglądać. A ja, największe makijażowe beztalencie,osoba, która ani to równych kresek zrobić nie potrafi, ani koloru bronzera do facjaty przypasować czy różu nałożyć, co by jak klaun nie wyglądać, miałabym malować się sama. O zgrozo!
Na szczęście, w tym wypadku uratowała mnie moja sąsiadka z domu obok, która zasłyszawszy o mojej sytuacji przybiegła z własnymi kosmetykami,aby mnie pomalować. Makijaż wyszedł piękny, może nie koniecznie mój styl,ale trzymał się przez całą noc, ani razu nie rozmył i nic nie musiałam w nim nawet poprawiać. Chciałam za niego zapłacić, ale sąsiadka uparła się, że nie chce pieniędzy. W zamian zapytała się mnie czy mogłaby wpaść popatrzeć na ceremonie. Zgodziłam się i zaproponowałam, aby wzięła swojego chłopaka i przyszła z nim również na wesele.
Było mi bardzo miło gdy się zjawiła, choć przyznam,że nigdy nie miałyśmy ze sobą większego kontaktu niż "cześć, cześć"
Gdy ja wyjeżdżałam do Anglii,ona dopiero się wprowadzała, dlatego też znałyśmy się wyłącznie z widzenia.
Godzina 15:40
Dzwoni telefon. A już go nie odebrałam,ale moja świadkowa owszem.
Po ceremonii dowiedziałam się, iż była to moja własna siostra, która z uwagi na bardzo niekorzystną, wręcz upokarzającą (wyłącznie w jej opinii) sytuacje, ona i jej dziubasek nie przyjadą.
Szczerze powiedziawszy zdziwiłabym się, gdyby się zjawili. Ich nieobecność nie sprawiła mi wiele zawodu, bo na ślub, pomimo piekielnego charakteru i zachowań zaprosiłam tylko siostrę, bez jej wieloletniego partnera.
Siostra jest ode mnie starsza, dużo starsza. W jej opinii powinnam odwołać cały ślub i poczekać z nim, aż jej chłopak (który ślubu nie chce i nie zamierza go brać) się jej oświadczy, a ona za mąż wyjdzie jako pierwsza, bo tak nakazuje tradycja.
Kiedy odrzuciliśmy jej żądania i powiedzieliśmy wprost co o tym myślimy, najpierw obraziła się,a potem zaczęły się telefony do rodziny i przyjaciół, w których usiłowała przekonać ich,aby nie przychodzili na nasz ślub. W mniejszości się jej udało. Jednakowoż zabolało mnie kiedy w cała dramę, jaką wokół siebie nakręciła, usiłowała wciągnąć naszego tatę. Finalnie tata się nie dał i się pojawił.
Partner mojej siostry jest mega toksyczny. To chłop natury narcystycznej, dokładnie takiej samej jak moja siostra. Można by rzec, iż dobrali się perfekcyjnie, ale to już inna historia.
Zanim poznałam mojego męża, moja siostra już z nim była. O ile tragiczny charakter i piekielne poglądy mogłabym,na ten jeden dzień znieść, tak jego zamiłowanie do alkoholu i wszelkiego typu używek już mniej. Partner siostry nie pije kawy,herbaty czy też wody... Wszystko to zastępuje mu jeden określony rodzaj piwa, które pije bez przerwy. W ciągu dnia potrafi wypić 17 puszek piwa (rekordem chwali się na lewo i prawo), a do tego jakaś wódeczka i inne % trunki + biały proszek co wjeżdża w nosek. Kiedy alkohol mu się kończy staje się agresywny, bardzo agresywny. Do tego często puszczają mu nerwy, o byle błahostkę. Siostra nie widzi w nim nic złego,przeciwnie to mężczyzna jej marzeń i snów, zaradny taki, w więzieniu siedział 7lat... Za pobicie, śmiertelne pobicie męża swojej siostry, który w jego opinii nie okazał mu należnego szacunku. A on sam od tamtej pory zmienił się jakby na gorsze.
Rodzina zna te opowieści zarówno od niego jak i od siostry, czym nie wiadomo dlaczego chwalą się, jakby oczekiwali jakiejś pochwały.
Dlatego też, gdy goście weselni pytali mnie o wyżej wymienionego osobnika, jasno dawałam im znać, że nie mamy w planach zaproszenia.
Następna piekielność nastąpiła tuż przed ceremonią.
Po stronie mojego męża było 2 dzieci. Martynka (10lat) i Staś (8lat), po mojej pięcioro, w tym 2 córeczki mojego brata ( 6l i 8l.)
Z mężem zadecydowaliśmy, że podczas ceremonii to świadek poda nam obrączki. Żadnych kwiatów sypanych do ołtarza nie chcemy, tak jak i bukietów, co było zawarte na zaproszeniu.
10 minut przed wejściem do kościoła przychodzi Teściowa i oznajmia nam, że wszystko już gotowe, Martynka ubrana, koszyczek ma i za chwile zacznie sypać. Hola, Hola! Jaki koszyczek? Jaka sukienka? Przecież jasno daliśmy do zrozumienia, że po pierwsze nie chcemy takich rzeczy, po drugie, aby było sprawiedliwie też dla dzieci z mojej części rodziny, ustaliliśmy,że dzieci udziału brać nie będą.
Ale Martynka chce! Ona musi! Tu i teraz, kwiatki sypać! Ona się na to przygotowywała od 3 miesięcy, chodziła taka szczęśliwa, bo jej babcia obiecała,że ona kwiaty będzie sypać na ślubie wujka!
Ja - Nie będzie.
T- (z grzmiącym głosem) JAK TO K*RWA NIE BEDZIE?! Ja już jej obiecałam! My wymarzoną sukienkę szyłyśmy ( śnieżno biała długa suknia z diamencikami, w stylu księżniczkowym do złudzenia przypominająca mini suknie ślubną, a na głowie korona) przez 3 miesiące! Czy ty wiesz ile czasu na to poszło? Nerwów? Pieniędzy?!
Ja- Nie obchodzi mnie to, to Nasz ślub, nie Pani wnuczki. Nas nie obchodzi co Pani czy Martynka chcecie! To jest Nasz ślub!
Stary się gotował od środka, widziałam po nim,że stara się zachować powagę,aby tylko się nie wydrzeć ani na siostrę ani na Matkę, które ten spisek knuły w tajemnicy przed nami.
SM - Ale wy byście się nie zgodzili, gdybyś my Wam powiedziały!
Poza tym Martynka to dziecko, ona nie zrozumie!
T - Nie róbcie scen! Chodźcie szybko do kościoła, bo ksiądz już na Was czeka!
Mąż- Nigdzie nie idziemy dopóki nie rozwiążęmy sprawy do końca!
Tutaj maż wziął piekielną mamusie i siostrzyczkę na bok, wygadał co mu na sercu leżało, w miedzy czasie ministranci wyszli z kościoła zobaczyć czemu nie idziemy, przekazali księdzu,że wynikła obsuwa. Na szczęście nie miał innych par zapisanych na ten dzień.
Z małej przepychanki słownej wynikła duża kłótnia. Ani T ani SM nie chciały odpuścić. Sytuacje uratował mąż SM, który z samochodu wyciągnął Martynki sukienkę na przebranie i dał SM ze słowami "Przebierz ją!" Tu rzuciły się na niego Teściowa i SM, że jak on śmie decydować! Kim on jest! I tu facet lekkim tonem mówi do żony " Dobrze, Martynka pójdzie do kościoła w sukience sypać kwiaty,ale tuż po ślubie zaczniesz szukać pracy, bo ja wiecznie utrzymywał cie nie będę, skoro chcesz być taka samodzielna!"
I tu temat się urwał, SM ku rozpaczy teściowej oraz Martynki, zmieniła jej sukienkę i zabrała koszyczek.
Do kościoła zawitaliśmy z 20 minutowym opóźnieniem, gdzie Martynka jako jedyna ze wszystkich dzieci dokazywała przez całą mszę, drąc się na całe gardło.
ślub
Ocena:
159
(177)
Komentarze