O tym jak firma zrobiła ze mnie głupią.
Kojarzycie darmowe staże? Tym razem to nie ja byłam ich ofiarą, ale moja podopieczna. Dajmy na to Basia. Basia jest studentką kierunku marketing i dostała się na staż do naszej firmy. Trafiła pod moje skrzydła. Jej studencki staż miał trwać trzy miesiące i po tym czasie mieliśmy zdecydować czy Basia ma potencjał, czy raczej jej dziękujemy.
3 miesiące Basi mijają dosłownie dzisiaj. Basia okazała się bardzo fajną dziewczyną, która ma pewne wyczucie estetyki. Słuchała poleceń i co dla mnie ważne, gdy czegoś nie wiedziała, dopytywała się, a nie sama zmyślała pewne fakty (a już takiego asa mieliśmy).
W ubiegłym tygodniu zarekomendowałam, aby podjąć z nią współpracę. Dostałam praktycznie od razu odpowiedź, aby przygotować dla niej umowę zlecenie z pomocą naszych kadr. Poprosiłam Basię o jej dane i zaniosłam do kadrowej.
Po Bożym Ciele otrzymałam maila z kadr, że jednak żadnej współpracy z Basia nie będzie. Tyle. Zero wyjaśnień dlaczego. Basi w piątek nie było, więc nawet nie miałam jej jak przekazać tej informacji.
Poszłam za to do szefa, który wcześniej dał mi zielone światło, abym dowiedziała się dlaczego zmieniono decyzję. Otóż, decyzja została zmieniona, bo... wolą kolejnego stażystę za darmo.
Ręce mi opadły. Oczywiście nowy stażysta miał być ponownie pod moją opieką, co oznaczało, że zamiast mieć osobę, której mogę już powierzyć jakieś zadania, będę miała nowicjusza, który dopiero będzie musiał się czegoś nauczyć.
Wyraziłam tę wątpliwość, na co szef odpowiedział, że szefowa działu kadr zaproponowała takie ogłoszenie, które ma już w wymogach konkretne umiejętności i bez nich nikogo na staż nie weźmie.
Wiec pozbywamy się Basi w imię kogoś, kto ma przyjść na staż, ale ma umiejętności, które odpowiadają pracownikowi.
Oczywiście przekazanie Basi złej informacji chciano zrzucić na mnie. Powiedziałam, że nie. Sami namieszali, to niech sami odkręcają, bo ja z języka cholewy nie będę robić.
Szkoda mi w tym wszystkim Basi...
Kojarzycie darmowe staże? Tym razem to nie ja byłam ich ofiarą, ale moja podopieczna. Dajmy na to Basia. Basia jest studentką kierunku marketing i dostała się na staż do naszej firmy. Trafiła pod moje skrzydła. Jej studencki staż miał trwać trzy miesiące i po tym czasie mieliśmy zdecydować czy Basia ma potencjał, czy raczej jej dziękujemy.
3 miesiące Basi mijają dosłownie dzisiaj. Basia okazała się bardzo fajną dziewczyną, która ma pewne wyczucie estetyki. Słuchała poleceń i co dla mnie ważne, gdy czegoś nie wiedziała, dopytywała się, a nie sama zmyślała pewne fakty (a już takiego asa mieliśmy).
W ubiegłym tygodniu zarekomendowałam, aby podjąć z nią współpracę. Dostałam praktycznie od razu odpowiedź, aby przygotować dla niej umowę zlecenie z pomocą naszych kadr. Poprosiłam Basię o jej dane i zaniosłam do kadrowej.
Po Bożym Ciele otrzymałam maila z kadr, że jednak żadnej współpracy z Basia nie będzie. Tyle. Zero wyjaśnień dlaczego. Basi w piątek nie było, więc nawet nie miałam jej jak przekazać tej informacji.
Poszłam za to do szefa, który wcześniej dał mi zielone światło, abym dowiedziała się dlaczego zmieniono decyzję. Otóż, decyzja została zmieniona, bo... wolą kolejnego stażystę za darmo.
Ręce mi opadły. Oczywiście nowy stażysta miał być ponownie pod moją opieką, co oznaczało, że zamiast mieć osobę, której mogę już powierzyć jakieś zadania, będę miała nowicjusza, który dopiero będzie musiał się czegoś nauczyć.
Wyraziłam tę wątpliwość, na co szef odpowiedział, że szefowa działu kadr zaproponowała takie ogłoszenie, które ma już w wymogach konkretne umiejętności i bez nich nikogo na staż nie weźmie.
Wiec pozbywamy się Basi w imię kogoś, kto ma przyjść na staż, ale ma umiejętności, które odpowiadają pracownikowi.
Oczywiście przekazanie Basi złej informacji chciano zrzucić na mnie. Powiedziałam, że nie. Sami namieszali, to niech sami odkręcają, bo ja z języka cholewy nie będę robić.
Szkoda mi w tym wszystkim Basi...
praca staż
Ocena:
205
(211)
Komentarze