Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91366

przez ~bialykiel ·
| Do ulubionych
Przeczytałam tu tekst o koleżance narzekającej na męża i postanowiłam też się czymś podzielić.

Piszę ten tekst w cichej nadziei, że ktoś mi tu powie, że wpadłam w toksyczne towarzystwo, bo jeśli nie i to jest jednak standard to jestem przerażona, tym co prezentują sobą niektóre matki.

Zacznijmy od tego, że mam dwóch synów w wieku przedszkolnym, a od prawie 2 lat mieszkamy na osiedlu deweloperskim, gdzie większość mieszkańców to młode rodziny z dziećmi. Poznałam sporo sąsiadek i można powiedzieć, że z wieloma się koleguję. W naszych rozmowach często poruszamy temat wychowania dzieci, ale też relacji w małżeństwie czy związku. Nie jestem szczególnie zaangażowana w te znajomości, ale wiadomo, czasem dobrze wymienić się poglądami i doświadczeniami.

Jakoś tak się złożyło, że w sąsiedztwie przeważają dziewczynki, a tym samym większość matek wychowuje córki, nie synów. Sorry, że pomijam tu facetów i ich rolę, ale po prostu słabo ich znam.
W każdym razie znaczna część tych kobiet narzeka na swoich mężów, jest sfrustrowana i niezadowolona z życia. Choć to może nie do końca prawda, bo na co dzień wydają się być całkiem uśmiechnięte i zrelaksowane, ale jak temat wchodzi na rodzinę i mężów to właśnie wychodzi to niezadowolenie i narzekanie. Nie przepadam za takimi negatywnymi osobami, dlatego też staram się gadać na tematy neutralne, aby tego nie wysłuchiwać.

Ale ja nie do końca o tym. Otóż jak wspomniałam większość sąsiadek albo ma tylko córki, ewentualnie córki i synów.
Już nie raz słyszałam takie stwierdzenia, że teściowe tych kobiet są winne temu, że ich synowie są nieporadni, źle wychowani, nie potrafią odpowiednio traktować kobiety, poradzić sobie z obowiązkami domowymi. Ok, tego nie oceniam, bo przecież nie żyję z tymi ludźmi na co dzień.

Jednak co mnie irytuje, to ciągła krytyka matek chłopców na zasadzie:
- Tak, tak, bo te matki chłopców wychowują ich na takie dupy wołowe, niemoty, sieroty, chamów, prostaków, kompletnie nie uczą ich podejścia do kobiet, szanowania ich, zabiegania o nie, oczywiście, wychowują pod siebie, żeby synek o nie dbał na starość, a nie żeby dbał o żonę, gdyby te baby nie były takie samolubne to faceci nie byliby tacy beznadziejni, a przecież powinny wychowywać syna dla przyszłej żony!

Wiecie jak miło mi się tego słucha? No właśnie.
Raz jedyny wdałam się w jako taką dyskusję, mówiąc, że myślę, że jeśli dziecko, nieważne jakiej płci, wychowuje się po prostu na samodzielnego, odpowiedzialnego i dobrego człowieka, to będzie dla kogoś dobrym partnerem. Nie trzeba chłopca wychowywać pod jakąś kobietę, bo przecież może wcale nie chcieć się z kobietą związać, więc dlaczego wychowanie ma się opierać na przygotowywaniu go do roli męża. Wiecie, chodzi mi o to, że wychowanie to kompleksowa sprawa i nie jesteśmy w stanie wychować dziecka pod konkretną sytuację, nie możemy go zaprogramować, a jedynie dawać pewne wskazówki i wspierać i dać pewien kompas moralny. Tak też mniej więcej to wyjaśniłam.

I zostałam zakrzyczana. Zakrzyczana, że właśnie przez takie matki jak ja, które nie myśląc wcale o przyszłych żonach swoich synów, potem wyrastają takie egzemplarze jak ich mężowie.
Nieśmiało wypomniałam pewną hipokryzję polegającą na tym, że wszystkie te kobiety podkreślają, że córki wychowają na silne kobiety, które mają się skupiać na sobie, swoich potrzebach i samorozwoju i marzeniach, a na tym, czego faceci chcą.
Usłyszałam jedynie, że to nie to samo, to zupełnie co innego. A dlaczego? Nie wiadomo. No bo tak. Bo facet ma być dobrym mężem, a kobieta ma być silna, niezależna i szczęśliwa, a nie uszczęśliwiać faceta. Powiedzcie, że to nie hipokryzja...

Teraz dodam kilka smaczków, które przypomniały mi się po tej rozmowie.

7-letnia córka jednej z tych kobiet wymusza wszystko płaczem i histerią. Pomijając, że wielokrotnie widziałam, jak mówi do innych dzieci, ale też do matki rzeczy typu "spadaj" "zamknij się" "odwal się ode mnie", to jeszcze jak tylko zabawa idzie nie po jej myśli obraża się i jest agresywna. Matka jest dumna, że mała jest taka asertywna.

Jedna z tych kobiet, mimo wyższego wykształcenia i dzieci które chodzą już do szkoły i przedszkola, nie pracuje. Większość czasu spędza w ciągu dnia u koleżanek albo u siostry. Uważa, że nie ma potrzeby iść od pracy, bo mąż zarabia wystarczająco. Obowiązkami domowymi zajmuje się z mężem po połowie (oburzona opowiadała jak musiała o to walczyć), deklaruje jednocześnie, że córkę uczy, że ma nigdy nie być zależna od faceta, bo faceci usiłują kobiety i zniewolić i zabronić jej kariery zawodowej.
Najlepsza psiapsi tej niepracującej, to kobieta która za swoje największe osiągnięcie uważa to, że udało jej się doprowadzić do zerwania kontaktu jej męża z teściową (czyli jego matką), bo była toksyczna. Toksyczność polegała na tym, że teściowa wymagała od syna robienia jej raz w tygodniu zakupów, bo sama jest częściowo niesprawna i wypominała mu, że dołożyła im 100 tys. do mieszkania. Zdaniem tej kobiety, to, że matka chciała pomocy od syna, a gdy jej nie dostała, wypomniała darowiznę, świadczyło tym, że jest toksyczna i roszczeniowa.
Ta sama kobieta zresztą zrobiła mi kiedyś wykład o wychowaniu dzieci, bo była oburzona tym, że mój syn nie przepuścił jej córki na zjeżdżalni, bo to znaczy, że nie wie jak traktować kobiety.

Zaczęłam po prostu tych osób unikać, co nie jest takie łatwe na dość hermetycznym osiedlu. Zauważyłam jednak, że powoli część matek zaczyna się odcinać od tej grupki, w której prym wiodą w zasadzie te trzy kobiety. I już widzę, że jak tylko jakaś zaczyna ich unikać albo powie swoje zdanie to od razu jest jej robiony czarny PR, tworzą się plotki, rzucane są złośliwości, a nawet zaczyna się szczucie na nią.

Powiem szczerze - nie wiem, co gorsze - siedzieć i słuchać rzeczy, które opowiadają, czy narazić się i przede wszystkim dzieci na złośliwości ze strony sąsiadek.

sąsiadki matki osiedle

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 151 (179)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…