Kolejne żale grubasa. Choć ja nie o dyskryminacji, o dobrych radach itd.
Mam ponad 30kg nadwagi. Czy jest mi z tym dobrze? Absolutnie nie. Czy staram się coś z tym zrobić? Tak. Czy dobrze mi to idzie? No nie bardzo...
Gdy 10 lat poznałam mojego męża miałam jakieś 10kg nadwagi, on zresztą też był lekko grubawy. Przez lata oboje raz tyliśmy, raz chudliśmy, czasem on był zdecydowanie gruby, ja miałam wagę w normie, czasem na odwrót.
2 lata temu zaszłam w ciążę, którą znosiłam bardzo źle. Trochę przytyłam, ale gorzej było z moją kondycją psychiczną. Fizycznie ciąża bardzo dała mi w kość, a to odbiło się na psychice. Wyobraźcie sobie przez kilka miesięcy z trudem wstawać z łóżka, czuć na przemian mdłości i potworny głód, bóle stawów, opuchnięte kończyny...
Po porodzie postanowiłam wziąć się za siebie. Niestety, karmienie piersią, niedosypianie oraz trochę poczucie samotności wpędziły mnie w obżarstwo.
Opamiętałam się dopiero, gdy dobiłam do 100kg. W tym samym czasie wróciłam do pracy, gdzie koleżanki mniej lub bardziej grzecznie komentowały moją metamorfozę.
Mąż wie, że źle mi z moją wagę, stara się wspierać, spędzać ze mną aktywnie czas, nie kupować niezdrowego jedzenia, którego staram się unikać. Zrzuciłam jak na razie 8kg, co mnie oczywiście nie satysfakcjonuje, ale dla mnie jest jakimś tam osiągnięciem.
No więc, co jest piekielne? Osoby mi raczej mało bliskie pozwalają sobie na komentarze na temat korelacji między moją wagą, a moim związkiem z mężem. Standardowe to:
- "weź się za siebie, bo cię mąż zostawi"
- "zrób coś ze sobą, bo cię zdradzi"
- "ja to bym się z taką figurą przed mężem nie rozebrała"
- "weź schudnij, bo wstyd, żeby taki przystojny facet taką żonę miał"
- "on się prędzej czy później zorientuje, że może mieć szczuplejszą"
To są komentarze od dalszych znajomych, koleżanek z pracy, dalszych krewnych. Zawsze od kobiet.
Nie wiem, jak moją figurę komentują koledzy mojego męża. Opowiedział mi tylko do jednej sytuacji, gdy jeden z jego kolegów zapytał się go, czy to desperacja, że nadal ze mną jest, bo kiedyś to nawet fajna laska byłam, ale teraz już nie ma na co patrzeć.
Mój mąż mało nie dał mu w ryj, a wszyscy inni mężczyźni obecni na spotkaniu zgodnie stwierdzili, że komentarz nie na miejscu.
Rozumiem, że można komuś doradzać, gdy ma się obawy co do jego zdrowia. Rozumiem, że ktoś może uważać, że jestem odrażająca i nie rozumieć jak mój mąż może mnie kochać. Ok. Ale dlaczego kobiety z jednej strony krzyczą, że są traktowane jak przedmioty i oceniane tylko po wyglądzie, a potem dają innym kobietom do zrozumienia, że ich jedyną wartością i cechą godną uwagi jest wygląd?
Mam ponad 30kg nadwagi. Czy jest mi z tym dobrze? Absolutnie nie. Czy staram się coś z tym zrobić? Tak. Czy dobrze mi to idzie? No nie bardzo...
Gdy 10 lat poznałam mojego męża miałam jakieś 10kg nadwagi, on zresztą też był lekko grubawy. Przez lata oboje raz tyliśmy, raz chudliśmy, czasem on był zdecydowanie gruby, ja miałam wagę w normie, czasem na odwrót.
2 lata temu zaszłam w ciążę, którą znosiłam bardzo źle. Trochę przytyłam, ale gorzej było z moją kondycją psychiczną. Fizycznie ciąża bardzo dała mi w kość, a to odbiło się na psychice. Wyobraźcie sobie przez kilka miesięcy z trudem wstawać z łóżka, czuć na przemian mdłości i potworny głód, bóle stawów, opuchnięte kończyny...
Po porodzie postanowiłam wziąć się za siebie. Niestety, karmienie piersią, niedosypianie oraz trochę poczucie samotności wpędziły mnie w obżarstwo.
Opamiętałam się dopiero, gdy dobiłam do 100kg. W tym samym czasie wróciłam do pracy, gdzie koleżanki mniej lub bardziej grzecznie komentowały moją metamorfozę.
Mąż wie, że źle mi z moją wagę, stara się wspierać, spędzać ze mną aktywnie czas, nie kupować niezdrowego jedzenia, którego staram się unikać. Zrzuciłam jak na razie 8kg, co mnie oczywiście nie satysfakcjonuje, ale dla mnie jest jakimś tam osiągnięciem.
No więc, co jest piekielne? Osoby mi raczej mało bliskie pozwalają sobie na komentarze na temat korelacji między moją wagą, a moim związkiem z mężem. Standardowe to:
- "weź się za siebie, bo cię mąż zostawi"
- "zrób coś ze sobą, bo cię zdradzi"
- "ja to bym się z taką figurą przed mężem nie rozebrała"
- "weź schudnij, bo wstyd, żeby taki przystojny facet taką żonę miał"
- "on się prędzej czy później zorientuje, że może mieć szczuplejszą"
To są komentarze od dalszych znajomych, koleżanek z pracy, dalszych krewnych. Zawsze od kobiet.
Nie wiem, jak moją figurę komentują koledzy mojego męża. Opowiedział mi tylko do jednej sytuacji, gdy jeden z jego kolegów zapytał się go, czy to desperacja, że nadal ze mną jest, bo kiedyś to nawet fajna laska byłam, ale teraz już nie ma na co patrzeć.
Mój mąż mało nie dał mu w ryj, a wszyscy inni mężczyźni obecni na spotkaniu zgodnie stwierdzili, że komentarz nie na miejscu.
Rozumiem, że można komuś doradzać, gdy ma się obawy co do jego zdrowia. Rozumiem, że ktoś może uważać, że jestem odrażająca i nie rozumieć jak mój mąż może mnie kochać. Ok. Ale dlaczego kobiety z jednej strony krzyczą, że są traktowane jak przedmioty i oceniane tylko po wyglądzie, a potem dają innym kobietom do zrozumienia, że ich jedyną wartością i cechą godną uwagi jest wygląd?
wygląd waga
Ocena:
162
(170)
Komentarze