Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91384

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dobra, znowu mi się przypomniało, tym razem po przeczytaniu pewnej dyskusji na FB.

W sumie to postać głównego "bohatera" tej historii zasługiwała by na kilka wpisów tutaj na Piekielnych, ale nie o to chodzi. Nie lubię go, nie mam ochoty go sobie przypominać, napiszę tylko to, co istotne dla historii.

Moja przyjaciółka ma dwie córki, każda ma inne nazwisko. Obie ma z tym samym indywiduum, tylko starsza ma nazwisko ojca, a młodsza już jej. Dlaczego? Otóż tak ją straszył, tak jej w pewnym momencie "wyprał" umysł, że uwierzyła, że on może jej odebrać dzieci. Niepracujący facet, którego głównym życiowym zajęciem było polegiwanie na kanapie, granie na Play Station i chodzenie na rozmowy o pracę (średnio raz na miesiąc), z których nic nie wynikało, bo "to praca nie dla niego", zdołał wmówić dorosłej, rozsądnej kobiecie, pracującej i zajmującej się domem, dzieckiem i nim, ze w razie czego to JEMU sąd przyzna opiekę nad dzieckiem. Z jednej strony była przekonana, że on ma rację i że gdyby chciał, to by jej zabrał dziecko, z drugiej coraz wyraźniej dostrzegała, że to facet, któremu nie powierzyłaby pod opiekę nawet rybek w akwarium, a co dopiero mówić o dzieciach.

Pod koniec 9-go miesiąca jej drugiej ciąży, Piotruś (imię zmyślone, ale tak mi do niego Piotruś Pan pasuje) postanowił wyjechać do pracy w Holandii. Oczywiście z tej pracy moja przyjaciółka musiała go ściągnąć, bo się "rozchorował" zaraz po przyjeździe, nie miał siły pracować, pieniędzy na powrót niet, więc mu wysłała kasę na powrót. Na szczęście to już była ostatnia rzecz, jaką dla niego zrobiła, bo kiedy go nie było, Agnieszka urodziła drugą córkę, jak najszybciej poszła do USC, gdzie zarejestrowała ją pod swoim nazwiskiem, jako ojca podając NN.

Sytuacja ze trzy lata później - Piotruś dziećmi się interesował średnio, np. kilka miesięcy cisza, po czym nagle przychodził, odwiedzał, zabierał na spacery i w ogóle kochający tatuś. Oczywiście przychodził, kiedy jemu pasowało, Agnieszka coraz mocniej zgrzytała zębami podczas jego wzmożonej "ojcowskiej" aktywności, ale w sumie godziła się na coś takiego tylko dla starszej córki, która w tamtym czasie w ojca była wpatrzona jak w obrazek (młodsza mało "tatusia" kojarzyła). Alimentów nie płacił (nadal nie pracował), więc Agnieszka częściowo z potrzeby podratowania finansów, a częściowo z chęci pomocy dawnemu koledze wynajęła mu jeden z dwóch pokoi w swoim mieszkaniu.

To był strzał w dziesiątkę, dawna luźna znajomość przekształciła się w solidną przyjaźń trwająca do dziś (nie, bez żadnych erotycznych czy romantycznych podtekstów, to była i jest autentyczna damsko-męska przyjaźń), ona mu wynajęła ten pokój dosłownie za grosze (które jednak mocno ja ratowały), on zagubiony i dopiero "wychodzący na prostą" po różnych życiowych zawirowaniach w razie potrzeby pomagał jej przy dzieciach i w różnych innych sprawach.

I teraz sytuacja, której nie widziałam, została mi opowiedziana i bardzo żałuje, ze mnie tam nie było.

Agnieszka była w pracy, dzieci w domu z przyjacielem (dobra, dajmy mu Marek na imię), kochający tatuś wysłał sms-a, że on zabiera dzieci na spacer. Musiał go chyba pisać idąc już po schodach, bo Agnieszka nie zdążyła zawiadomić Marka (gdyby zdążyła, pewnie by powiedziała, że Piotruś może wziąć dzieci). Niestety, kiedy jaśnie pan i władca zjawił się z informacją "biorę dzieci", Marek grzecznie mu odpowiedział, że sorry, ale on o tym nic nie wie, dzieci są pod jego opieką i może je wydać dopiero, jak dostanie takie info od Agnieszki. Piotruś wpadł w szał, ma być tak jak on chce, no i spróbował swojej najprostszej metody, czyli rozwiązania siłowego. Kurczę, tylko tym razem miał przed sobą nie kobietę, a sprawnego, wysportowanego faceta, który w dodatku właśnie zaczął się interesować różnymi sztukami walki (zostało mu to do tej pory, amatorsko bo amatorsko ale ma sukcesy na tym polu). Wymachiwanie łapkami przez Piotrusia nie zrobiło na Marku żadnego wrażenia, przez chwilę przytrzymywał go po prostu na odległość ramienia, potem znudzony tym wymachiwaniem i stekiem wyzwisk (z których "popychacz" było najdelikatniejszym), za pomocą celnego ciosu posłał go w róg przedpokoju.

Co zrobił wtedy Piotruś? No oczywiście jak typowy przedstawiciel ideologii CHwDP, zadzwonił po Policję, bo mnie tu biją i dzieci nie pozwalają wziąć! MOICH dzieci!!!

Patrol zjawił się dosyć szybko i wykazał się dużym rozsądkiem. Widząc ciskającego się, bluźniącego i ogólnie mocno niestabilnego "poszkodowanego" oraz spokojnego "agresora", kwestię "pobicia" zostawili na później, chcieli dojść o co w ogóle chodzi. No jak to o co, dzieci mi nie pozwala wziąć!

Na pytające spojrzenie policjantów Marek wyjaśnił, że Piotrusia pierwszy raz w życiu widzi na oczy, że na chwile obecną dzieci są pod jego opieką, owszem, zapewne to ojciec, bo starsza dziewczynka przywitała go okrzykiem "tata", ale i tak nie wyda dzieci bez potwierdzenia od ich matki, że ma to zrobić. Poza tym, wg jego informacji, córką Piotrusia jest tylko starsza dziewczynka.

Pytające spojrzenie policjantów zwróciło się teraz na Piotrusia. "To pana dzieci?" "Tak, to moje córki, chciałem je wziąć na spacer, a ten..." "Pytam, czy to pana dzieci?" "No tak" "Obie?" "No oficjalnie to tylko starsza, ale..." "Proszę pana, ale mnie interesuje tylko to, co jest oficjalnie. Czy obie dziewczynki są wg dokumentów pańskimi córkami?" "No nie, tylko starsza, ale..." "W takim razie sprawa jest prosta - jako ojciec ma pan pełne prawo do kontaktów z dzieckiem, zgłaszał pan trudności w egzekwowaniu tego prawa, jesteśmy tu i może pan zabrać na spacer czy co tam pan zaplanował wyłącznie swoją córkę. Czyli starszą dziewczynkę." "Albo biorę obie, albo żadnej!" "Zwracam panu uwagę, że wg dokumentów nie jest pan nikim bliskim dla młodszej dziewczynki. Na pewno nie pozwolimy panu jej zabrać, bo pan tak chce".

Piotrusiowi w tym momencie przypomniało się, że on przecież jest CHwDP całą gębą, pobluźnił jeszcze trochę w stylu "je*ane psy", ale poszedł, zanim policjanci wkurzyli się na tyle, żeby zacząć z tego wyciągać konsekwencje.

P.S. Agnieszka była na tyle rozsądna, że akty urodzenia dzieci miała w jakimś łatwo dostępnym miejscu, w którymś momencie tej afery Marek poszedł po nie i pokazał policjantom, bo tak na słowo to chyba niekoniecznie by uwierzyli.

A sprawy o "pobicie" Piotrusia Marek jakoś do tej pory się nie doczekał, mimo że ten się mocno tym odgrażał.

dom

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 95 (103)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…