Lubię mieć gości. Lubię, kiedy odwiedza mnie rodzina lub znajomi, nadrabiamy zaległości i miło spędzamy razem czas. Ale lubię też, jeżeli ta wizyta jest zapowiedziana i umawiamy się na nią w dogodnym dla wszystkich terminie. Niestety zwłaszcza wśród trochę starszych gości (tak powiedzmy 50+) bywa z tym różnie.
Czasami zdarza się, że np. w sobotę o godzinie 15 dostaję wiadomość, że jakaś ciotka z wujkiem, starsze kuzynostwo czy przyjaciele rodziców są właśnie w drodze do Toskanii, na mecz Bayernu, koncert jakiegoś super artysty, czy na wycieczce po zamkach Ludwika i za pół godziny wpadną do mnie na kawę. A czasami nawet na nocleg. Rozmawiali z moją mamą, ta nieopatrznie potwierdziła, że jestem w domu, więc oni niedługo będą. A ja właśnie z odżywką na włosach i maseczką błotną na twarzy robię porządek w szafach i nie wiem, czy przez te zawrotne 30 minut mam ogarniać siebie, czy mieszkanie, czy może wyruszyć na poszukiwania czegoś do kawy, bo cukiernie w promieniu kilometra zamknęły się niestety o 14. W bardziej optymistycznym wariancie nie pakują mi się do domu, tylko informują, że są w centrum miasta, mają akurat półtorej godziny czasu wolnego i bardzo, bardzo, bardzo zależy im, żeby się zobaczyć. I stawiają nas pod presją, że mamy rzucić wszystko i jechać się z nimi spotkać.
Czego nie potrafię zrozumieć, to taką podróż planuje się z reguły z jakimś wyprzedzeniem, a nawet jeśli wyruszy się w nią spontanicznie, to dotarcie na miejsce zajmuje ileś tam godzin, więc chyba można dać znać tydzień, dwa dni, lub nawet kilka godzin wcześniej, że się przyjeżdża i dać gospodarzowi jakiekolwiek szanse na przygotowanie się do tej wizyty. Mamy swoje życie, swoje plany i obowiązki, i fajnie byłoby to uszanować. Poruszenie tematu z gośćmi owocuje następującymi argumentami:
- Bo nie wiedzieliśmy, czy to wypada się tak zapowiadać (nie wypada się zapowiadać, ale zjawić się bez zapowiedzi już wypada?).
- Nie zapowiadaliśmy się, bo nie chcieliśmy, żebyście się stresowali naszą wizytą (a najazd z partyzanta i zburzenie nam planów w ogóle nas nie zestresuje).
- Pomyśleliśmy, że zrobimy ci niespodziankę.
I mój osobisty faworyt:
- "Nie przesadzaj, kiedyś nie było telefonów, nikt się nie zapowiadał ludzie się po prostu odwiedzali i było dobrze".
Tak, Grażyna, kiedyś nie było, ale teraz są i masz telefon stacjonarny, komórkę, facebooka, whatsapp, messengera i pierdylion sposobów, żeby poinformować, że przyjeżdżasz. A nawet w czasach kiedy nie było telefonów, goście znajdowali sposób, żeby zapowiedzieć swoją wizytę, choćby wysyłając list lub telegram.
Czasami zdarza się, że np. w sobotę o godzinie 15 dostaję wiadomość, że jakaś ciotka z wujkiem, starsze kuzynostwo czy przyjaciele rodziców są właśnie w drodze do Toskanii, na mecz Bayernu, koncert jakiegoś super artysty, czy na wycieczce po zamkach Ludwika i za pół godziny wpadną do mnie na kawę. A czasami nawet na nocleg. Rozmawiali z moją mamą, ta nieopatrznie potwierdziła, że jestem w domu, więc oni niedługo będą. A ja właśnie z odżywką na włosach i maseczką błotną na twarzy robię porządek w szafach i nie wiem, czy przez te zawrotne 30 minut mam ogarniać siebie, czy mieszkanie, czy może wyruszyć na poszukiwania czegoś do kawy, bo cukiernie w promieniu kilometra zamknęły się niestety o 14. W bardziej optymistycznym wariancie nie pakują mi się do domu, tylko informują, że są w centrum miasta, mają akurat półtorej godziny czasu wolnego i bardzo, bardzo, bardzo zależy im, żeby się zobaczyć. I stawiają nas pod presją, że mamy rzucić wszystko i jechać się z nimi spotkać.
Czego nie potrafię zrozumieć, to taką podróż planuje się z reguły z jakimś wyprzedzeniem, a nawet jeśli wyruszy się w nią spontanicznie, to dotarcie na miejsce zajmuje ileś tam godzin, więc chyba można dać znać tydzień, dwa dni, lub nawet kilka godzin wcześniej, że się przyjeżdża i dać gospodarzowi jakiekolwiek szanse na przygotowanie się do tej wizyty. Mamy swoje życie, swoje plany i obowiązki, i fajnie byłoby to uszanować. Poruszenie tematu z gośćmi owocuje następującymi argumentami:
- Bo nie wiedzieliśmy, czy to wypada się tak zapowiadać (nie wypada się zapowiadać, ale zjawić się bez zapowiedzi już wypada?).
- Nie zapowiadaliśmy się, bo nie chcieliśmy, żebyście się stresowali naszą wizytą (a najazd z partyzanta i zburzenie nam planów w ogóle nas nie zestresuje).
- Pomyśleliśmy, że zrobimy ci niespodziankę.
I mój osobisty faworyt:
- "Nie przesadzaj, kiedyś nie było telefonów, nikt się nie zapowiadał ludzie się po prostu odwiedzali i było dobrze".
Tak, Grażyna, kiedyś nie było, ale teraz są i masz telefon stacjonarny, komórkę, facebooka, whatsapp, messengera i pierdylion sposobów, żeby poinformować, że przyjeżdżasz. A nawet w czasach kiedy nie było telefonów, goście znajdowali sposób, żeby zapowiedzieć swoją wizytę, choćby wysyłając list lub telegram.
Goście
Ocena:
168
(184)
Komentarze