Mój mąż ma młodszą siostrę, a siostra jest w związku z mężczyzną (nazwijmy go Erik), z którym ma dwójkę dzieci. Erik z zawodu jest inżynierem, a hobbystycznie zajmuje się muzyką. Gra na kilku instrumentach i ma własny zespół metalowy, w którym jest gitarzystą i wokalistą.
Podczas przygotowań do naszego ślubu, koleżanka obdarzona przepięknym głosem (coś jak Tarja Turunen) zaproponowała, że chętnie zaśpiewa dla nas podczas ceremonii. Musieliśmy tylko zorganizować akompaniament - na żywo lub nagrany. Teściowa zasugerowała, abyśmy poprosili o pomoc Erika, w końcu muzyk, przyzwyczajony do publicznych występów.
Podczas wizyty u siostry poruszyliśmy ten temat, prosząc go, czy zgodziłby się zapewnić akompaniament do jednej piosenki. Wybór instrumentu i aranżacji pozostawiliśmy jemu, podkreślając, że będziemy zadowoleni z każdej jego decyzji.
Niestety, Erik odmówił. Wyjaśnił, że jest przeciwny instytucji małżeństwa, uważa ją za przestarzałą i nie chce wspierać czegoś, co jest sprzeczne z jego poglądami. Szkoda, ale mówi się trudno, miał prawo odmówić, musimy to uszanować. Jednak Erik poszedł dalej, mówiąc, że najchętniej w ogóle nie pozwoliłby siostrze i dzieciakom jechać na nasz ślub, bo nie widzi powodu, by pozwalać swojej rodzinie brać udziału w czymś, co jest wbrew jego zasadom. Jednak tym razem, w drodze wyjątku się zgodzi, może nawet sam do nich dołączy. Bardzo miłe z jego strony, naprawdę, ludzki pan. Akompaniamentem w końcu zajął się kolega Gustava, hobbystyczny pianista, który zaproponował, że w ramach prezentu ślubnego zapewni nam oprawę muzyczną całej uroczystości. Dla nas wyszło więc to na plus.
Przed weselem mieliśmy założoną grupę na Messengerze, gdzie udzielaliśmy gościom informacji logistycznych, odpowiadaliśmy na ich pytania, a po uroczystości wymienialiśmy się zdjęciami. W którymś momencie goście zaczęli pytać o dress code. Poinformowaliśmy, że strój wizytowy będzie odpowiedni, jak na większości ślubów (dla panów garnitur lub koszula i marynarka), ale oczywiście nie było przymusu. Gdyby ktoś chciał wpasować się w kolor przewodni, podaliśmy gamę kolorystyczną. Wiele osób skorzystało z tej informacji, co było miłą niespodzianką. Dzień przed ślubem dostaliśmy wiadomość od siostry, że Erik robi scenę i odmawia założenia garnituru, białej koszuli czy krawata, podając ten sam argument, co poprzednio - jest przeciwny ślubom i nie będzie swoim strojem honorował czegoś, co jest sprzeczne z jego poglądami. Napisaliśmy jej, żeby się nie przejmowała i pozwoliła mu założyć, co chce. W efekcie wszyscy panowie przyszli w garniturach, a Erik jako jedyny w dżinsach i koszuli w paski. Jego sprawa.
Po ceremonii robiliśmy zdjęcia grupowe, jedno z ujęć było z rodziną pana młodego. Erik ustawił się półtora metra od reszty osób i odmawiał przysunięcia się. Tym razem nie podając żadnego konkretnego powodu - po prostu "nie". Po próbie negocjacji fotograf stracił cierpliwość i w żołnierskich słowach kazał mu albo stanąć jak człowiek, albo wyjść z kadru, bo psuje zdjęcie. Podziałało. Z fochem, bo z fochem, ale się przysunął
Podczas imprezy, kiedy goście wyszli na parkiet, 9-letnia wówczas siostrzenica kilkakrotnie prosiła swojego ojca, żeby z nią zatańczył, chociaż jedną piosenkę. Erik rzecz jasna odmówił, mówiąc, że on nie tańczy, poza tym "dba o swój image i ostatnia sytuacja, w jakiej chciałby być widziany, to pląsanie po parkiecie, zwłaszcza z dzieckiem". Dziewczynka była bliska płaczu, na szczęście do akcji wkroczył nasz świadek, prosząc ją do tańca.
Kiedy opuszczali imprezę, Gustav, żegnając się z nimi zaprosił ich do nas, podkreślając, że mieszka już od tylu lat w Niemczech, a oni jeszcze ani razu nas nie odwiedzili i byłoby nam miło móc ich w końcu gościć. Dla dzieci wyjazd za granicę też pewnie byłby atrakcyjny, zwłaszcza że jeszcze nigdy nie były na wakacjach. Siostra zareagowała entuzjastycznie, Erik jednak ostudził jej zapał, mówiąc, że od tego mają dom, żeby w nim mieszkać i nigdzie się nie wybierają. On ma zasadę, że nie nocuje poza domem. Ok, nie to nie, ich sprawa.
Niedawno Gustav rozmawiał z rodzicami na temat ich ewentualnych odwiedzin u nas tego lata. Teściowa ze względu na stan zdrowia już raczej się nie wybierze, ale teść bardzo chętnie. Jako ze sam nie ma odwagi na takie wojaże, wziąłby ze sobą siostrę. Mieliśmy im dać kilka dni, by mogli to omówić i ustalić termin. Wczoraj teść oddzwonił. Jednak z przyjazdu nici. On sam nie przyjedzie, bo wiek, bo język, bo nie ogarnia lotniska, a siostra nie może mu towarzyszyć, bo Erik jej nie pozwolił.
Udany nam się szwagier trafił, nie ma co. O ile siostra co sobie wybrała, to ma, to szkoda rodziny, która dostaje rykoszetem.
Podczas przygotowań do naszego ślubu, koleżanka obdarzona przepięknym głosem (coś jak Tarja Turunen) zaproponowała, że chętnie zaśpiewa dla nas podczas ceremonii. Musieliśmy tylko zorganizować akompaniament - na żywo lub nagrany. Teściowa zasugerowała, abyśmy poprosili o pomoc Erika, w końcu muzyk, przyzwyczajony do publicznych występów.
Podczas wizyty u siostry poruszyliśmy ten temat, prosząc go, czy zgodziłby się zapewnić akompaniament do jednej piosenki. Wybór instrumentu i aranżacji pozostawiliśmy jemu, podkreślając, że będziemy zadowoleni z każdej jego decyzji.
Niestety, Erik odmówił. Wyjaśnił, że jest przeciwny instytucji małżeństwa, uważa ją za przestarzałą i nie chce wspierać czegoś, co jest sprzeczne z jego poglądami. Szkoda, ale mówi się trudno, miał prawo odmówić, musimy to uszanować. Jednak Erik poszedł dalej, mówiąc, że najchętniej w ogóle nie pozwoliłby siostrze i dzieciakom jechać na nasz ślub, bo nie widzi powodu, by pozwalać swojej rodzinie brać udziału w czymś, co jest wbrew jego zasadom. Jednak tym razem, w drodze wyjątku się zgodzi, może nawet sam do nich dołączy. Bardzo miłe z jego strony, naprawdę, ludzki pan. Akompaniamentem w końcu zajął się kolega Gustava, hobbystyczny pianista, który zaproponował, że w ramach prezentu ślubnego zapewni nam oprawę muzyczną całej uroczystości. Dla nas wyszło więc to na plus.
Przed weselem mieliśmy założoną grupę na Messengerze, gdzie udzielaliśmy gościom informacji logistycznych, odpowiadaliśmy na ich pytania, a po uroczystości wymienialiśmy się zdjęciami. W którymś momencie goście zaczęli pytać o dress code. Poinformowaliśmy, że strój wizytowy będzie odpowiedni, jak na większości ślubów (dla panów garnitur lub koszula i marynarka), ale oczywiście nie było przymusu. Gdyby ktoś chciał wpasować się w kolor przewodni, podaliśmy gamę kolorystyczną. Wiele osób skorzystało z tej informacji, co było miłą niespodzianką. Dzień przed ślubem dostaliśmy wiadomość od siostry, że Erik robi scenę i odmawia założenia garnituru, białej koszuli czy krawata, podając ten sam argument, co poprzednio - jest przeciwny ślubom i nie będzie swoim strojem honorował czegoś, co jest sprzeczne z jego poglądami. Napisaliśmy jej, żeby się nie przejmowała i pozwoliła mu założyć, co chce. W efekcie wszyscy panowie przyszli w garniturach, a Erik jako jedyny w dżinsach i koszuli w paski. Jego sprawa.
Po ceremonii robiliśmy zdjęcia grupowe, jedno z ujęć było z rodziną pana młodego. Erik ustawił się półtora metra od reszty osób i odmawiał przysunięcia się. Tym razem nie podając żadnego konkretnego powodu - po prostu "nie". Po próbie negocjacji fotograf stracił cierpliwość i w żołnierskich słowach kazał mu albo stanąć jak człowiek, albo wyjść z kadru, bo psuje zdjęcie. Podziałało. Z fochem, bo z fochem, ale się przysunął
Podczas imprezy, kiedy goście wyszli na parkiet, 9-letnia wówczas siostrzenica kilkakrotnie prosiła swojego ojca, żeby z nią zatańczył, chociaż jedną piosenkę. Erik rzecz jasna odmówił, mówiąc, że on nie tańczy, poza tym "dba o swój image i ostatnia sytuacja, w jakiej chciałby być widziany, to pląsanie po parkiecie, zwłaszcza z dzieckiem". Dziewczynka była bliska płaczu, na szczęście do akcji wkroczył nasz świadek, prosząc ją do tańca.
Kiedy opuszczali imprezę, Gustav, żegnając się z nimi zaprosił ich do nas, podkreślając, że mieszka już od tylu lat w Niemczech, a oni jeszcze ani razu nas nie odwiedzili i byłoby nam miło móc ich w końcu gościć. Dla dzieci wyjazd za granicę też pewnie byłby atrakcyjny, zwłaszcza że jeszcze nigdy nie były na wakacjach. Siostra zareagowała entuzjastycznie, Erik jednak ostudził jej zapał, mówiąc, że od tego mają dom, żeby w nim mieszkać i nigdzie się nie wybierają. On ma zasadę, że nie nocuje poza domem. Ok, nie to nie, ich sprawa.
Niedawno Gustav rozmawiał z rodzicami na temat ich ewentualnych odwiedzin u nas tego lata. Teściowa ze względu na stan zdrowia już raczej się nie wybierze, ale teść bardzo chętnie. Jako ze sam nie ma odwagi na takie wojaże, wziąłby ze sobą siostrę. Mieliśmy im dać kilka dni, by mogli to omówić i ustalić termin. Wczoraj teść oddzwonił. Jednak z przyjazdu nici. On sam nie przyjedzie, bo wiek, bo język, bo nie ogarnia lotniska, a siostra nie może mu towarzyszyć, bo Erik jej nie pozwolił.
Udany nam się szwagier trafił, nie ma co. O ile siostra co sobie wybrała, to ma, to szkoda rodziny, która dostaje rykoszetem.
Szwagier
Ocena:
151
(169)
Komentarze