Niedawno do mojego bloku wprowadziła się rodzina ze wschodu w składzie 4 dorosłych i 3 dzieci.
Dzieci bawią się na klatce, przed klatką, wszędzie pełno zabawek, rowerów etc. No dobra aż tak mi to nie przeszkadza. Ich opiekunki (mama? ciocia?) przesiadują na ławce przed blokiem, bądź na kocu.
Kilkaset metrów dalej jest świetny park i plac zabaw. No dobra, nie moja sprawa. W tym wszystkim przeszkadza mi tylko wieczne zostawianie drzwi na oścież.
Drzwi do klatki otwiera się takim "klipsem", który przykłada się do domofonu. Wystarczy dzieciakom taki zamówić u administracji za 20 zł i nie będą dzwonić domofonem przy swoich zabawach na schodach.
Trzy razy pies mi zwiał, no dobra, moja nieuwaga czy tam niedopilnowanie. Choć uważam, że domofon jest po to żeby uniemożliwić kręcenie się po klatce osobom niepożądanym.
Jest ciepło. Gorące powietrze wlatuje do środka. Na klatce zaczęły pojawiać się puszki po piwie i zaczął unosić się zapach moczu. Którymś razem poprosiłem żeby Państwo zamykali drzwi jeśli nie obserwują czy nie przebywają przed klatką. "Ja niepaniemaju".
W pewnym momencie ułamała się nóżka od drzwi, która była już styrana tym opuszczaniem i podnoszeniem.
Pomogło na chwilę. Problematyczni sąsiedzi zaczęli wkładać puste puszki między drzwi a framugę tak żeby się nie zamykały.
Od tamtej pory prowadzimy cichą wojnę. Oni otwierają, ja i partnerka zamykamy. I tak ciągle.
Dochodzi do sytuacji typu: Oni siedzą przed klatką, my zamykamy wchodząc, zaraz potem otwierają. Żadne próby kontaktu nie pomagają.
Kilka tygodni temu ktoś po prostu na klatce nasrał. W kącie. Najpewniej jakiś bezdomny.
Drzwi były zamykane przez tydzień lub dwa i znowu zaczyna się to samo. Czekam na kolejne niespodzianki.
Dzieci bawią się na klatce, przed klatką, wszędzie pełno zabawek, rowerów etc. No dobra aż tak mi to nie przeszkadza. Ich opiekunki (mama? ciocia?) przesiadują na ławce przed blokiem, bądź na kocu.
Kilkaset metrów dalej jest świetny park i plac zabaw. No dobra, nie moja sprawa. W tym wszystkim przeszkadza mi tylko wieczne zostawianie drzwi na oścież.
Drzwi do klatki otwiera się takim "klipsem", który przykłada się do domofonu. Wystarczy dzieciakom taki zamówić u administracji za 20 zł i nie będą dzwonić domofonem przy swoich zabawach na schodach.
Trzy razy pies mi zwiał, no dobra, moja nieuwaga czy tam niedopilnowanie. Choć uważam, że domofon jest po to żeby uniemożliwić kręcenie się po klatce osobom niepożądanym.
Jest ciepło. Gorące powietrze wlatuje do środka. Na klatce zaczęły pojawiać się puszki po piwie i zaczął unosić się zapach moczu. Którymś razem poprosiłem żeby Państwo zamykali drzwi jeśli nie obserwują czy nie przebywają przed klatką. "Ja niepaniemaju".
W pewnym momencie ułamała się nóżka od drzwi, która była już styrana tym opuszczaniem i podnoszeniem.
Pomogło na chwilę. Problematyczni sąsiedzi zaczęli wkładać puste puszki między drzwi a framugę tak żeby się nie zamykały.
Od tamtej pory prowadzimy cichą wojnę. Oni otwierają, ja i partnerka zamykamy. I tak ciągle.
Dochodzi do sytuacji typu: Oni siedzą przed klatką, my zamykamy wchodząc, zaraz potem otwierają. Żadne próby kontaktu nie pomagają.
Kilka tygodni temu ktoś po prostu na klatce nasrał. W kącie. Najpewniej jakiś bezdomny.
Drzwi były zamykane przez tydzień lub dwa i znowu zaczyna się to samo. Czekam na kolejne niespodzianki.
sąsiedzi
Ocena:
158
(172)
Komentarze