poczekalnia
Skomentuj
(15)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Wiecie co? Jestem sfrustrowana. Sfrustrowana, głupia, naiwna, smutna i naprawdę w kropce. Rzecz dotyczy mojego praktycznie byłego już partnera i naszego życia razem.
Gdy go poznałam był wspaniałym facetem, troskliwym który troszczył się o moje uczucia i to, co się ze mną dzieję. Długo o mnie zabiegał i pomógł mi uwolnić się z toksycznego związku, naprawdę bardzo go pokochałam i on zapewniał, że również mnie kocha.
Z biegiem czasu zdecydowaliśmy się na dziecko szczególnie, że on miał fach który naprawdę mógł dawać dobre pieniądze. Ciąże znosiłam słabo, bardzo słabo, wieczne mdłości i niemożność wmuszenia w siebie czegokolwiek, wylądowałam kilka razy w szpitalu. Mieliśmy również umowę, po urodzeniu dziecka będę mogła iść na studia zaoczne, by wypełnić lukę w edukacji. Poza tym było to moje marzenie nieosiągalne z powodu skrajnej patologii w jakiej się wychowałam.
Niestety po narodzinach dziecka okazało się, że jest ono praktycznie nieodkładalne. Pierwsze trzy lata życia pamiętam jak przez mgłę. Oczywiście, próbowałam w tym czasie iść do pracy, ale po powrocie dostałam dziecko i informację, że nie mam tam wracać bo partner nie może pracować. Mieliśmy już wtedy bardzo duże problemy finansowe, ja z kilku innych względów bardzo rozwiniętą depresję. W tym okresie zdecydowałam się - za namową partnera - na coś, na co nigdy nie powinnam się zdecydować czy zgodzić, z czego miałam pewną korzyść finansową z której korzystał głównie on, a ja dziś przez to zostałam z długiem prawie 10 tysięcy złotych. Było to coś, co wymagało ode mnie prawie całkowitego zrezygnowania z siebie i włożenia wszystkiego w związek. Ale mieliśmy bardzo poważny kryzys a moja samoocena prawie nie istniała. Tak po raz kolejny ratowałam relację kosztem siebie.
Czas mijał, kiedyś przy rozmowie o relacjach powiedziałam partnerowi, że jeśli będzie chciał związku otwartego (byłam jego jedyną partnerką w życiu) to niech mi o tym powie i pomyślimy. Niestety skończyło się tak, że najpierw zrobił skok w bok, a potem oświadczył, że związek jest od dziś otwarty. Zmełłam to w sobie, byłam w domu z niepełnosprawnym dzieckiem zbyt zajęta tym, by je ogarnąć, żeby jeszcze starać się coś z tym zrobić. Partner zarabiał już więcej, ale nie można powiedzieć byśmy żyli w luksusie, o nie. Wolał wypłacać mniej pieniędzy by nie płacić wyższych podatków. Tak oto ja dostając świadczenie pielęgnacyjne przeznaczałam znaczną większość na życie, on wykładał resztę, a ja zajmowałam się synem, całym domem, terapiami i papierologią.
Nie wiem sama kiedy zaczęło się aż tak, mówienie, że nic nie robię, za mało się dokładam, powinnam poszukać pracy (ustaliliśmy wcześniej, że owszem, poszukam jej, jak tylko dziecko pójdzie do szkoły, a idzie od tego roku). W każdym razie z racji tego, że związek był otwarty i ja zaczęłam nieco swobodniej rozmawiać z ludźmi, w ten sposób trafiłam na Niego. Kilkanaście lat młodszy (ale po dwudziestce), mieliśmy się spotykać tylko i wyłącznie na seks, umowa między mną a partnerem była taka, że nie angażujemy się emocjonalnie. Ale on był coraz trudniejszy w obyciu, ja coraz częściej słyszałam jak beznadziejna, gruba i okropna jestem. Zaangażowałam się, wiem doskonale, że to jest w 100% moja wina i nie mam zamiaru się wybielać. Ale podczas kiedy moja depresja wracała coraz bardziej, do tego stopnia, że trafiłam do szpitala psychiatrycznego z zamiarami samobójczymi, ten chłopak był jedynym który mnie wspierał, okazał mi tyle serca i zrozumienia jakiego nigdy nie doświadczyłam. Wiedziałam już wtedy, że odwzajemnia moje uczucia. Nie przeszkadzał mu mój syn, rozumiał moją sytuację i cierpliwie na mnie czekał.
W międzyczasie okazało się, że ojciec mojego dziecka nasłał swoją ‘koleżankę’ by ta szpiegowała mnie na komunikatorze którego używałam. Potem jeszcze pisała do tego chłopaka opowiadając, jaka nie jestem obrzydliwa, leniwa i wygodna.
W każdym razie pod pretekstem szkoły dla dziecka mamy przeprowadzić się do stolicy, ze względu na depresję oraz kilka innych zaburzeń będących efektami traum zbieranych jak naklejki, jest to dla mnie ekstremalnie trudne. Dostałam jeszcze ultimatum, że mam się wynieść z jego domu bo z nami to już koniec. Wiem, że wraz z matką będą próbowali odebrać mi syna (teściowa to materiał na inne historie) i zapewne im się to uda, bo po takiej przerwie na rynku pracy nie liczę na więcej niż najniższa krajowa. A mam jeszcze komornika do spłacenia. Czyli mam 3 miesiące by znaleźć pracę, uzbierać dość pieniędzy by się wynieść, zrobić to wszystko w miejscu w którym byłam tylko raz i mnie przeraża, a on zwyczajnie planuje sobie przyszłość z 19-latką, jednocześnie mówiąc, że to moja wina bo przecież to ja poszłam na bok z tamtym chłopakiem.
Zapytacie, skąd kłopoty finansowe? Otóż przez kilka lat ignorował to co mu mówiłam i dawał się wykorzystywać swoim przyjaciołom. Obecnie robi dokładnie to samo, ale już się nie wtrącam bo wiem, że nie mam siły przebicia. Nie jestem głupia, ale strasznie ciężko zbudować mi zdrowe relacje i myśleć o sobie inaczej niż do tej pory, ze względu na całą moją przeszłość. Mam nadzieję, że uda mi się ogarnąć rozsądną pracę, mieszkanie i może, ale tylko może, zacząć żyć bez obawy, że każdy dzień będzie gorszy od poprzedniego.
Gdy go poznałam był wspaniałym facetem, troskliwym który troszczył się o moje uczucia i to, co się ze mną dzieję. Długo o mnie zabiegał i pomógł mi uwolnić się z toksycznego związku, naprawdę bardzo go pokochałam i on zapewniał, że również mnie kocha.
Z biegiem czasu zdecydowaliśmy się na dziecko szczególnie, że on miał fach który naprawdę mógł dawać dobre pieniądze. Ciąże znosiłam słabo, bardzo słabo, wieczne mdłości i niemożność wmuszenia w siebie czegokolwiek, wylądowałam kilka razy w szpitalu. Mieliśmy również umowę, po urodzeniu dziecka będę mogła iść na studia zaoczne, by wypełnić lukę w edukacji. Poza tym było to moje marzenie nieosiągalne z powodu skrajnej patologii w jakiej się wychowałam.
Niestety po narodzinach dziecka okazało się, że jest ono praktycznie nieodkładalne. Pierwsze trzy lata życia pamiętam jak przez mgłę. Oczywiście, próbowałam w tym czasie iść do pracy, ale po powrocie dostałam dziecko i informację, że nie mam tam wracać bo partner nie może pracować. Mieliśmy już wtedy bardzo duże problemy finansowe, ja z kilku innych względów bardzo rozwiniętą depresję. W tym okresie zdecydowałam się - za namową partnera - na coś, na co nigdy nie powinnam się zdecydować czy zgodzić, z czego miałam pewną korzyść finansową z której korzystał głównie on, a ja dziś przez to zostałam z długiem prawie 10 tysięcy złotych. Było to coś, co wymagało ode mnie prawie całkowitego zrezygnowania z siebie i włożenia wszystkiego w związek. Ale mieliśmy bardzo poważny kryzys a moja samoocena prawie nie istniała. Tak po raz kolejny ratowałam relację kosztem siebie.
Czas mijał, kiedyś przy rozmowie o relacjach powiedziałam partnerowi, że jeśli będzie chciał związku otwartego (byłam jego jedyną partnerką w życiu) to niech mi o tym powie i pomyślimy. Niestety skończyło się tak, że najpierw zrobił skok w bok, a potem oświadczył, że związek jest od dziś otwarty. Zmełłam to w sobie, byłam w domu z niepełnosprawnym dzieckiem zbyt zajęta tym, by je ogarnąć, żeby jeszcze starać się coś z tym zrobić. Partner zarabiał już więcej, ale nie można powiedzieć byśmy żyli w luksusie, o nie. Wolał wypłacać mniej pieniędzy by nie płacić wyższych podatków. Tak oto ja dostając świadczenie pielęgnacyjne przeznaczałam znaczną większość na życie, on wykładał resztę, a ja zajmowałam się synem, całym domem, terapiami i papierologią.
Nie wiem sama kiedy zaczęło się aż tak, mówienie, że nic nie robię, za mało się dokładam, powinnam poszukać pracy (ustaliliśmy wcześniej, że owszem, poszukam jej, jak tylko dziecko pójdzie do szkoły, a idzie od tego roku). W każdym razie z racji tego, że związek był otwarty i ja zaczęłam nieco swobodniej rozmawiać z ludźmi, w ten sposób trafiłam na Niego. Kilkanaście lat młodszy (ale po dwudziestce), mieliśmy się spotykać tylko i wyłącznie na seks, umowa między mną a partnerem była taka, że nie angażujemy się emocjonalnie. Ale on był coraz trudniejszy w obyciu, ja coraz częściej słyszałam jak beznadziejna, gruba i okropna jestem. Zaangażowałam się, wiem doskonale, że to jest w 100% moja wina i nie mam zamiaru się wybielać. Ale podczas kiedy moja depresja wracała coraz bardziej, do tego stopnia, że trafiłam do szpitala psychiatrycznego z zamiarami samobójczymi, ten chłopak był jedynym który mnie wspierał, okazał mi tyle serca i zrozumienia jakiego nigdy nie doświadczyłam. Wiedziałam już wtedy, że odwzajemnia moje uczucia. Nie przeszkadzał mu mój syn, rozumiał moją sytuację i cierpliwie na mnie czekał.
W międzyczasie okazało się, że ojciec mojego dziecka nasłał swoją ‘koleżankę’ by ta szpiegowała mnie na komunikatorze którego używałam. Potem jeszcze pisała do tego chłopaka opowiadając, jaka nie jestem obrzydliwa, leniwa i wygodna.
W każdym razie pod pretekstem szkoły dla dziecka mamy przeprowadzić się do stolicy, ze względu na depresję oraz kilka innych zaburzeń będących efektami traum zbieranych jak naklejki, jest to dla mnie ekstremalnie trudne. Dostałam jeszcze ultimatum, że mam się wynieść z jego domu bo z nami to już koniec. Wiem, że wraz z matką będą próbowali odebrać mi syna (teściowa to materiał na inne historie) i zapewne im się to uda, bo po takiej przerwie na rynku pracy nie liczę na więcej niż najniższa krajowa. A mam jeszcze komornika do spłacenia. Czyli mam 3 miesiące by znaleźć pracę, uzbierać dość pieniędzy by się wynieść, zrobić to wszystko w miejscu w którym byłam tylko raz i mnie przeraża, a on zwyczajnie planuje sobie przyszłość z 19-latką, jednocześnie mówiąc, że to moja wina bo przecież to ja poszłam na bok z tamtym chłopakiem.
Zapytacie, skąd kłopoty finansowe? Otóż przez kilka lat ignorował to co mu mówiłam i dawał się wykorzystywać swoim przyjaciołom. Obecnie robi dokładnie to samo, ale już się nie wtrącam bo wiem, że nie mam siły przebicia. Nie jestem głupia, ale strasznie ciężko zbudować mi zdrowe relacje i myśleć o sobie inaczej niż do tej pory, ze względu na całą moją przeszłość. Mam nadzieję, że uda mi się ogarnąć rozsądną pracę, mieszkanie i może, ale tylko może, zacząć żyć bez obawy, że każdy dzień będzie gorszy od poprzedniego.
życie związki
Ocena:
14
(64)
Komentarze