Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91513

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Lato w pełni, to nich będzie tematycznie.

Jak już zdaje się kiedyś pisałam, a i po nicku łatwo zgadnąć, jestem krakus. Rodowity. W Krakowie się urodziłam, w Krakowie się wychowałam i po Krakowie nieraz oprowadzałam różnych Krewnych i Znajomych Królika, dziesiąte wody po kisielu i znajomych znajomych przyjaciół rodziny, gdy ci wakacyjną porą przyjeżdżali zwiedzić Gród Kraka. Oto kwiatki z tych wizyt.

1. Rodzice z brzdącem, przyjechali z małego miasteczka (poniżej 10 tys. mieszkańców), które posiada niezwykle urokliwy rynek (byłam, podziwiałam, lody tam sprzedają tak dobre, że wracam od czasu do czasu). Od przyjazdu słyszę obietnice rodziców skierowane do brzdąca, jak to jutro pojedziemy na rynek, i brzdąc będzie sobie biegał i się bawił. Moja uwaga, że raczej nie, bo tam jest taki tłok, że dzieciak się zgubi w sekundę, została zbyta wzruszeniem ramion. Dopiero jak zobaczyli na własne oczy, to zmienili zdanie. Mimo to brzdąc co i rusz odbiegał kawałek od wycieczki, zainteresowany dorożką/gołębiem/zagranicznym turystą/stoiskiem z pamiątkami/etc., a wołającym go rodzicom odpowiadał "przecież obiecaliście". Na Mały Rynek nie mogłam ich wziąć celem wybiegania młodego - traf chciał, że akurat trwała tam jakaś impreza sportowo-studencka i tłok był taki sam (tj. znacznie większy niż zazwyczaj).

2. Miłośnik własnej fury, z tąże furą w pakiecie. On furą przyjechał i furą będzie się woził po mieście. Tramwaj jest poniżej jego godności. Stanie godzinami w korkach i szukanie miejsca parkingowego następnymi godzinami za to już poniżej jego godności nie jest. Zmienił zdanie po jednym dniu, jak organoleptycznie sprawdził, że przystanek jest bliżej dowolnego zabytkowego miejsca niż parking. (No kto by pomyślał, że średniowieczni krakowianie byli tak głupi, że nie zbudowali parkingu między kamienicami?)

3. Nietypowo, bo wycieczka przyjechała na przełomie kwietnia i maja. Rano widzę, że jedna z turystek, nazwijmy ją Joanna, ubrała się w bluzeczkę na ramiączkach, spódnicę przed kolano oraz sandałki. Pytam przed wyjściem czy nie wolałaby się przebrać, bo jednak nasze zwiedzanie parę godzin potrwa i pogoda może się w tym czasie zmienić. Nie, jej tak będzie w sam raz. No ok, faktycznie było dość słonecznie, zresztą ona w tym będzie chodzić a nie ja, więc co mnie to.
Problem pojawił się, gdy dotarliśmy na Wawel, gdzie zechcieliśmy zobaczyć groby królewskie. Pytamy Joanny, co ona na to. Chętnie pójdzie z nami. Tu już ja się nie wtrącałam, ale współzwiedzający zasugerowali Joannie, że ten jej dzisiejszy strój to tak średnio się nadaje do - było nie było - kościoła. Joanna fuknęła, że jest niewierząca. Antek, też jeden przyjezdnych znajomych, zapytał ją, czy nie uważa, że warto by okazać szacunek miejscu cennemu historycznie i kulturowo. Joanna fuknęła, że nie. Antek na to, że po co ona w takim razie w ogóle chce te groby zwiedzać, skoro nic dla niej nie znaczą.
Tu już zareagowałam, poprosiłam ich, żeby się nie kłócili. Poszliśmy wszyscy. Następnego dnia okazało się, że Joanna się przeziębiła. (Niespodzianka, w podziemiach o grubych murach bywa w kwietniu niezbyt ciepło.)

4. Chyba co druga wycieczka karmiła gołębie obwarzankami. Niezdrowe to dla ptaków, no ale co poradzę, nie będę walczyć z wiatrakami. Tym bardziej, że ptaszyska nie tylko się pchają na wyścigi, ale przy odrobinie cierpliwości dają się wziąć na rękę, siadają na głowie, dziobią prosto z dłoni i tak dalej. Ciekawe, że dokarmiacze gołębi zawsze po tej czynności (nie zawsze bezpośrednio, ale zawsze) chcieli sobie kupić loda/gofra/zapiekankę/obwarzanka/inną rzecz do zjedzenia przy użyciu rąk. Na moją uwagę, że nie mają gdzie umyć rąk, a bez tego to tak średnio higienicznie jest, słyszałam najczęściej, że złośliwie im psuję wycieczkę.

5. Inni rodzice ze swoim brzdącem poprosili, żebym ich zabrała na Stare Miasto, pokazała Barbakan, Kościół Mariacki, Wawel, Smoczą Jamę, etc., ale żebyśmy poszli tak, żeby nie mijać po drodze straganów ze słodyczami i pamiątkami, bo dzieciak będzie chciał. Na moje tłumaczenia, że to niemożliwe (zaznaczam, że przyjechali w środku sezonu), nastąpił foch z przytupem. Bo wiecie, to wcale nie tak, że tych straganów jest nawalone w typowo turystycznych miejscach, nie, to na pewno ja jestem częścią Spisku Straganiarzy i złośliwie chcę gości puścić do domu w skarpetkach (ze smokiem, 16.99 za parę).

kraków turyści

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (193)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…