Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91516

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam niecałe 40 lat, swoje cztery kąty, oszczędności, dobrą pracę. Mam swoje pasje i hobby, ogólnie dbam o siebie też fizycznie. I, co kluczowe, noszę bujny, ale zadbany zarost od czasów zanim to się stało modne, tj. "od zawsze". Można powiedzieć, że w jestem w miarę poukładany i ustawiony. Na widok mojej gęby dzieci nie uciekają z krzykiem, także tutaj też nie jest źle. Tak się złożyło, że przez większość czasu żyłem sobie sam. Nie mam żadnych traum/urazów, nie jestem uprzedzony do kobiet w żadnym wypadku. Kilka młodzieńczych krótkich związków, jeden dłuższy, ale nie wyszło, bez żalu i pretensji z obu stron.

Trzy lata temu poznałem się z A. Jest młodsza o 9 lat. Mocno zaiskrzyło, dobrze się nam razem rozwijało. Inteligentna, z szerokimi horyzontami, do tego niesamowicie atrakcyjna kobieta. Chociaż raczej dziewczyna, do czego zmierzam. Moja rodzina pełna akceptacja, jej również. Nasi znajomi stali się wspólnymi znajomymi, itd., no sielanka prawie do porzygu, patrząc z perspektywy. Półtora roku temu decyzja - zamieszkamy w końcu razem. Wprowadziła się do mnie, docieraliśmy się powoli, czasem z fajerwerkami, ale skutecznie. Ja postawiłem swoje zasady, ona swoje, kompromis, kochamy i szanujemy się. Trzy rzeczy są dla mnie nie do negocjacji - mój zarost, social media i prywatność. W skrócie od mojej twarzosierści wara; nie życzę sobie żadnych zdjęć moich, mojego/naszego mieszkania walających się po sieci, fejsbukach, wysyłania bez akceptacji prywatnych zdjęć po znajomych itd. Poza tym mój dom, moją twierdzą. Goście owszem, ale zapowiedziani. Lubię swoją prywatność.

Cztery miesiące temu A. zmieniła pracę na inny "młody i dynamiczny zespół". I się k.. zaczęło. Impreza zapoznawcza u mnie na kwadracie na 12 osób - pińcet zdjęć z domu walających się po cudzych FB, mimo że reguły przed spotkaniem były ustalone. Dobra, zniosłem, nie robiłem afery. Wracam któryś raz z rzędu z roboty, z sześć/cztery/osiem osób się gości na ogrodzie. "Ale u Was fajnie w tym domu". Widzę, że A. się zaczyna powoli zachłystywać rolą, ale ok, przegadałem delikatnie, trochę zelżało, ale nie ustało całkowicie. Nagle pojawił się w jej życiu Instagram i coraz mniej niż bardziej nachalnie ubrane foty, oczywiście od nas z domu. No tu już była pierwsza poważniejsza kosa. Zaraz potem zaczął się pan tiktak czy inny snapshit i kręcenie jakiś "śmiesznych" rolek - "no ale to tylko dla znajomych".

No i w końcu przegięła się pała goryczy, gdy pewnego razu po imprezie, skacowany zajrzałem do łazienki i zobaczyłem pół podgolonej jak u świniaka mordy. Ta oczywiście zaczęła nagrywać moją reakcję, "to prank, haha, itd.". Nie zdążyła nikomu wysłać, film wyleciał od razu z telefonu. Wielki foch i oburzenie. Granda taka, że nie wytrzymała i rozryczana zamknęła drzwi z drugiej strony, pewnie poleciała do nowych koleżanek się wyżalić.

Ogoliłem ryja na zero, zadzwoniłem po znajomego i jego busa, spakowałem jej wszystkie szmaty i graty, wywiozłem w pi... do jej rodziców. Teściowa zalana łzami, peroruje, prosi. Teściu jak mnie zobaczył nawet słowem nie jęknął tylko spuścił głowę. Zamki i kody wymienione, telefon zablokowany.

Epilog. Pierwszy etap przeszedł standardowo - przepraszam, błagam, bla bla, wybacz, nie chciałam. Drugi trwa teraz. Zostałem ostatnim złamasem, ch...m niedomytym, prymitywem co ogranicza wolność postępowej kobiety, kontrol-freakiem, mizoginem, szowinistą o czym tam jeszcze.

Także znowu żyję sobie sam. Smutno mi i szkoda tego czasu razem i czuję się jakby w żałobie po osobie, której już nie ma. A może nigdy nie było. Na gładko ponoć też mi do twarzy. Z pozdrowieniem.

Bardziej północ

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (227)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…