Rodzina mojego ojca to generalnie typ ludzi, którzy spadając z poziomu swojego ego i roszczeniowości na poziom, który rzeczywiście sobą reprezentują, mogliby się nieźle poturbować. Jedyną osobą, z którą utrzymuję w miarę regularny kontakt, jest mój kuzyn Grzesiek (syn kuzynki taty), kilka lat starszy ode mnie. Grzesiek jest miły, empatyczny, rodzinny, z sercem na dłoni, i można z nim porozmawiać na wiele tematów. Aż trudno uwierzyć, że wyrosło z niego takie „wyrodne” dziecko, biorąc pod uwagę, że jego matka to jedna z najbardziej parszywych bab, jakie znam.
Kilkanaście lat temu Grzesiek poznał Kaśkę - całkiem ładną, mądrą, zaradną i sympatyczną lekarkę, w trakcie obiecującej specjalizacji. Dziewczynę, jak to mówią, "spoza jego ligi" - on sam miał tylko maturę, pracował w budżetówce, zarabiał marnie, a urodę miał zdecydowanie radiową. Mimo to, ujął ją swoim dobrym sercem, opiekuńczością i wizją stworzenia ciepłego, kochającego domu. Kaśka, wychowana przez samotną matkę, zafascynowana była liczną i wspierającą się rodziną Grześka, nie wiedząc jednak, że to wsparcie obejmuje tylko „swoich”, a każdy "obcy" to wróg. I kiedy padła decyzja o ślubie, takim wrogiem stała się Kaśka.
Ciotka non stop wszem wobec wylewała żale, że kogo Grzesio sobie ściągnął na głowę, że taka brzydka, taka niezgrabna, że kto to widział jakiś zawodowe fanaberie, domem by się lepiej zajęła, że nie dość że ukradła jej kochanego syneczka, to go jeszcze na śmierć chce zagłodzić (Grzesiek był otyły i miał cukrzycę, Kaśka zaczęła dbać o jego dietę). Gdy po ślubie para odłożyła decyzję o dzieciach, by Kaśka mogła ukończyć specjalizację, ciotka narzekała, że wredna synowa karierowiczka nie chce dać jej wnuka, a ona o niczym innym nie marzy. Kiedy wnuk się urodził i Kaśka była na urlopie macierzyńskim, ciotka narzekała, że pasożyt w domu by tylko siedział, zamiast do roboty się wziąć.
Kiedy macierzyński się kończył, ciotka wylewała łzy, że wredna synowa, wyrodna matka, na pewno upchnie biedne dzieciątko na poniewierkę w jakimś żłobku, jednocześnie odgrażając się, żeby sobie nie wyobrażali, że ona będzie się tym "bachorem" zajmować - zrobili go sobie, to niech się sami martwią, co dalej, na nią niech nie liczą. Kiedy Grzesiek poszedł na urlop wychowawczy, co miało sens przy ich różnicy zarobków, jego rodzice oznajmili mu, że przestał być mężczyzną, zawiódł ich jako syn, po czym spisali testament, w którym go za karę pominęli. Kiedy okazyjnie była potrzebna pomoc w opiece nad dzieckiem, w jakichś podbramkowych sytuacjach, ciotka z wujkiem wylewnie tę pomoc deklarowali, tylko po to by w ostatniej chwili wystawić kuzyna z żoną do wiatru.
W międzyczasie młodzi wybudowali dom. Podczas budowy padały pretensje, że Kaśka po pracy "po hurtowniach jeździ" i za "budowlańcami się ugania", zamiast zająć się się domem, mężem i dzieckiem. Na pytanie mojego taty, dlaczego budową w ogóle zajmuje się Kaśka, a nie Grzesiek, ciotka z wujkiem nie byli w stanie odpowiedzieć.
Apogeum konfliktu nastąpiło w okolicach 2018-19. Dziecko przy każdej wizycie u dziadków było buntowane przeciwko matce, a wyzwiska pod adresem Kaśki weszły na nowy level. Tym razem oprócz przybłędy, pokraki, pasożyta, złej żony i złej matki, stała się również "puszczalska ku*wą", ze względu na konieczność nocnych dyżurów w szpitalu. "Bo wiadomo co one tam po nocach robią, porządne kobiety noce spędzają w domu, a nie szlajają się nie wiadomo gdzie. Zresztą wnuk też jakiś mało do Grzesia podobny, ciekawe, czyj on tak naprawdę jest".
Tutaj ciotencja zdała się nie pamiętać, że sama przepracowała 30 lat jako operator szlabanu na przejeździe kolejowym, świątek piątek niedziela, łącznie z nocami. Mój tata ostrzegał ją, że mocno przegina i jeżeli nie przestanie, Kaśka w końcu nie wytrzyma i to się wszystko źle skończy. Jak grochem o ścianę. W odpowiedzi usłyszał, że ponieważ ja się rozwiodłam, jesteśmy patologią, a patologia nie będzie pouczać porządnych ludzi. Tyle dobrego, że Grzesiek cały czas twardo trzymał stronę Kaśki (mimo że sytuacja nie była dla niego łatwa psychicznie) i przez te wszystkie lata byli dnia mnie wzorem pary, która mimo różnic i braku przychylności rodziny wiernie trwa u swojego boku, razem stawiając czoła przeciwnościom.
W 2020 niespodziewanie zmarł ojciec Grześka, i to jak na ironię, w ramionach pogardzanej synowej, która w czasie zakazu odwiedzin w szpitalach, będąc lekarzem, jako jedyna miała z nim osobisty kontakt. W tym samym czasie mama Kaśki podjęła decyzję o przeprowadzce do tej samej miejscowości, w której mieszka rodzina, żeby być bliżej córki i wnuka, z którym bardzo chętnie spędzała czas i przy którym chętnie pomagała. Tak więc mąż umarł, wnuk wolał spędzać czas u "fajniejszej" babci, ciotce samotność zajrzała w tyłek i nagle synowa przestała jej śmierdzieć. Nagle wszystko było dobrze, Kaśka awansowała na "kochana córeczkę" i relacje się poprawiły.
W małżeństwie kuzyna wszystko fajnie się układało, natomiast jakieś dwa lata temu nastąpiła zmiana w jego zachowaniu. Zaczęłam odnosić wrażenie, że o ile do tej pory mieliśmy ze sobą regularny kontakt, to teraz odzywa się do mnie wyłącznie wtedy, kiedy ma jakiś interes. Latem 2022 byli zaproszeni na nasz ślub. Kuzyn zaproszenie całkiem zignorował, nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Odezwał się miesiąc później, mówiąc, że ponieważ nie było go na weselu, chciałby nadrobić zaległości i wręczyć nam prezent, w związku z czym chciałby wybrać się do nas na weekend. Tylko on i syn, bo Kaśka pracuje.
Przyjechali w piątek wieczorem, zabraliśmy ich na kolację, a następnego dnia mieliśmy zaplanowaną wycieczkę. Przy płaceniu kuzyn spytał, czy dzisiaj my moglibyśmy pokryć rachunek, on jutro zapłaci za wszystkich. No nie ma sprawy. Następnego dnia po śniadaniu zobaczyliśmy jednak, że Grzesiek pakuje bagaże do samochodu. Co się okazało? Nie przyjechali na żaden weekend, tylko są w drodze do Toskanii i potrzebował noclegu. To się wprosił do mnie i jeszcze naciągnął na kolację. Żadnego prezentu też oczywiście nie dostaliśmy.
Nie rozmawiałam z nim przez prawie rok, aż odezwał się w zeszłe lato, pisząc że syna zostawili u babci, a sami zrobili sobie wakacyjny wypad do Szwecji. Przysłał jakieś fotki i spytał, co warto zobaczyć w okolicy. Ponieważ akurat w tym momencie sami spędzaliśmy urlop dokładnie w tym samym miejscu (jakieś 50 km od nich), zaproponowaliśmy spotkanie. Odpowiedział, że nie ma potrzeby. Ok, nie to nie, urwałam kontakt. Jesienią próbował się wprosić na Oktoberfest, zignorowałam wiadomość. Jak to stwierdził mój tata - szkoda, że fajny chłopak wszedł w buty swoich rodziców, ale najwidoczniej z genami nie wygrasz.
Jakiś miesiąc temu Grzesiek odezwał się ponownie, że bardzo potrzebuje porozmawiać, poważna sprawa. Byłam akurat ze znajomymi na mieście, powiedziałam, że odezwę się wieczorem, spytałam tylko, o co chodzi. Życie mu się zawaliło, rozwodzą się. Byłam w szoku i zastanawiałam się, co się stało, bo właśnie stuknęła im 15 rocznica ślubu, a zawsze byli bardzo zgodnym małżeństwem. Podejrzewałam, że matce Grześka znowu odwaliło, a Kaśka miała w końcu dość i pogoniła całe towarzystwo.
Wieczorem okazało się, że się myliłam. Kuzyn bez skrępowania wyznał, że po tylu latach Kaśka mu się zwyczajnie opatrzyła, "no bo wiesz, ma już 47 lat, pięknością nigdy nie była (jakieś 3 klasy atrakcyjniejsza od niego, ale niech mu będzie), ciało w tym wieku, zwłaszcza po ciąży nie jest już tak jędrne, do tego ona wiecznie w pracy, a ja mam swoje potrzeby". Tak więc znudzony życiem pączka w maśle, uciął sobie romansik. Z dwudziestoparoletnią nauczycielką syna. I to nie żaden jednorazowy wyskok. Zaczęło się już jakieś 2 lata temu (czyli mniej więcej wtedy, kiedy zaczął się nieładnie zachowywać) i trwałoby w najlepsze, gdyby nie to, że wrócili z Kaśką z urlopu i podczas rozpakowywania zawibrował jego telefon. Kaśka odruchowo rzuciła okiem, zobaczyła sms od nauczycielki, zdziwiła się, czego ta może chcieć w wakacje, otworzyła wiadomość i sprawa się rypła.
I jemu, biednemu, zawaliło się życie. Kaśka się wściekła i kazała mu się wynosić z domu. Pytam, co w takim razie z domem, przecież jest wspólny. Otóż nie. Kiedy brali ślub, rodzice Grześka, przerażeni wizją, że "jakaś przybłęda" miałaby się w przyszłości dobrać do ich majątku ( w postaci komunalnego M3 i starej skody), wymusili całkowitą rozdzielność majątkową, na którą młodzi dla świętego spokoju przystali. Budowę domu Kaśka sfinansowała sama i jest jedyną właścicielką. Podobnie jak całego wyposażenia i dwóch samochodów. Grzesio musiał wyprowadzić się z walizką ciuchów do mamy na kanapę. Tak że chytra rodzinka zrobiła na tej intercyzie interes życia. Kiedy Grzesiek stracił dostęp do pensji Kaśki i skończyło się zabieranie małolaty na kolacyjki i do hoteli, tej przeszły uczucia i płomienny romans się zakończył.
Czy Grzesiek wyciągnął jakieś refleksje z całej sytuacji? A skądże! W sumie to ma do mnie sprawę. Ponieważ ma 3 tygodnie niewykorzystanego urlopu, pomyślał sobie, że przyjedzie na ten urlop do mnie i pozwiedza sobie Bawarię. Tylko musiałabym kupić mu bilet, bo on ma trudną sytuację finansową i na miejscu dać mu do dyspozycji mój samochód. A, i koniecznie poznać go z jakąś fajną koleżanką, najlepiej Niemką, bo są ustawione, haha, bo on musi sobie znaleźć żonę nr 2. Taaa, kupić mu bilet, wziąć go na 3 tygodnie na garnek, tankować mu auto i jeszcze żony poszukać, w dodatku kasiastej. Nie wiem, w jakich jednostkach mierzymy bezczelność, ale chyba właśnie wywaliło poza skalę. Wymigałam się nową pracą, a potem przestałam reagować na kolejne wiadomości.
W międzyczasie mój tata rozmawiał ze swoim rodzeństwem, żeby wysondować, czy sytuacja jest znana i jakie są nastroje. Okazuje się, że cała rodzina dobrze wiedziała o romansie od samego jego początku, mocno Grzesiowi kibicowali, kiedy Kaśka była w pracy, zapraszali go razem z kochanką na obiadki i nie rozumieją, o co Kaśka zrobiła cała aferę. Facet miał swoje potrzeby, jak to facet, a ona zamiast przymknąć oko, to rodzinę rozwaliła. Ale dobrze jej tak, została sama, zobaczy jak to jest mieć na swojej głowie cały dom i dziecko, nie poradzi sobie i na pewno się opamięta. A poza tym jakaś taka brzydka była, nic dziwnego, ze Grzesio poszukał ładniejszej.
Tata stwierdził, że w tym roku odpuści sobie wyjazd na Wszystkich Świętych w rodzinne strony, bo średnio widzi siadanie przy stole z tymi ludźmi. A kuzyn nadal usilnie się wprasza i pyta o wolne koleżanki, bo czuje się samotny. Jakieś chętne? ;)
Kilkanaście lat temu Grzesiek poznał Kaśkę - całkiem ładną, mądrą, zaradną i sympatyczną lekarkę, w trakcie obiecującej specjalizacji. Dziewczynę, jak to mówią, "spoza jego ligi" - on sam miał tylko maturę, pracował w budżetówce, zarabiał marnie, a urodę miał zdecydowanie radiową. Mimo to, ujął ją swoim dobrym sercem, opiekuńczością i wizją stworzenia ciepłego, kochającego domu. Kaśka, wychowana przez samotną matkę, zafascynowana była liczną i wspierającą się rodziną Grześka, nie wiedząc jednak, że to wsparcie obejmuje tylko „swoich”, a każdy "obcy" to wróg. I kiedy padła decyzja o ślubie, takim wrogiem stała się Kaśka.
Ciotka non stop wszem wobec wylewała żale, że kogo Grzesio sobie ściągnął na głowę, że taka brzydka, taka niezgrabna, że kto to widział jakiś zawodowe fanaberie, domem by się lepiej zajęła, że nie dość że ukradła jej kochanego syneczka, to go jeszcze na śmierć chce zagłodzić (Grzesiek był otyły i miał cukrzycę, Kaśka zaczęła dbać o jego dietę). Gdy po ślubie para odłożyła decyzję o dzieciach, by Kaśka mogła ukończyć specjalizację, ciotka narzekała, że wredna synowa karierowiczka nie chce dać jej wnuka, a ona o niczym innym nie marzy. Kiedy wnuk się urodził i Kaśka była na urlopie macierzyńskim, ciotka narzekała, że pasożyt w domu by tylko siedział, zamiast do roboty się wziąć.
Kiedy macierzyński się kończył, ciotka wylewała łzy, że wredna synowa, wyrodna matka, na pewno upchnie biedne dzieciątko na poniewierkę w jakimś żłobku, jednocześnie odgrażając się, żeby sobie nie wyobrażali, że ona będzie się tym "bachorem" zajmować - zrobili go sobie, to niech się sami martwią, co dalej, na nią niech nie liczą. Kiedy Grzesiek poszedł na urlop wychowawczy, co miało sens przy ich różnicy zarobków, jego rodzice oznajmili mu, że przestał być mężczyzną, zawiódł ich jako syn, po czym spisali testament, w którym go za karę pominęli. Kiedy okazyjnie była potrzebna pomoc w opiece nad dzieckiem, w jakichś podbramkowych sytuacjach, ciotka z wujkiem wylewnie tę pomoc deklarowali, tylko po to by w ostatniej chwili wystawić kuzyna z żoną do wiatru.
W międzyczasie młodzi wybudowali dom. Podczas budowy padały pretensje, że Kaśka po pracy "po hurtowniach jeździ" i za "budowlańcami się ugania", zamiast zająć się się domem, mężem i dzieckiem. Na pytanie mojego taty, dlaczego budową w ogóle zajmuje się Kaśka, a nie Grzesiek, ciotka z wujkiem nie byli w stanie odpowiedzieć.
Apogeum konfliktu nastąpiło w okolicach 2018-19. Dziecko przy każdej wizycie u dziadków było buntowane przeciwko matce, a wyzwiska pod adresem Kaśki weszły na nowy level. Tym razem oprócz przybłędy, pokraki, pasożyta, złej żony i złej matki, stała się również "puszczalska ku*wą", ze względu na konieczność nocnych dyżurów w szpitalu. "Bo wiadomo co one tam po nocach robią, porządne kobiety noce spędzają w domu, a nie szlajają się nie wiadomo gdzie. Zresztą wnuk też jakiś mało do Grzesia podobny, ciekawe, czyj on tak naprawdę jest".
Tutaj ciotencja zdała się nie pamiętać, że sama przepracowała 30 lat jako operator szlabanu na przejeździe kolejowym, świątek piątek niedziela, łącznie z nocami. Mój tata ostrzegał ją, że mocno przegina i jeżeli nie przestanie, Kaśka w końcu nie wytrzyma i to się wszystko źle skończy. Jak grochem o ścianę. W odpowiedzi usłyszał, że ponieważ ja się rozwiodłam, jesteśmy patologią, a patologia nie będzie pouczać porządnych ludzi. Tyle dobrego, że Grzesiek cały czas twardo trzymał stronę Kaśki (mimo że sytuacja nie była dla niego łatwa psychicznie) i przez te wszystkie lata byli dnia mnie wzorem pary, która mimo różnic i braku przychylności rodziny wiernie trwa u swojego boku, razem stawiając czoła przeciwnościom.
W 2020 niespodziewanie zmarł ojciec Grześka, i to jak na ironię, w ramionach pogardzanej synowej, która w czasie zakazu odwiedzin w szpitalach, będąc lekarzem, jako jedyna miała z nim osobisty kontakt. W tym samym czasie mama Kaśki podjęła decyzję o przeprowadzce do tej samej miejscowości, w której mieszka rodzina, żeby być bliżej córki i wnuka, z którym bardzo chętnie spędzała czas i przy którym chętnie pomagała. Tak więc mąż umarł, wnuk wolał spędzać czas u "fajniejszej" babci, ciotce samotność zajrzała w tyłek i nagle synowa przestała jej śmierdzieć. Nagle wszystko było dobrze, Kaśka awansowała na "kochana córeczkę" i relacje się poprawiły.
W małżeństwie kuzyna wszystko fajnie się układało, natomiast jakieś dwa lata temu nastąpiła zmiana w jego zachowaniu. Zaczęłam odnosić wrażenie, że o ile do tej pory mieliśmy ze sobą regularny kontakt, to teraz odzywa się do mnie wyłącznie wtedy, kiedy ma jakiś interes. Latem 2022 byli zaproszeni na nasz ślub. Kuzyn zaproszenie całkiem zignorował, nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Odezwał się miesiąc później, mówiąc, że ponieważ nie było go na weselu, chciałby nadrobić zaległości i wręczyć nam prezent, w związku z czym chciałby wybrać się do nas na weekend. Tylko on i syn, bo Kaśka pracuje.
Przyjechali w piątek wieczorem, zabraliśmy ich na kolację, a następnego dnia mieliśmy zaplanowaną wycieczkę. Przy płaceniu kuzyn spytał, czy dzisiaj my moglibyśmy pokryć rachunek, on jutro zapłaci za wszystkich. No nie ma sprawy. Następnego dnia po śniadaniu zobaczyliśmy jednak, że Grzesiek pakuje bagaże do samochodu. Co się okazało? Nie przyjechali na żaden weekend, tylko są w drodze do Toskanii i potrzebował noclegu. To się wprosił do mnie i jeszcze naciągnął na kolację. Żadnego prezentu też oczywiście nie dostaliśmy.
Nie rozmawiałam z nim przez prawie rok, aż odezwał się w zeszłe lato, pisząc że syna zostawili u babci, a sami zrobili sobie wakacyjny wypad do Szwecji. Przysłał jakieś fotki i spytał, co warto zobaczyć w okolicy. Ponieważ akurat w tym momencie sami spędzaliśmy urlop dokładnie w tym samym miejscu (jakieś 50 km od nich), zaproponowaliśmy spotkanie. Odpowiedział, że nie ma potrzeby. Ok, nie to nie, urwałam kontakt. Jesienią próbował się wprosić na Oktoberfest, zignorowałam wiadomość. Jak to stwierdził mój tata - szkoda, że fajny chłopak wszedł w buty swoich rodziców, ale najwidoczniej z genami nie wygrasz.
Jakiś miesiąc temu Grzesiek odezwał się ponownie, że bardzo potrzebuje porozmawiać, poważna sprawa. Byłam akurat ze znajomymi na mieście, powiedziałam, że odezwę się wieczorem, spytałam tylko, o co chodzi. Życie mu się zawaliło, rozwodzą się. Byłam w szoku i zastanawiałam się, co się stało, bo właśnie stuknęła im 15 rocznica ślubu, a zawsze byli bardzo zgodnym małżeństwem. Podejrzewałam, że matce Grześka znowu odwaliło, a Kaśka miała w końcu dość i pogoniła całe towarzystwo.
Wieczorem okazało się, że się myliłam. Kuzyn bez skrępowania wyznał, że po tylu latach Kaśka mu się zwyczajnie opatrzyła, "no bo wiesz, ma już 47 lat, pięknością nigdy nie była (jakieś 3 klasy atrakcyjniejsza od niego, ale niech mu będzie), ciało w tym wieku, zwłaszcza po ciąży nie jest już tak jędrne, do tego ona wiecznie w pracy, a ja mam swoje potrzeby". Tak więc znudzony życiem pączka w maśle, uciął sobie romansik. Z dwudziestoparoletnią nauczycielką syna. I to nie żaden jednorazowy wyskok. Zaczęło się już jakieś 2 lata temu (czyli mniej więcej wtedy, kiedy zaczął się nieładnie zachowywać) i trwałoby w najlepsze, gdyby nie to, że wrócili z Kaśką z urlopu i podczas rozpakowywania zawibrował jego telefon. Kaśka odruchowo rzuciła okiem, zobaczyła sms od nauczycielki, zdziwiła się, czego ta może chcieć w wakacje, otworzyła wiadomość i sprawa się rypła.
I jemu, biednemu, zawaliło się życie. Kaśka się wściekła i kazała mu się wynosić z domu. Pytam, co w takim razie z domem, przecież jest wspólny. Otóż nie. Kiedy brali ślub, rodzice Grześka, przerażeni wizją, że "jakaś przybłęda" miałaby się w przyszłości dobrać do ich majątku ( w postaci komunalnego M3 i starej skody), wymusili całkowitą rozdzielność majątkową, na którą młodzi dla świętego spokoju przystali. Budowę domu Kaśka sfinansowała sama i jest jedyną właścicielką. Podobnie jak całego wyposażenia i dwóch samochodów. Grzesio musiał wyprowadzić się z walizką ciuchów do mamy na kanapę. Tak że chytra rodzinka zrobiła na tej intercyzie interes życia. Kiedy Grzesiek stracił dostęp do pensji Kaśki i skończyło się zabieranie małolaty na kolacyjki i do hoteli, tej przeszły uczucia i płomienny romans się zakończył.
Czy Grzesiek wyciągnął jakieś refleksje z całej sytuacji? A skądże! W sumie to ma do mnie sprawę. Ponieważ ma 3 tygodnie niewykorzystanego urlopu, pomyślał sobie, że przyjedzie na ten urlop do mnie i pozwiedza sobie Bawarię. Tylko musiałabym kupić mu bilet, bo on ma trudną sytuację finansową i na miejscu dać mu do dyspozycji mój samochód. A, i koniecznie poznać go z jakąś fajną koleżanką, najlepiej Niemką, bo są ustawione, haha, bo on musi sobie znaleźć żonę nr 2. Taaa, kupić mu bilet, wziąć go na 3 tygodnie na garnek, tankować mu auto i jeszcze żony poszukać, w dodatku kasiastej. Nie wiem, w jakich jednostkach mierzymy bezczelność, ale chyba właśnie wywaliło poza skalę. Wymigałam się nową pracą, a potem przestałam reagować na kolejne wiadomości.
W międzyczasie mój tata rozmawiał ze swoim rodzeństwem, żeby wysondować, czy sytuacja jest znana i jakie są nastroje. Okazuje się, że cała rodzina dobrze wiedziała o romansie od samego jego początku, mocno Grzesiowi kibicowali, kiedy Kaśka była w pracy, zapraszali go razem z kochanką na obiadki i nie rozumieją, o co Kaśka zrobiła cała aferę. Facet miał swoje potrzeby, jak to facet, a ona zamiast przymknąć oko, to rodzinę rozwaliła. Ale dobrze jej tak, została sama, zobaczy jak to jest mieć na swojej głowie cały dom i dziecko, nie poradzi sobie i na pewno się opamięta. A poza tym jakaś taka brzydka była, nic dziwnego, ze Grzesio poszukał ładniejszej.
Tata stwierdził, że w tym roku odpuści sobie wyjazd na Wszystkich Świętych w rodzinne strony, bo średnio widzi siadanie przy stole z tymi ludźmi. A kuzyn nadal usilnie się wprasza i pyta o wolne koleżanki, bo czuje się samotny. Jakieś chętne? ;)
Rodzinka
Ocena:
206
(222)
Komentarze