poczekalnia
Skomentuj
(24)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
El Adrenalinka
Przestrzegam, to historia dla ludzi o stalowych nerwach, a nie dla tych, których empatia wypada w testach ponadprzeciętnie.
Brat mojego znajomego, Rafał, był osobą, której nie sposób było przeoczyć. W naszym miasteczku, liczącym ledwie osiem tysięcy mieszkańców, znał go każdy. Już w czwartej klasie szkoły podstawowej dołączył do OSP i od razu wyróżnił się zapałem, odwagą i entuzjazmem, które go cechowały. Rafał był człowiekiem orkiestrą, wszędzie go było pełno. Nie zdążył założyć rodziny, ale mając 26 lat, wciąż miał czas na kolekcjonowanie doświadczeń.
Niedaleko naszego miasta znajdował się ośrodek dla dzieci z trudnych domów – „pensjonat”, jak zwykliśmy go nazywać. Choć oficjalnie był to rodzinny dom dziecka, nie poprawczak, dzieciaki z tego miejsca trzymały się raczej na uboczu, tworząc zamkniętą grupę. Znałem to miejsce dobrze, spędziłem tam rok jako wolontariusz, próbując pomóc dzieciom, które przeżywały rozłąkę z rodzicami, pomimo że niektóre z nich doświadczały od nich przemocy czy zaniedbania. Serce pękało, gdy widziałem ich ból. Tylko dzięki ciężkiej pracy terapeutów udawało się utrzymać te dzieci w ryzach. Rafał również poświęcał się, by angażować i wspierać dzieci z „pensjonatu”.
Pewnego dnia, tuż przed zakończeniem roku szkolnego, Rafał wziął udział w wyjeździe do Cetniewa, na Mistrzostwa Polski Rodzinnych Domów Dziecka. To była coroczna, wyczekiwana przez dzieci impreza. Podczas zawodów jeden z naszych podopiecznych, siedmioletni chłopiec, został przypadkowo trafiony piłką prosto w klatkę piersiową. Lekarz stwierdził, że nic poważnego mu nie dolega, więc po kilku godzinach ze spokojem wrócili w drogę powrotną.
Gdy byli już zaledwie 50 kilometrów od domu, chłopiec nagle stracił przytomność. Autobus zatrzymał się na poboczu ekspresówki. Rafał, nie tracąc zimnej krwi, wziął dziecko na ręce, wyniósł na tył auta i zaczął resuscytację. Scena jak z horroru – mały chłopiec gasnący na oczach kolegów i wychowawców, a Rafał walczył na jezdni o jego życie z heroiczną determinacją.
Wtedy, w niespełna dziesięć minut później, z pełną prędkością nadjechał biały sportowy mercedes. Uderzył z ogromnym impetem, prosto w Rafała. W ostatniej chwili Rafał zdołał odepchnąć dziecko, sam zostając zmiażdżonym na miejscu. Mercedes, prowadzony przez znaną prezenterkę telewizyjną, roztrzaskał się o tył autobusu, ciężko raniąc sześć osób. Ona wyszła z tego bez szwanku, ubrana we włoską, wspaniałą kreację, spieszyła się na konferencję FRIK MMA, tak ukochaną wówczas przez miliony Polaków.
To była masakra – krew, ranni, a kierująca pojazdem gwiazda wyszła bez uszczerbku. Potem była główną bohaterką tabloidów przez ponad pół roku. „Dramat królowej rozrywki”, "firmy zrywają kontrakty - czy to koniec wielkiej kariery?" „Czy spędzi święta w areszcie?” – brzmiały nagłówki. Ale o ofiarach, ich cierpieniu, o Rafale, który zginął jak bohater, nikt nie wspominał tak ochoczo. Chłopiec, którego ratował, również nie przeżył. Okazało się, że uderzenie piłką wznowiło uraz płuc z dzieciństwa, kiedy to jego ojczym pobił go, gdy miał zaledwie trzy miesiące. Od tamtej pory mieszkał w „pensjonacie”.
Czas leci, minęło pięć lat i mogę spojrzeć na to wszystko z dystansu. Gwiazda, która ostatecznie spędziła w areszcie zaledwie 48 godzin, wyszła z tego bez większego szwanku. Jej obrońca, znany jako adwokat celebrytów, znalazł precedens prawny, który pozwolił jej uniknąć odpowiedzialności. W końcu była trzeźwa, a to, że przez moment zapatrzyła się na ekran telefonu, było uznane za ludzki błąd. (Dalekowschodnie narzędzie ogłupiania społeczeństw złapało również ją w swoje macki...)
Nie mogę jednak powstrzymać frustracji, widząc, jak ta sama gwiazda wydaje książkę pod tytułem „Adrenalina – opowieść o życiowych lekcjach i trudnej walce o powrót na szczyt.”. Recenzenci rozpływają się nad głębią jej przemyśleń, nad jej „heroiczną” walką z depresją i nad konsekwencjami, które, jak sugerują, byłyby trudne do udźwignięcia dla przeciętnego Kowalskiego. Po premierze książki, gwiazda stała się inspiracją dla tysięcy matek, które codziennie zmagają się z niesprawiedliwością losu. Przypomina się przy tym, że w czasie tej „trudnej walki” wychowywała swojego wspaniałego synka, Dżefersona. Nikt jednak nie pyta o Rafała, dało się słyszeć opinie "co ten szaleniec robił z dzieckiem na środku drogi".
Książka „Adrenalina…” sprzedała się w ponad 120 tysiącach egzemplarzy w Polsce, a po przetłumaczeniu na arabski zdobyła kolejne 65 tysięcy nabywców w Dubaju. Wydał ją tam pewien przedsiębiorca dotkliwie i brutalnie potraktowany przez polski wymiar sprawiedliwości, by zwrócić uwagę światowej opinii publicznej na łamanie praw człowieka w Polsce. Gwiazda nie dała się złamać, a po niespełna pięciu latach, jeden z głównych nadawców telewizyjnych przyznał jej własne show.
mam pisać dalej czy rozumiecie?
Przestrzegam, to historia dla ludzi o stalowych nerwach, a nie dla tych, których empatia wypada w testach ponadprzeciętnie.
Brat mojego znajomego, Rafał, był osobą, której nie sposób było przeoczyć. W naszym miasteczku, liczącym ledwie osiem tysięcy mieszkańców, znał go każdy. Już w czwartej klasie szkoły podstawowej dołączył do OSP i od razu wyróżnił się zapałem, odwagą i entuzjazmem, które go cechowały. Rafał był człowiekiem orkiestrą, wszędzie go było pełno. Nie zdążył założyć rodziny, ale mając 26 lat, wciąż miał czas na kolekcjonowanie doświadczeń.
Niedaleko naszego miasta znajdował się ośrodek dla dzieci z trudnych domów – „pensjonat”, jak zwykliśmy go nazywać. Choć oficjalnie był to rodzinny dom dziecka, nie poprawczak, dzieciaki z tego miejsca trzymały się raczej na uboczu, tworząc zamkniętą grupę. Znałem to miejsce dobrze, spędziłem tam rok jako wolontariusz, próbując pomóc dzieciom, które przeżywały rozłąkę z rodzicami, pomimo że niektóre z nich doświadczały od nich przemocy czy zaniedbania. Serce pękało, gdy widziałem ich ból. Tylko dzięki ciężkiej pracy terapeutów udawało się utrzymać te dzieci w ryzach. Rafał również poświęcał się, by angażować i wspierać dzieci z „pensjonatu”.
Pewnego dnia, tuż przed zakończeniem roku szkolnego, Rafał wziął udział w wyjeździe do Cetniewa, na Mistrzostwa Polski Rodzinnych Domów Dziecka. To była coroczna, wyczekiwana przez dzieci impreza. Podczas zawodów jeden z naszych podopiecznych, siedmioletni chłopiec, został przypadkowo trafiony piłką prosto w klatkę piersiową. Lekarz stwierdził, że nic poważnego mu nie dolega, więc po kilku godzinach ze spokojem wrócili w drogę powrotną.
Gdy byli już zaledwie 50 kilometrów od domu, chłopiec nagle stracił przytomność. Autobus zatrzymał się na poboczu ekspresówki. Rafał, nie tracąc zimnej krwi, wziął dziecko na ręce, wyniósł na tył auta i zaczął resuscytację. Scena jak z horroru – mały chłopiec gasnący na oczach kolegów i wychowawców, a Rafał walczył na jezdni o jego życie z heroiczną determinacją.
Wtedy, w niespełna dziesięć minut później, z pełną prędkością nadjechał biały sportowy mercedes. Uderzył z ogromnym impetem, prosto w Rafała. W ostatniej chwili Rafał zdołał odepchnąć dziecko, sam zostając zmiażdżonym na miejscu. Mercedes, prowadzony przez znaną prezenterkę telewizyjną, roztrzaskał się o tył autobusu, ciężko raniąc sześć osób. Ona wyszła z tego bez szwanku, ubrana we włoską, wspaniałą kreację, spieszyła się na konferencję FRIK MMA, tak ukochaną wówczas przez miliony Polaków.
To była masakra – krew, ranni, a kierująca pojazdem gwiazda wyszła bez uszczerbku. Potem była główną bohaterką tabloidów przez ponad pół roku. „Dramat królowej rozrywki”, "firmy zrywają kontrakty - czy to koniec wielkiej kariery?" „Czy spędzi święta w areszcie?” – brzmiały nagłówki. Ale o ofiarach, ich cierpieniu, o Rafale, który zginął jak bohater, nikt nie wspominał tak ochoczo. Chłopiec, którego ratował, również nie przeżył. Okazało się, że uderzenie piłką wznowiło uraz płuc z dzieciństwa, kiedy to jego ojczym pobił go, gdy miał zaledwie trzy miesiące. Od tamtej pory mieszkał w „pensjonacie”.
Czas leci, minęło pięć lat i mogę spojrzeć na to wszystko z dystansu. Gwiazda, która ostatecznie spędziła w areszcie zaledwie 48 godzin, wyszła z tego bez większego szwanku. Jej obrońca, znany jako adwokat celebrytów, znalazł precedens prawny, który pozwolił jej uniknąć odpowiedzialności. W końcu była trzeźwa, a to, że przez moment zapatrzyła się na ekran telefonu, było uznane za ludzki błąd. (Dalekowschodnie narzędzie ogłupiania społeczeństw złapało również ją w swoje macki...)
Nie mogę jednak powstrzymać frustracji, widząc, jak ta sama gwiazda wydaje książkę pod tytułem „Adrenalina – opowieść o życiowych lekcjach i trudnej walce o powrót na szczyt.”. Recenzenci rozpływają się nad głębią jej przemyśleń, nad jej „heroiczną” walką z depresją i nad konsekwencjami, które, jak sugerują, byłyby trudne do udźwignięcia dla przeciętnego Kowalskiego. Po premierze książki, gwiazda stała się inspiracją dla tysięcy matek, które codziennie zmagają się z niesprawiedliwością losu. Przypomina się przy tym, że w czasie tej „trudnej walki” wychowywała swojego wspaniałego synka, Dżefersona. Nikt jednak nie pyta o Rafała, dało się słyszeć opinie "co ten szaleniec robił z dzieckiem na środku drogi".
Książka „Adrenalina…” sprzedała się w ponad 120 tysiącach egzemplarzy w Polsce, a po przetłumaczeniu na arabski zdobyła kolejne 65 tysięcy nabywców w Dubaju. Wydał ją tam pewien przedsiębiorca dotkliwie i brutalnie potraktowany przez polski wymiar sprawiedliwości, by zwrócić uwagę światowej opinii publicznej na łamanie praw człowieka w Polsce. Gwiazda nie dała się złamać, a po niespełna pięciu latach, jeden z głównych nadawców telewizyjnych przyznał jej własne show.
mam pisać dalej czy rozumiecie?
celebryci
Ocena:
48
(112)
Komentarze