poczekalnia
Skomentuj
(16)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Mieszkanie w centrum miasta to marzenie wielu osób. Dla mnie i mojej dziewczyny również było to wielkie wydarzenie – wynajęliśmy piękne, nowoczesne mieszkanie na jednym z nowych osiedli. Wszystko wydawało się idealne, dopóki nie poznaliśmy naszej sąsiadki z dołu – pani Barbary.
Już od pierwszego dnia zamieszkania zaczęły się problemy. Ledwo rozpakowaliśmy kartony, a do drzwi zapukała starsza pani z miną, która zwiastowała kłopoty. Bez żadnego „dzień dobry” czy pytania, zaczęła od oskarżeń: „Wy młodzi myślicie, że możecie tu robić, co wam się podoba! To jest ciche osiedle, nie życzę sobie hałasu!”
Było południe. Dosłownie nic się jeszcze nie działo, poza rozpakowywaniem rzeczy. Przeprosiliśmy, choć nie było za co, i obiecaliśmy, że postaramy się być cicho. Myśleliśmy, że to załatwi sprawę. Niestety, to był dopiero początek piekła.
Każdy dźwięk, nawet najcichszy, stawał się dla pani Barbary pretekstem do interwencji. Przesuwanie krzesła? Pukanie do drzwi. Śmiech podczas wieczornego oglądania filmu? Telefon do administracji. Kiedy raz przyjaciele przyszli do nas na kolację, ledwo zdążyliśmy zjeść przystawkę, a już mieliśmy policję na progu. Pani Barbara zgłosiła „imprezę zakłócającą porządek”. Policjanci byli bardziej zmieszani niż my, ale niestety, musieliśmy przerwać spotkanie.
Kulminacją była sytuacja, która wydarzyła się pewnego ranka. Wracałem z siłowni i zobaczyłem, jak pani Barbara rozmawia z naszym właścicielem mieszkania. Nie zwracając na mnie uwagi, opowiadała mu, że "młodzi ludzie" z mieszkania nad nią urządzają "nocne orgie", przyjmują narkotyki i sprowadzają „podejrzane typy”. Stałem osłupiały, słysząc te absurdalne oskarżenia.
Właściciel patrzył na mnie niepewnie, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, pani Barbara dodała, że widziała mnie kilka razy „jak przemycam coś w torbie” – prawdopodobnie „narkotyki”.
Moją „torbą” była torba z laptopem, a „przemycanie” to codzienna droga do pracy. Jednakże to, co było najgorsze, to fakt, że właściciel – człowiek miły i do tej pory rozsądny – zaczął brać jej słowa na poważnie. Zaczął mi insynuować, że "woli być ostrożny" i że "może lepiej, żebyśmy poszukali innego mieszkania, bo nie chce problemów z sąsiadami".
W efekcie, mimo braku jakichkolwiek dowodów na te absurdalne oskarżenia, musieliśmy wyprowadzić się po kilku miesiącach mieszkania w miejscu, które miało być naszym azylem. Dla własnego spokoju, nie chcieliśmy już walczyć z tą piekielną sąsiadką. Najbardziej bolesne było to, że jeden toksyczny człowiek potrafił tak skutecznie uprzykrzyć nam życie.
Morał? Nigdy nie wiesz, kiedy los postawi cię obok piekielnej osoby. I że czasem wyprowadzka jest jedynym sposobem na odzyskanie spokoju
Już od pierwszego dnia zamieszkania zaczęły się problemy. Ledwo rozpakowaliśmy kartony, a do drzwi zapukała starsza pani z miną, która zwiastowała kłopoty. Bez żadnego „dzień dobry” czy pytania, zaczęła od oskarżeń: „Wy młodzi myślicie, że możecie tu robić, co wam się podoba! To jest ciche osiedle, nie życzę sobie hałasu!”
Było południe. Dosłownie nic się jeszcze nie działo, poza rozpakowywaniem rzeczy. Przeprosiliśmy, choć nie było za co, i obiecaliśmy, że postaramy się być cicho. Myśleliśmy, że to załatwi sprawę. Niestety, to był dopiero początek piekła.
Każdy dźwięk, nawet najcichszy, stawał się dla pani Barbary pretekstem do interwencji. Przesuwanie krzesła? Pukanie do drzwi. Śmiech podczas wieczornego oglądania filmu? Telefon do administracji. Kiedy raz przyjaciele przyszli do nas na kolację, ledwo zdążyliśmy zjeść przystawkę, a już mieliśmy policję na progu. Pani Barbara zgłosiła „imprezę zakłócającą porządek”. Policjanci byli bardziej zmieszani niż my, ale niestety, musieliśmy przerwać spotkanie.
Kulminacją była sytuacja, która wydarzyła się pewnego ranka. Wracałem z siłowni i zobaczyłem, jak pani Barbara rozmawia z naszym właścicielem mieszkania. Nie zwracając na mnie uwagi, opowiadała mu, że "młodzi ludzie" z mieszkania nad nią urządzają "nocne orgie", przyjmują narkotyki i sprowadzają „podejrzane typy”. Stałem osłupiały, słysząc te absurdalne oskarżenia.
Właściciel patrzył na mnie niepewnie, ale zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, pani Barbara dodała, że widziała mnie kilka razy „jak przemycam coś w torbie” – prawdopodobnie „narkotyki”.
Moją „torbą” była torba z laptopem, a „przemycanie” to codzienna droga do pracy. Jednakże to, co było najgorsze, to fakt, że właściciel – człowiek miły i do tej pory rozsądny – zaczął brać jej słowa na poważnie. Zaczął mi insynuować, że "woli być ostrożny" i że "może lepiej, żebyśmy poszukali innego mieszkania, bo nie chce problemów z sąsiadami".
W efekcie, mimo braku jakichkolwiek dowodów na te absurdalne oskarżenia, musieliśmy wyprowadzić się po kilku miesiącach mieszkania w miejscu, które miało być naszym azylem. Dla własnego spokoju, nie chcieliśmy już walczyć z tą piekielną sąsiadką. Najbardziej bolesne było to, że jeden toksyczny człowiek potrafił tak skutecznie uprzykrzyć nam życie.
Morał? Nigdy nie wiesz, kiedy los postawi cię obok piekielnej osoby. I że czasem wyprowadzka jest jedynym sposobem na odzyskanie spokoju
Tą historię wymyślił ChatGPT
Ocena:
47
(97)
Komentarze