Są historie o wiejskich samosądach. Co powiecie, na sądowy samosąd?
Czasy dawno temu, około 2002 rok. W pewnej niewielkiej miejscowości zaginęła kobieta - Żona, matka, ale jeszcze nie babka. Nie było żadnych śladów, by sama uciekła - ot, z dnia na dzień, nie zabrała żadnych rzeczy, nikomu nie mówiła, co chce zrobić. Ruszyły poszukiwania, z których wykluczono męża - miejscowi uznali, że kobitę zabił, ciało ukrył i mógłby mataczyć przy poszukiwaniach.
Przeczesanie okolicznego lasu nic nie dało. Rodzina kobiety zgłosiła się do "ktokolwiek widział..." - bez rezultatu. Zatrudnili nawet jasnowidza - ten zaś stwierdził, że kobieta rzeczywiście nie żyje, jest w Takim Lesie, ale dokładnej lokalizacji nie zna.
Przeczesywanie Takiego Lasu znów nic nie dało. Przeszukano również okoliczne łąki czy bagna.
W międzyczasie zaczęły działać służby - prokuratura, sąd i tak dalej. Na podstawie doniesień medialnych (bo mąż dementował plotki o zabójstwie z jego udziałem) orzeknięto, że mąż jednak jest winny, jak bardzo - zależy od ran na ciele żony, jak już ją znajdą, a że dzieci jeszcze niepełnoletnie - do rodzin zastępczych.
Po kilku miesiącach żonę znaleziono. Około 80 kilometrów od Takiego Lasu. Żywą, całą i zdrową. Chciała rozpocząć nowe życie z innym facetem.
Ale co się zadziało, to się nie oddzieje, mąż przesiedział w areszcie kilka miesięcy za niewinność, odebranych dzieci już nie odzyskał, pracę przez nieobecność (i opinię żonobójcy) stracił.
A sąd sądzi...
Czasy dawno temu, około 2002 rok. W pewnej niewielkiej miejscowości zaginęła kobieta - Żona, matka, ale jeszcze nie babka. Nie było żadnych śladów, by sama uciekła - ot, z dnia na dzień, nie zabrała żadnych rzeczy, nikomu nie mówiła, co chce zrobić. Ruszyły poszukiwania, z których wykluczono męża - miejscowi uznali, że kobitę zabił, ciało ukrył i mógłby mataczyć przy poszukiwaniach.
Przeczesanie okolicznego lasu nic nie dało. Rodzina kobiety zgłosiła się do "ktokolwiek widział..." - bez rezultatu. Zatrudnili nawet jasnowidza - ten zaś stwierdził, że kobieta rzeczywiście nie żyje, jest w Takim Lesie, ale dokładnej lokalizacji nie zna.
Przeczesywanie Takiego Lasu znów nic nie dało. Przeszukano również okoliczne łąki czy bagna.
W międzyczasie zaczęły działać służby - prokuratura, sąd i tak dalej. Na podstawie doniesień medialnych (bo mąż dementował plotki o zabójstwie z jego udziałem) orzeknięto, że mąż jednak jest winny, jak bardzo - zależy od ran na ciele żony, jak już ją znajdą, a że dzieci jeszcze niepełnoletnie - do rodzin zastępczych.
Po kilku miesiącach żonę znaleziono. Około 80 kilometrów od Takiego Lasu. Żywą, całą i zdrową. Chciała rozpocząć nowe życie z innym facetem.
Ale co się zadziało, to się nie oddzieje, mąż przesiedział w areszcie kilka miesięcy za niewinność, odebranych dzieci już nie odzyskał, pracę przez nieobecność (i opinię żonobójcy) stracił.
A sąd sądzi...
Ocena:
132
(146)
Komentarze