Niedawna historia pewnego osiedla w Warszawie, gdzie ludzie wywiesili baner uderzający w pewnego skandynawskiego dewelopera o treści „Niedobrze się tu mieszka”, przypomina mi moje doświadczenia z deweloperami. Mój kolega mawia, że uczciwego dewelopera jest tak samo trudno znaleźć jak uczciwego polityka i muszę się z nim zgodzić.
Przechodząc do właściwej historii – od roku szukam z moją partnerką segmentu – postanowiliśmy zmienić małe mieszkanie na większy segment. Zwiedziliśmy z piętnaście inwestycji. Budowlańcem nie jestem, ale partactwo było często widoczne na każdym kroku – krzywe ściany, okna zamontowane do nieusuniętego karton-gipsu itp. Aż w końcu znaleźliśmy dobrze wyglądającą inwestycję w dobrej cenie (choć biorąc pod uwagę korektę na gorszą lokalizację, to cena była rynkowa). Ściany proste, tynki dobrze położone, na pierwszy rzut oka nie było się do czego przyczepić.
Deweloper to mała firma, określająca siebie jako najlepsza firma z okolicy – budująca fachowcami po Politechnice Warszawskiej. Deweloper przy tym narzekał na inne firmy, że psują rynek partactwem! Cena według nich jest niska, bo chcą szybko sprzedać – w okolicy dużo segmentów czekało na klientów od ok 2 lat. Chcieliśmy na początku sprawdzenia nieruchomości przez naszego znajomego inżyniera, ale Piekielny deweloper odmówił. Piekielny powiedział, że ma stu klientów na nasze miejsce i jak nie podpiszemy umowy rezerwacyjnej, to on nikogo na inwestycje nie wpuści.
Tutaj zapaliła nam się czerwona lampka, ale zaufaliśmy Piekielnemu – na pierwszy rzut oka nie było się do czego przyczepić, a zainteresowanie mogło być spore (segment z zewnątrz był ładny, cena dobra). Problemów z Piekielnym było dużo, ale aby skrócić długi wywód skupię się na wizycie naszego inżyniera. W trakcie oględzin okazało się, że jedyne co było dobrze wykonane, to tynki. Okna zainstalowane na piankę montażową – tz. zimny montaż. Nasz inżynier godzinę tłumaczył Piekielnemu, że tej technologii nie stosuje się od lat, bo pianka przemarza, co zwiększa znacznie koszty ogrzewania. Piekielny się oburzył, bo on tak buduje od lat. Inżynier wyjaśnił, że należy stosować taśmę omnia albo montaż wielowarstwowy. Poza tym połowa szyb była mocno porysowana.
Instalacja elektryczna była niepoopisywana, bo jak wyjaśnił Piekielny była robiona przez podwykonawcę na czarno, ale każdy elektryk sobie według niego poradzi. Inne niedoróbki to źle wykonane rynny, dach, problemy z instalacją kanalizacyjną i wiele innych. Wyszło 8 stron mniejszych bądź większych usterek.
Piekielny zapowiedział, że usterek nie usunie, rabatu nie udzieli, bo i tak kupimy nieruchomość, która według niego była okazją. Nasz inżynier wycenił wartość napraw na kilkanaście tysięcy zł, ale zastrzegł, że wielu rzeczy nie da się obecnie zweryfikować, a niektóre wykończenia noszą oznaki partactwa i należy się spodziewać większych kosztów. Piekielny po wizycie inżyniera chciał przy sprzedaży dodatkowo podpisać protokół, że pomimo usterek i braku możliwości sprawdzenia instalacji wszystko jest w porządku, bo jak to określi, nie chce już łożyć na inwestycję.
Ku wielkiemu zaskoczeniu Piekielnego, wycofaliśmy się z zakupu. Piekielny dzwoni cały czas i pyta, czy zmieniliśmy zdanie. No cóż, jak ktoś ma wydać ponad milion złotych, to chce czegoś bez większych usterek i chce mieć trochę zaufania do sprzedawcy, a my całkowicie je straciliśmy, czego Piekielny nie rozumie. Inwestycja, biorąc pod uwagę słabą lokalizację i ilość niedoróbek okazała się porażką a nie okazją, z której na szczęście nie skorzystaliśmy.
Obecnie zwiększyliśmy budżet i jesteśmy w stanie zapłacić 100 tys. zł więcej niż średnia na rynku, licząc na to, że kupimy solidnie wykonaną inwestycję, choć powoli tracimy nadzieję. Teraz rozmowę z deweloperami zaczynamy od zapowiedzi oględzin przez naszego inżyniera, co kończy się dużym oburzeniem deweloperów i odmową, ale dzięki temu oszczędzamy czas i pieniądze.
Po naszych doświadczeniach nie dziwi mnie, że deweloperów w Polsce zaczęto nazywać patodeweloperami. Marże deweloperów są rekordowe i według prasy dochodzą do 50%, choć biorąc pod uwagę optymalizacje finansową grup deweloperskich mogą one dochodzić do 70%. Czy przy takich marżach nie mamy prawa wymagać solidnego towaru? Czy nadzór budowlany w tym kraju w ogóle działa? Gdzie jest UOKIK? Czy bezsilność kupujących zawsze będzie się kończyła banerem „niedobrze się tu mieszka”?
Przechodząc do właściwej historii – od roku szukam z moją partnerką segmentu – postanowiliśmy zmienić małe mieszkanie na większy segment. Zwiedziliśmy z piętnaście inwestycji. Budowlańcem nie jestem, ale partactwo było często widoczne na każdym kroku – krzywe ściany, okna zamontowane do nieusuniętego karton-gipsu itp. Aż w końcu znaleźliśmy dobrze wyglądającą inwestycję w dobrej cenie (choć biorąc pod uwagę korektę na gorszą lokalizację, to cena była rynkowa). Ściany proste, tynki dobrze położone, na pierwszy rzut oka nie było się do czego przyczepić.
Deweloper to mała firma, określająca siebie jako najlepsza firma z okolicy – budująca fachowcami po Politechnice Warszawskiej. Deweloper przy tym narzekał na inne firmy, że psują rynek partactwem! Cena według nich jest niska, bo chcą szybko sprzedać – w okolicy dużo segmentów czekało na klientów od ok 2 lat. Chcieliśmy na początku sprawdzenia nieruchomości przez naszego znajomego inżyniera, ale Piekielny deweloper odmówił. Piekielny powiedział, że ma stu klientów na nasze miejsce i jak nie podpiszemy umowy rezerwacyjnej, to on nikogo na inwestycje nie wpuści.
Tutaj zapaliła nam się czerwona lampka, ale zaufaliśmy Piekielnemu – na pierwszy rzut oka nie było się do czego przyczepić, a zainteresowanie mogło być spore (segment z zewnątrz był ładny, cena dobra). Problemów z Piekielnym było dużo, ale aby skrócić długi wywód skupię się na wizycie naszego inżyniera. W trakcie oględzin okazało się, że jedyne co było dobrze wykonane, to tynki. Okna zainstalowane na piankę montażową – tz. zimny montaż. Nasz inżynier godzinę tłumaczył Piekielnemu, że tej technologii nie stosuje się od lat, bo pianka przemarza, co zwiększa znacznie koszty ogrzewania. Piekielny się oburzył, bo on tak buduje od lat. Inżynier wyjaśnił, że należy stosować taśmę omnia albo montaż wielowarstwowy. Poza tym połowa szyb była mocno porysowana.
Instalacja elektryczna była niepoopisywana, bo jak wyjaśnił Piekielny była robiona przez podwykonawcę na czarno, ale każdy elektryk sobie według niego poradzi. Inne niedoróbki to źle wykonane rynny, dach, problemy z instalacją kanalizacyjną i wiele innych. Wyszło 8 stron mniejszych bądź większych usterek.
Piekielny zapowiedział, że usterek nie usunie, rabatu nie udzieli, bo i tak kupimy nieruchomość, która według niego była okazją. Nasz inżynier wycenił wartość napraw na kilkanaście tysięcy zł, ale zastrzegł, że wielu rzeczy nie da się obecnie zweryfikować, a niektóre wykończenia noszą oznaki partactwa i należy się spodziewać większych kosztów. Piekielny po wizycie inżyniera chciał przy sprzedaży dodatkowo podpisać protokół, że pomimo usterek i braku możliwości sprawdzenia instalacji wszystko jest w porządku, bo jak to określi, nie chce już łożyć na inwestycję.
Ku wielkiemu zaskoczeniu Piekielnego, wycofaliśmy się z zakupu. Piekielny dzwoni cały czas i pyta, czy zmieniliśmy zdanie. No cóż, jak ktoś ma wydać ponad milion złotych, to chce czegoś bez większych usterek i chce mieć trochę zaufania do sprzedawcy, a my całkowicie je straciliśmy, czego Piekielny nie rozumie. Inwestycja, biorąc pod uwagę słabą lokalizację i ilość niedoróbek okazała się porażką a nie okazją, z której na szczęście nie skorzystaliśmy.
Obecnie zwiększyliśmy budżet i jesteśmy w stanie zapłacić 100 tys. zł więcej niż średnia na rynku, licząc na to, że kupimy solidnie wykonaną inwestycję, choć powoli tracimy nadzieję. Teraz rozmowę z deweloperami zaczynamy od zapowiedzi oględzin przez naszego inżyniera, co kończy się dużym oburzeniem deweloperów i odmową, ale dzięki temu oszczędzamy czas i pieniądze.
Po naszych doświadczeniach nie dziwi mnie, że deweloperów w Polsce zaczęto nazywać patodeweloperami. Marże deweloperów są rekordowe i według prasy dochodzą do 50%, choć biorąc pod uwagę optymalizacje finansową grup deweloperskich mogą one dochodzić do 70%. Czy przy takich marżach nie mamy prawa wymagać solidnego towaru? Czy nadzór budowlany w tym kraju w ogóle działa? Gdzie jest UOKIK? Czy bezsilność kupujących zawsze będzie się kończyła banerem „niedobrze się tu mieszka”?
rynek deweloperski
Ocena:
150
(160)
Komentarze