poczekalnia
Skomentuj
(9)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Miał być komentarz do mojej historii o dziecku, które dużo je na stołówce szkolnej i opiece społecznej #91592 , ale po przeczytaniu mojej publikacji, komentarzy internautów i kilu chwil zastanowienia, pomyślałam, że po prostu dodam jeszcze jedną opowiastkę z tejże stołówki, a przy okazji rozwieje wątpliwości…
Otóż jedna pani (internautka) twierdzi, że ta historia się nie wydarzyła, ponieważ na stołówkach nie ma dokładek…
Proszę Pani, otóż są! Nasi kucharze w szkole przygotowywali tyle porcji pierwszego dania (zupa, sałatka…), że ZAWSZE coś zostawało i KAŻDY uczeń, nauczyciel czy pracownik szkoły, który się tam stolował, mógł wziąć dokładkę. Tak samo z drugim daniem (ryba, mięso…), zawsze było kilka porcji plus i można było sobie dobrać (a i tak do kosza szły gary pełne dobroci).
Pan kucharz i panie kuchenne nie miały w ogóle nic do powiedzenia na ten temat (czyli ile je dziecko), gdyż wydawka jedzenia i dokładkami, i czy dzieciakom smakuje zajmują się pracownicy stołówki (wszyscy zatrudnieni to rodzice uczniów, no tak się złożyło, mała wieś, zatrudnienia jak na lekarstwo), i to jakiś rodzic ¨doniósł ¨na moją córka, że je dużo…
Sama pracowałam na tej stołówce, miałam pod sobą grupę około 10 dzieciaków w wieku 8-9 lat i były dzieciaki co zjadły sucha kromkę chleba i już nie dadzą rady nic wcisnąć i takie co zjadały porcje kolegów (mimo że mogły wziąć dokładkę bez problemu) i nigdy nic nie wzbudziło mojej podejrzliwości, że dziecko jest zaniedbywane, bo nie je na stołówce szkolnej. Dzieciaki przeza… biste, ciekawe świata, wesołe, rozgadane. Z charakterkiem albo takie cieple kluchy. Rozrabiaki i kujony. Chude, grube, każde inne. Jedne wcinały rosół, inne tylko obraną i pokrojoną pomarańcze. Jedne nie chciały pic wody, inne wypijały 4 szklanki jeszcze przed jedzeniem.
Po prostu kucharz i panie do pomocy za smacznie gotowali wg. mojej córki, i to chyba chodziło o to (o to, albo bardziej bliskie prawdy, że wtedy byliśmy nowi na wsi i trzeba się do czegoś przyczepić).
Jedno, czego odmówiłam, pracując na stołówce, było wciskanie jedzenia dzieciom. Widze, że młody już ma odruch wymiotny, że mieli, że dusi się, a jeszcze każą go ¨dokarmiać ¨! No ni ku… wa, nie ma szans!
Byłam dobra ciocia, co to przymyka oko na nie zjedzone danie, ale zawsze jakoś po cichaczu przemyci pokrojonego banana, coby dzieciak, cokolwiek zjadł.
Puenta mojej publikacji będzie to, że w grupie przedszkolaków (nie mojej), był chłopaczek, który jak przychodził na stołówkę, kładł głowę na stole i spal. Po zwróceniu uwagi pani, która zajmowała się ta grupa usłyszałam, że jego matka prowadzi bar, a że nie ma opieki do dziecka w tym czasie, młody siedzi z nią w barze do 1 czy drugiej w nocy. Normalka, że zasypia o 14.00 (w czasie posiłku), po prostu go budzą później i wysyłają do domu. Sprawa jest znana wszystkim służbom (szkola i opieka o tym wie), ale co maja zrobić? Przecież to jedyny bar w okolicy i trzeba dbać o tradycje! A że młody odsypia w dzień, no cóż, to tylko dziecko!
Otóż jedna pani (internautka) twierdzi, że ta historia się nie wydarzyła, ponieważ na stołówkach nie ma dokładek…
Proszę Pani, otóż są! Nasi kucharze w szkole przygotowywali tyle porcji pierwszego dania (zupa, sałatka…), że ZAWSZE coś zostawało i KAŻDY uczeń, nauczyciel czy pracownik szkoły, który się tam stolował, mógł wziąć dokładkę. Tak samo z drugim daniem (ryba, mięso…), zawsze było kilka porcji plus i można było sobie dobrać (a i tak do kosza szły gary pełne dobroci).
Pan kucharz i panie kuchenne nie miały w ogóle nic do powiedzenia na ten temat (czyli ile je dziecko), gdyż wydawka jedzenia i dokładkami, i czy dzieciakom smakuje zajmują się pracownicy stołówki (wszyscy zatrudnieni to rodzice uczniów, no tak się złożyło, mała wieś, zatrudnienia jak na lekarstwo), i to jakiś rodzic ¨doniósł ¨na moją córka, że je dużo…
Sama pracowałam na tej stołówce, miałam pod sobą grupę około 10 dzieciaków w wieku 8-9 lat i były dzieciaki co zjadły sucha kromkę chleba i już nie dadzą rady nic wcisnąć i takie co zjadały porcje kolegów (mimo że mogły wziąć dokładkę bez problemu) i nigdy nic nie wzbudziło mojej podejrzliwości, że dziecko jest zaniedbywane, bo nie je na stołówce szkolnej. Dzieciaki przeza… biste, ciekawe świata, wesołe, rozgadane. Z charakterkiem albo takie cieple kluchy. Rozrabiaki i kujony. Chude, grube, każde inne. Jedne wcinały rosół, inne tylko obraną i pokrojoną pomarańcze. Jedne nie chciały pic wody, inne wypijały 4 szklanki jeszcze przed jedzeniem.
Po prostu kucharz i panie do pomocy za smacznie gotowali wg. mojej córki, i to chyba chodziło o to (o to, albo bardziej bliskie prawdy, że wtedy byliśmy nowi na wsi i trzeba się do czegoś przyczepić).
Jedno, czego odmówiłam, pracując na stołówce, było wciskanie jedzenia dzieciom. Widze, że młody już ma odruch wymiotny, że mieli, że dusi się, a jeszcze każą go ¨dokarmiać ¨! No ni ku… wa, nie ma szans!
Byłam dobra ciocia, co to przymyka oko na nie zjedzone danie, ale zawsze jakoś po cichaczu przemyci pokrojonego banana, coby dzieciak, cokolwiek zjadł.
Puenta mojej publikacji będzie to, że w grupie przedszkolaków (nie mojej), był chłopaczek, który jak przychodził na stołówkę, kładł głowę na stole i spal. Po zwróceniu uwagi pani, która zajmowała się ta grupa usłyszałam, że jego matka prowadzi bar, a że nie ma opieki do dziecka w tym czasie, młody siedzi z nią w barze do 1 czy drugiej w nocy. Normalka, że zasypia o 14.00 (w czasie posiłku), po prostu go budzą później i wysyłają do domu. Sprawa jest znana wszystkim służbom (szkola i opieka o tym wie), ale co maja zrobić? Przecież to jedyny bar w okolicy i trzeba dbać o tradycje! A że młody odsypia w dzień, no cóż, to tylko dziecko!
Ocena:
48
(74)
Komentarze