Historia jeszcze z czasów pracy u Janusza. Jedno z czasopism, z którymi Janusz współpracował to magazyn o tematyce artystyczno-modowej, którego nazwa kojarzy się z kultową książką o berlińskich narkomanach. Jego współzałożycielem jest znany piosenkarz rockowy (supergwiazda formatu Stinga czy Jona Bon Jovi i mój idol z czasów podstawówki), który od kilkunastu lat zajmuje się również fotografią. W celu nadania mu światowego sznytu nazwijmy go Brajanusz.
Rok 2016. Jedna z marek modowych zamówiła kampanię, do której Brajanusz miał robić zdjęcia. Zainkasował za to sześciocyfrową kwotę (i to nie z jedynką z przodu). W ramach przygotowań, klient, Janusz i inny pracownik spotkali się z Brajanuszem, żeby omówić szczegóły. Polecieli w tym celu do Londynu, gdzie ten przyjął ich w swoim domu. Podczas kilkugodzinnego spotkania gościom nie zaproponowano nawet szklanki wody. W pewnym momencie nadeszła pora podwieczorku Brajanusza - gosposia przyniosła mu posiłek. Goście nie dostali nic, klient musiał siedzieć i patrzeć, jak Brajanusz je. Po wyjściu, zażenowany Janusz zaprosił klienta na kolację, płacąc z własnej kieszeni. Tu chcę zaznaczyć, Janusz dostawał prowizję od ogólnych kosztów kampanii, ale nie od honorarium Brajanusza.
W 2018 inna marka zamówiła podobna kampanię, za którą Brajanusz również otrzymał sześciocyfrowe honorarium. Szczegóły ponownie miały zostać omówione podczas spotkania w Londynie. Tym razem Janusz, pomny poprzedniego doświadczenia, chcąc uniknąć niezręcznej sytuacji, zaproponował spotkanie przy lunchu w jednej z londyńskich restauracji. Brajanusz początkowo się opierał, nalegając na spotkanie w swoim domu, ale ostatecznie zgodził się pod warunkiem, że Janusz lub klient zapłacą za jego lunch i taksówkę. Ponieważ to klient generował biznes i należało go zaprosić, Janusz znowu musiał sięgnąć do własnego portfela.
Pod koniec 2021 roku jedna z berlińskich galerii zaczęła przymierzać się do organizacji wystawy, na której jednym z głównych eksponatów miało być zdjęcie autorstwa Brajanusza. Za udostępnienie jednego ze swoich już istniejących zdjęć ten zażądał pięciocyfrowej kwoty, bliskiej górnych granic tej skali. Klient na to przystał, wszystkie szczegóły zostały uzgodnione, umowy podpisane. Jakieś pół roku później, tuż przed wystawą, kiedy nadszedł czas dostarczenia zdjęcia, Brajanusz zmienił zdanie. Po kilkumiesięcznym przemyśleniu tematu doszedł do wniosku, że za tę umówioną kwotę jednak mu się nie opyla udostępniać zdjęcia. Zażądał dwukrotnego zwiększenia honorarium, na co klient nie miał już budżetu. Brajanusz oznajmił, że w takim razie on się wycofuje. Galeria zdążyła już rozreklamować wystawę, między innymi w czasopiśmie, które współprowadził Brajanusz, poniosła koszty, które wydawnictwo najpewniej będzie musiało zrekompensować, być może będzie się sądzić o odszkodowanie. Brajanusz stwierdził, ze to problem naczelnego (i zarazem współzałożyciela czasopisma), on umywa rąsie i prosi, żeby mu więcej nie zawracać tym tematem (nomen omen) gitary.
Nie wiem, jak sprawa ostatecznie się zakończyła, bo w tym czasie wylądowałam w szpitalu ze złamanym nadgarstkiem i wypadłam z pracy na kilka tygodni. Kilka miesięcy później Janusz zakończył współpracę z czasopismem.
Rok 2016. Jedna z marek modowych zamówiła kampanię, do której Brajanusz miał robić zdjęcia. Zainkasował za to sześciocyfrową kwotę (i to nie z jedynką z przodu). W ramach przygotowań, klient, Janusz i inny pracownik spotkali się z Brajanuszem, żeby omówić szczegóły. Polecieli w tym celu do Londynu, gdzie ten przyjął ich w swoim domu. Podczas kilkugodzinnego spotkania gościom nie zaproponowano nawet szklanki wody. W pewnym momencie nadeszła pora podwieczorku Brajanusza - gosposia przyniosła mu posiłek. Goście nie dostali nic, klient musiał siedzieć i patrzeć, jak Brajanusz je. Po wyjściu, zażenowany Janusz zaprosił klienta na kolację, płacąc z własnej kieszeni. Tu chcę zaznaczyć, Janusz dostawał prowizję od ogólnych kosztów kampanii, ale nie od honorarium Brajanusza.
W 2018 inna marka zamówiła podobna kampanię, za którą Brajanusz również otrzymał sześciocyfrowe honorarium. Szczegóły ponownie miały zostać omówione podczas spotkania w Londynie. Tym razem Janusz, pomny poprzedniego doświadczenia, chcąc uniknąć niezręcznej sytuacji, zaproponował spotkanie przy lunchu w jednej z londyńskich restauracji. Brajanusz początkowo się opierał, nalegając na spotkanie w swoim domu, ale ostatecznie zgodził się pod warunkiem, że Janusz lub klient zapłacą za jego lunch i taksówkę. Ponieważ to klient generował biznes i należało go zaprosić, Janusz znowu musiał sięgnąć do własnego portfela.
Pod koniec 2021 roku jedna z berlińskich galerii zaczęła przymierzać się do organizacji wystawy, na której jednym z głównych eksponatów miało być zdjęcie autorstwa Brajanusza. Za udostępnienie jednego ze swoich już istniejących zdjęć ten zażądał pięciocyfrowej kwoty, bliskiej górnych granic tej skali. Klient na to przystał, wszystkie szczegóły zostały uzgodnione, umowy podpisane. Jakieś pół roku później, tuż przed wystawą, kiedy nadszedł czas dostarczenia zdjęcia, Brajanusz zmienił zdanie. Po kilkumiesięcznym przemyśleniu tematu doszedł do wniosku, że za tę umówioną kwotę jednak mu się nie opyla udostępniać zdjęcia. Zażądał dwukrotnego zwiększenia honorarium, na co klient nie miał już budżetu. Brajanusz oznajmił, że w takim razie on się wycofuje. Galeria zdążyła już rozreklamować wystawę, między innymi w czasopiśmie, które współprowadził Brajanusz, poniosła koszty, które wydawnictwo najpewniej będzie musiało zrekompensować, być może będzie się sądzić o odszkodowanie. Brajanusz stwierdził, ze to problem naczelnego (i zarazem współzałożyciela czasopisma), on umywa rąsie i prosi, żeby mu więcej nie zawracać tym tematem (nomen omen) gitary.
Nie wiem, jak sprawa ostatecznie się zakończyła, bo w tym czasie wylądowałam w szpitalu ze złamanym nadgarstkiem i wypadłam z pracy na kilka tygodni. Kilka miesięcy później Janusz zakończył współpracę z czasopismem.
Janusz i Brajanusz
Ocena:
115
(133)
Komentarze