Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91626

przez ~dinka ·
| Do ulubionych
O rozwodach będzie. A w zasadzie o jednym.

Mówi się, że czasem dopiero przy rozwodzie poznaje się prawdziwą twarz swojego małżonka i to jest chyba czasem prawda.
Para znajomych, powiedzmy Jacek i Agata, ostatnio się rozwiedli. Pierwotnie to Jacek był moim kolegą, jednak gdy poznałam Agatę bardzo się polubiliśmy. Jacek i Agata byli zgodną parą. Oboje pracowali na dość wysokich stanowiskach i dobrze zarabiali.

Para dorobiła się dwójki dzieci. O ile na początku wszystko było ok, tak mniej więcej gdy drugie dziecko miało roczek, dało się zauważyć coraz częstsze zgrzyty między nimi. Agata czasem trochę się żaliła, że Jacek coraz częściej przyjmuje postawę faceta, którego wychowywanie dzieci nie interesuje, zwalając wszystko na nią. Pokrywało się z tym, co mówił Jacek, bo czasem wspominał, że uważa, że to prędzej kobieta powinna się zajmować wychowywaniem dzieci i wszystkim co się z tym wiążę, bo on jest facetem i zajmuje się utrzymaniem rodziny. Mówił, że Agata przecież nie musi pracować, bo z jednej pensji też się utrzymają. W każdym razie dogadywali się coraz gorzej, aż Agata złożyła pozew o rozwód.

Jacek zaczął więc intensywnie tworzyć wśród znajomych narrację, że Agata jest zła, rozbija rodzinę, nie chce walczyć o związek i pewnie planowała to od dawna itd. Padła nawet propozycja terapii małżeńskiej, ale Agata powiedziała się po pierwszym spotkaniu zrezygnowała, bo Jacek uparcie trzymał się tego, że dziećmi ma zajmować się ona, a on i tak jej pomaga, bo zabiera je na plac zabaw w weekend, aby mogła w spokoju ugotować obiad (wtf).

Jacek nie zgodził się na dobrowolne alimenty, choć kwota, o którą wnioskowała Agata nie była wygórowana (1500zł na każde z dzieci - przy czym oboje zarabiają w pięciocyfrowo). Dlaczego? Bo stwierdził, że nie powinien płacić skoro to Agata zostaje we wspólnym domu, mimo, że musiała spłacić jego część.

Kiedy było jasne, że dobrowolnie Jacek nie zapłaci nic, Agata podwyższyła nieco roszczenia do 2000zł na dziecko, sądząc, że sąd zasądzi trochę mniej. Sąd jednak klepnął te w sumie 4000zł ku rozpaczy i rozgoryczeniu Jacka. Jacek więc zaproponował Agacie takie o to rozwiązanie - nie będzie jej dawał gotówki, tylko ona ma mu pisać, co dzieci potrzebują, a on kupi. Agata argumentowała, że to bez sensu, bo jej wydatki na dzieci to w dużej mierze rzeczy typu część rachunków za media, utrzymanie samochodu, drobne wydatki podczas wycieczek, spacerów, fryzjer, opłata za zajęcia sportowe dla starszego dziecka - czyli rzeczy, których nie da się kupić i przekazać, tylko trzeba po prostu opłacić.

Jacek więc miał inną propozycję - Agata ma zbierać paragony i dawać mu na koniec miesiąca. Agata dla świętego spokoju się zgodziła. I co? I tak zwane gunwo. Jacek negował 90% wydatków. Dlaczego tak dużo na jedzenie? To to pewnie sama zjadłaś. Dlaczego aż dwa razy fryzjer? A, bo dwójka dzieci? A czemu oni chodzą raz na miesiąc do fryzjera? Te zajęcia można znaleźć taniej. Co prawda pod miastem godzinę drogi od miejsca zamieszkania dzieci, ale można. Jak to wyrósł już z butów? W pół roku? NIEMOŻLIWE. Po co byliście w wesołym miasteczku? Nie wierzę, że te 300zł za tankowanie to tylko, żeby dzieci wozić. Ogólnie nie naciągaj mnie babo. Agata więc ponownie skierowała sprawę do sądu.

Tam podobno Jacek powiedział do sędziego, że nie rozumie, dlaczego w ogóle ma coś płacić, bo to była żona wniosła o rozwód, a zarabia przyzwoicie więc ją stać na samodzielne utrzymanie. Mina sędziego podobno wyrażała więcej niż tysiąc słów.

rozwód alimenty

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (166)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…