Katowice, 2001.
Centrum Katowic, wsiadam do tramwaju jadącego w stronę Chorzowa. Jeździły już wtedy takie nowiutkie, ciche i pięknie wyposażone. Kto pamięta czerwone, dygoczące składy z kasownikami na widełki, ten wie.
Wsiadam pod Teatrem, muszę dojechać na Tauzen (Osiedle Tysiąclecia), a tu buła ludzi w przedniej części składu i kompletna nicość w drugiej. Wbrew logice, wbrew zasadom działania tłumu wbijam z odwagą w sercu i uśmiechem na ustach w tę pustą część. Wystarczyło by drzwi się zamknęły. W nozdrza uderza znajomy zapach. Zapach? Nieeee, to smród jaki niosą za sobą dziadki sznupki. Odruch wymiotny szybko się wzbiera, ale ściana ludzkich ciał nie daje miejsca na ewakuację.
Postanawiam zająć strategiczne miejsce na samym końcu i kombinuję czy na bezdechu dam radę 4 przystanki przejechać. Nie dam rady, wiem. Może oddychając tylko przez usta jakoś poradzę. Sonduję odległość dzielącą mnie od sznupka. Jakieś 4 rzędy siedzeń. Sznupek w doskonałym humorze podśpiewuje pod nosem. Nie wyławiam słów i melodii. Kątem oka widzę tylko rosnącą mu pod nogami kałużę. I wtedy słyszę już co śpiewa! "Szczęśliwej drogi już czas...". Przerwał na "jesteś jak..." by dodać od siebe: jak żech się już zeszczał to się jeszcze posram. Co też uczynił. Nie dojechałam.
Od tego czasu już nigdy nie usiadłam w tramwaju.
Centrum Katowic, wsiadam do tramwaju jadącego w stronę Chorzowa. Jeździły już wtedy takie nowiutkie, ciche i pięknie wyposażone. Kto pamięta czerwone, dygoczące składy z kasownikami na widełki, ten wie.
Wsiadam pod Teatrem, muszę dojechać na Tauzen (Osiedle Tysiąclecia), a tu buła ludzi w przedniej części składu i kompletna nicość w drugiej. Wbrew logice, wbrew zasadom działania tłumu wbijam z odwagą w sercu i uśmiechem na ustach w tę pustą część. Wystarczyło by drzwi się zamknęły. W nozdrza uderza znajomy zapach. Zapach? Nieeee, to smród jaki niosą za sobą dziadki sznupki. Odruch wymiotny szybko się wzbiera, ale ściana ludzkich ciał nie daje miejsca na ewakuację.
Postanawiam zająć strategiczne miejsce na samym końcu i kombinuję czy na bezdechu dam radę 4 przystanki przejechać. Nie dam rady, wiem. Może oddychając tylko przez usta jakoś poradzę. Sonduję odległość dzielącą mnie od sznupka. Jakieś 4 rzędy siedzeń. Sznupek w doskonałym humorze podśpiewuje pod nosem. Nie wyławiam słów i melodii. Kątem oka widzę tylko rosnącą mu pod nogami kałużę. I wtedy słyszę już co śpiewa! "Szczęśliwej drogi już czas...". Przerwał na "jesteś jak..." by dodać od siebe: jak żech się już zeszczał to się jeszcze posram. Co też uczynił. Nie dojechałam.
Od tego czasu już nigdy nie usiadłam w tramwaju.
Katowice
Ocena:
120
(142)
Komentarze