O przygodach na zakupach.
Mieszkam w miasteczku, o którym mieszkańcy mówią, że jest stanem umysłu, szczególnie dotyczy to kierowców i ich metod parkowania.
Jakiś rok temu. Ja w 8 miesiącu ciąży, z dwulatkiem, zaparkowałam pod supermarketem na miejscu dla rodzin z dziećmi.
Wracam do auta i dosłownie w mojej obecności jakieś auto podjeżdża i na chama parkuje między dwoma autami parkującymi na tych miejscach (czyli nie na miejscu parkingowym, tylko pomiędzy nimi). Parkuje z mojej lewej. Oczywiście, pan w praktyczny sposób zostawił po swojej lewej więcej miejsca, aby wygodnie wysiąść, blokując moje drzwi kierowcy. Wysiada i na luzaku chce iść do sklepu. Dodam, że owszem, wolnych miejsc parkingowych było niewiele, ale nawet w zasięgu mojego wzorku było ich kilka, całkiem niedaleko wejścia.
Wołam gościa i pytam jak ja mam jego zdaniem wejść do swojego samochodu. Wąsaty Janusz prycha tylko, że to nie jego wina, że te miejsca takie wąskie. Zwracam uwagę, że to nie jest miejsce parkingowe. Nagle Janusz zmienia zdanie, że skoro miejsca takie szerokie to można zaparkować, hehe, ekonomicznie, a nie z takim odstępem. Mówię do gościa, że to są specjalnie szerokie miejsca dla rodzin z dziećmi. Janusz zafurkotał, że robię problem z tyłka i mam sobie wsiąść od strony pasażera. Dopiero po mojej stanowczej zapowiedzi, że albo przeparkuje albo dzwonię na policję (nie mamy straży miejskiej), gość jak niepyszny wsiadł z powrotem do auta i co robi?
Jako, że równolegle do zajmowanego miejsca było wolne miejsce (także dla rodzin z dziećmi) oddzielone progiem, przejechał na chama przez ten próg niemal wjeżdżając w auto, które chciało tam zaparkować. Zmusił tamtego kierowcę do cofnięcia się i zadowolony opuścił pojazd. Między nim a tamtym kierowcą wywiązała się sprzeczka, a Janusz zadowolony argumentował, że kto pierwszy ten lepszy, trzeba sobie radzić i ogólnie ma wywalone.
Jak już mówiłam - stan umysłu...
Mieszkam w miasteczku, o którym mieszkańcy mówią, że jest stanem umysłu, szczególnie dotyczy to kierowców i ich metod parkowania.
Jakiś rok temu. Ja w 8 miesiącu ciąży, z dwulatkiem, zaparkowałam pod supermarketem na miejscu dla rodzin z dziećmi.
Wracam do auta i dosłownie w mojej obecności jakieś auto podjeżdża i na chama parkuje między dwoma autami parkującymi na tych miejscach (czyli nie na miejscu parkingowym, tylko pomiędzy nimi). Parkuje z mojej lewej. Oczywiście, pan w praktyczny sposób zostawił po swojej lewej więcej miejsca, aby wygodnie wysiąść, blokując moje drzwi kierowcy. Wysiada i na luzaku chce iść do sklepu. Dodam, że owszem, wolnych miejsc parkingowych było niewiele, ale nawet w zasięgu mojego wzorku było ich kilka, całkiem niedaleko wejścia.
Wołam gościa i pytam jak ja mam jego zdaniem wejść do swojego samochodu. Wąsaty Janusz prycha tylko, że to nie jego wina, że te miejsca takie wąskie. Zwracam uwagę, że to nie jest miejsce parkingowe. Nagle Janusz zmienia zdanie, że skoro miejsca takie szerokie to można zaparkować, hehe, ekonomicznie, a nie z takim odstępem. Mówię do gościa, że to są specjalnie szerokie miejsca dla rodzin z dziećmi. Janusz zafurkotał, że robię problem z tyłka i mam sobie wsiąść od strony pasażera. Dopiero po mojej stanowczej zapowiedzi, że albo przeparkuje albo dzwonię na policję (nie mamy straży miejskiej), gość jak niepyszny wsiadł z powrotem do auta i co robi?
Jako, że równolegle do zajmowanego miejsca było wolne miejsce (także dla rodzin z dziećmi) oddzielone progiem, przejechał na chama przez ten próg niemal wjeżdżając w auto, które chciało tam zaparkować. Zmusił tamtego kierowcę do cofnięcia się i zadowolony opuścił pojazd. Między nim a tamtym kierowcą wywiązała się sprzeczka, a Janusz zadowolony argumentował, że kto pierwszy ten lepszy, trzeba sobie radzić i ogólnie ma wywalone.
Jak już mówiłam - stan umysłu...
zgorzelec
Ocena:
163
(169)
Komentarze