Piekielny tutaj jest chyba bardziej system niż jakiś konkretny człowiek...
U mojego najmłodszego dziecka wykryto wadę serca - otwór w przegrodzie międzyprzedsionkowej. To dość lekka wada, takie otwory się przeważnie zarastają przed skończeniem przez dziecko roku, ale obserwować trzeba. Byliśmy jakiś czas temu na oddziale, kazali przyjechać 25 września. Pojechaliśmy.
25 września zrobiono USG serca (otwór się zmniejsza) i podłączono holtera. Następnego dnia pojechałyśmy z córką na zdjęcie holtera. Pan doktor na pożegnanie powiedział nam, że wypis będzie gotowy po południu, bo dane z holtera muszą zostać zgrane na komputer i odczytane przez niego, a teraz ma przyjęcia itp. więc nie ma sensu żebyśmy tyle z córką siedziały na korytarzu. Wyślą papiery pocztą. No to do widzenia panu doktorowi, miłego dnia.
Czekam tydzień, drugi, listu nie ma. Może mają dużo roboty, pomyślałam, dam im jeszcze czas.
Ale miesiąc? To już wydało mi się przesadą. A że dziś jest ostatni dzień miesiąca i przypomniało mi się o sprawie akurat gdy miałam telefon pod ręką, pomyślałam że trzeba to wreszcie załatwić.
Najpierw telefon na ogólny numer szpitala. Przez pięć minut byłam dwunasta w kolejce, potem się rozłączyłam. Znalazłam telefon bezpośrednio na oddział. Wyjaśniłam sprawę, że dziecko, że holter, że pan doktor X obiecał list... Pani pielęgniarka uprzejmie sprawdziła w systemie i poinformowała mnie, że list nie został jeszcze wysłany. I że ona radzi mi zadzwonić pod numer z końcówką xxx, bezpośrednio do pokoju lekarskiego, ona ze swojego kontuaru widzi, że doktor wchodzi właśnie do tego pokoju, więc najlepszy moment. A pan doktor ma tylu pacjentów, że mógł zapomnieć, więc ona by się na moim miejscu upomniała. Zadzwoniłam.
X: Kardiologia.
J: Dzień dobry, jestem matką państwa pacjentki, M.S. czy z panem Z można rozmawiać?
X: Przy telefonie.
J: Byłyśmy z M u pana 25 września na kontroli. Obiecał pan doktor przesłać wypis pocztą i nie ukrywam, że trochę się niepokoję, bo to już miesiąc minął...
X: Jeszcze raz, jak nazwisko? A dziecko miało zakładany holter? Aha. A zdjęli wam holter? (Nie, dziecko ponad miesiąc z holterem "chodzi"...) A kiedy holter był zdejmowany? Dobrze, to ja przejrzę ten zapis i wyślę wam wypis. Już sobie kartę położyłem na wierzchu, żebym nie zapomniał.
Miesiąc. Nawet ponad. A on nawet do zapisu nie zajrzał. I ja rozumiem, masa spraw, zapomnieć każdemu może się zdarzyć.
Ale czy system, który zmusza lekarza do brania na siebie tylu pacjentów nie jest piekielny?
U mojego najmłodszego dziecka wykryto wadę serca - otwór w przegrodzie międzyprzedsionkowej. To dość lekka wada, takie otwory się przeważnie zarastają przed skończeniem przez dziecko roku, ale obserwować trzeba. Byliśmy jakiś czas temu na oddziale, kazali przyjechać 25 września. Pojechaliśmy.
25 września zrobiono USG serca (otwór się zmniejsza) i podłączono holtera. Następnego dnia pojechałyśmy z córką na zdjęcie holtera. Pan doktor na pożegnanie powiedział nam, że wypis będzie gotowy po południu, bo dane z holtera muszą zostać zgrane na komputer i odczytane przez niego, a teraz ma przyjęcia itp. więc nie ma sensu żebyśmy tyle z córką siedziały na korytarzu. Wyślą papiery pocztą. No to do widzenia panu doktorowi, miłego dnia.
Czekam tydzień, drugi, listu nie ma. Może mają dużo roboty, pomyślałam, dam im jeszcze czas.
Ale miesiąc? To już wydało mi się przesadą. A że dziś jest ostatni dzień miesiąca i przypomniało mi się o sprawie akurat gdy miałam telefon pod ręką, pomyślałam że trzeba to wreszcie załatwić.
Najpierw telefon na ogólny numer szpitala. Przez pięć minut byłam dwunasta w kolejce, potem się rozłączyłam. Znalazłam telefon bezpośrednio na oddział. Wyjaśniłam sprawę, że dziecko, że holter, że pan doktor X obiecał list... Pani pielęgniarka uprzejmie sprawdziła w systemie i poinformowała mnie, że list nie został jeszcze wysłany. I że ona radzi mi zadzwonić pod numer z końcówką xxx, bezpośrednio do pokoju lekarskiego, ona ze swojego kontuaru widzi, że doktor wchodzi właśnie do tego pokoju, więc najlepszy moment. A pan doktor ma tylu pacjentów, że mógł zapomnieć, więc ona by się na moim miejscu upomniała. Zadzwoniłam.
X: Kardiologia.
J: Dzień dobry, jestem matką państwa pacjentki, M.S. czy z panem Z można rozmawiać?
X: Przy telefonie.
J: Byłyśmy z M u pana 25 września na kontroli. Obiecał pan doktor przesłać wypis pocztą i nie ukrywam, że trochę się niepokoję, bo to już miesiąc minął...
X: Jeszcze raz, jak nazwisko? A dziecko miało zakładany holter? Aha. A zdjęli wam holter? (Nie, dziecko ponad miesiąc z holterem "chodzi"...) A kiedy holter był zdejmowany? Dobrze, to ja przejrzę ten zapis i wyślę wam wypis. Już sobie kartę położyłem na wierzchu, żebym nie zapomniał.
Miesiąc. Nawet ponad. A on nawet do zapisu nie zajrzał. I ja rozumiem, masa spraw, zapomnieć każdemu może się zdarzyć.
Ale czy system, który zmusza lekarza do brania na siebie tylu pacjentów nie jest piekielny?
Ocena:
103
(113)
Komentarze